poprzedni nastepny
linki autorzy opracowań książki kontakt lista tematyczna lista chronologiczna strona główna  

Cudzołożnicy w świątyni.

Łap ją! Złowieszczy głos przerwał resztki ciszy wczesnego poranka. Ciężkie drewniane drzwi otwarły się i uderzyły o ścianę z hukiem, robiąc głębszą dziurę w nadniszczonym już tynku.

Przerażone tą nagłą inwazją, serce Marii zamarło. Okazało się że dzień którego najbardziej obawiała się właśnie nadszedł.

Cudzołożnica! Prostytutka! Krzyczeli najeźdźcy. Zadowolenie spływało z ich oblicza, jak ślina z pysków wściekłych psów. Nauczyciele świątynni i kapłani wdarli się do jej małego, prywatnego miejsca jej interesu, z chęcią mordu.

Jej klient wysmyknął się z pod prześcieradeł rzucając jej wełniany chodniczek, szybko wkładając swoje ubranie, wcale nie zdziwiony tym porannym najazdem.

To pułapka! Ona pomyślała spoglądając na mężczyzn stojących pod ścianą, ich zaambarasowane twarze pokryte były resztką nocy. Wielu z nich było jej byłymi klientami, ale ona wiedziała że jeżeli zidentyfikuje ich teraz, mogło by tylko nasilić jej nadchodzącą karę.

Od czasu do czasu, aby utrzymać pozory pobożności i przypodobać się wiernym pośród ludu, pisarzy, prawników, kapłani robili przykład z jednej z prostytutek z poza miasta paradując ją ulicami miasta przy zgiełku gapiów przeklinających i opluwających ją. Potem, z szyderczą zażyłością oni wściekle wyrzucali ich ofiarę ze świętego miasta przez Bramę Gnojną w wyrazie sztucznej łaskawości.

Ja powinnam pozostać w Magdali, myślała Maria owijając się prześcieradłem.

Zbierając pościel do siebie aby ukryć swoja nagość, ona próbowała powstać z łóżka.

"Chwyćcie ją! Nie pozwólcie jej uciec", jeden z kapłanów warknął podczas kiedy inny skoczył w jej kierunku. Trzeci, strażnik świątynny, pochwycił ją za ramię, wbijając swoje paznokcie w jej miękkie ciało.

Maria próbowała się opierać, ale uścisk mężczyzny był mocny. Przerażona kobieta zaczęła się trząść nie mogąc przejąć kontroli nad swoim ciałem. Jej kobieca intuicja mówiła jej ze ten nowy klient był bardzo podejrzany kiedy on pojawił się tak wcześnie rano. Oni uczynią ze mnie przykład.

"Daj jej coś do ubrania." Jeden z prawników wyrwał ją z uchwytów strażnika.

"Hej! Lepiej weźcie ją taką jaką jest," bronił pisarz, "To będzie bardziej przekonywujące". "Nie, On jest w świątyni, i my nie możemy ją wsiąść nagą do świątyni!" powiedział starszy kapłan z autorytetem w głosie, patrząc się na jej drżące ciało.

Jeden z mężczyzn stojących pod ścianą podał kapłanowi pogniecioną i brudną podomkę zarzuconą na kuchennym stołku. "Załóż to na siebie. Ukryj swoja hańbę!" powiedział zgryźliwie kapłan rzucając brudną szatę w drżącą kobietę. Wdzięczna za tą okryj biedę

Maria chwyciła podomkę i zarzuciła ją na siebie. Nawet będąc prostytutką ona miała sens skromności. Pod obstrzałem oczu jej obserwatorów ona okryła swoje nagie ciało.

Jej palce drżały kiedy ona zawiązywała pasek tej brudnej i luźnej szaty.

Na rozkaz starszego kapłana, dwaj strażnicy świątynni pochwycili jej ramiona i pociągnęli ją w kierunku drzwi. Nauczyciele ustąpili do tyłu, pozwalając strażnikom i kobiecie przejść. Ona wymieniła spojrzenia z jednym z nauczycieli. On pochylił swoją głowę ze wstydu. Szanujący się liderzy tego stanu nie mogli dotknąć się kobiety tej reputacji - publicznie, to znaczy.

Strażnicy prowadzili ją przez ulice. Ich muskularne palce posiniaczyły jej oliwna skórę. Jej długie, piękne włosy jej duma i chwała, opadły pokręcone na jej twarz. Ona miała trudności dotrzymania kroku na kamienistej drodze. Gdzie oni mnie biorą? ona rozmyślała. Przed nimi wyłaniały się zarysy świątyni.

Świątyni? Jej obawa wzrastała. Dlaczego świątyni?

Ona mogła słyszeć okrzyki i przekleństwa ze strony przechodzących gapiów.

Ciekawe plotek gospodynie i sprzedawcy uliczni zaczęli podłączać się w tyle tej dziwnej procesji.

O Boże, Maria modliła się w desperacji, proszę nie pozwól aby Łazarz i Marta ujrzeli mnie taką jaką rzeczywiście jestem. Dziwny, beznadziejny śmiech wyrwał się nagle z jej łkania. Jak ja mogę się spodziewać że ten czysty Święty Izraelski wysłucha modlitwy brudnej grzesznicy takiej jak ja? Ja odeszłam tak daleko, za daleko aby Bóg kiedykolwiek mógł przebaczyć albo wysłuchać moje modlitwy.

Moment odpoczynku na boku wąskiej ulicy pozwolił Marii odsapnąć na chwilę. Kapłani w między czasie podnosili duże kamienie porozrzucane przy froncie budynków, używane do podtrzymywania otwartych drzwi sklepików.

"Oni ukamienują mnie!" ona wyłkała łapiąc oddech. Kilka rozszczekanych bezpańskich psów podłączyło się do procesji w górę ulicy, ujadając na tą niezwykłą poranną podnietę. Maria lamentowała. "Oni ukamienują mnie na śmierć, i te bezpańskie głodne psy rozszarpią mnie jak Jezebel!" Ona słyszała tą historię wiele razy, wychowując się w wiernym żydowskim domu. Ale ona nigdy nie wyobrażała sobie że podzieli los tej zbuntowanej królowej Ahaba. Strażnik trzymający jej prawe ramię dał jej spojrzenie sympatii, aby następnie zwrócić uwagę na wzrastający tłum głośnych gapiów. Na lewo ona widziała sklepikarza podnoszącego kamień, sprzedawca ryb na prawo uczynił to samo.

Puls Marii wzrósł gwałtownie. Jej drżenie także wzrosło. Jej oddech stał się krótki i szybki. Plamy pojawiły się przed jej oczami; ona poczuła się jak w tunelu i że zaraz zemdleje.

"Dlaczego oni biorą mnie do świątyni?" Maria spytała się strażnika który trzymał jej prawe ramię, jej oczy wypełniły się zamieszaniem i bólem.

"Dlaczego Oni nie ukamienują mnie poza bramą?"

Strażnik zaszeptał bokiem swoich ust w piękne ucho młodej kobiety: "Ty masz jeszcze szansę. Jeżeli oni ukamionują Nauczyciela, oni prawdopodobnie pozwolą ci odejść. On jest tym kogo oni chcą".

Nauczyciel! Ona słyszała o Nauczycielu który przeszedł przez cały kraj lecząc ludzi i błogosławiąc im. Każdy słyszał o Nauczycielu. Po chwili ona ujrzała ponad tłumem ciekawych gapiów, pielgrzymów, i unoszącego się kurzu, białe ściany Bożej świątyni świecącej złotem w świetle wschodzącego słońca.

Podmuch zimnego wiatru uniósł jej długie rude włosy. Maria dostała dreszczy. Kobieta nie była pewna czego obawiać się bardziej, myśli o ukamienowaniu na śmierć za cudzołóstwo albo że ona była paradowania pól naga do Domu Bożego i winna skandalicznego przestępstwa.

Z brutalną siłą kapłani i strażnicy przeciskali ją przez ostanie 100 metrów prowadzących do świątyni, gdzie zgromadzenie rozłoszczonych wymieniaczy pieniędzy i sprzedawców ofiar zgromadzili się w wejściu do świątyni. To dziwne pomyślała Maria. Oni zwykle przynoszą ich zwierzęta i stoły na pieniądze do środka.

Wielu zdenerwowanych sprzedawców ofiar podążało za kapłanami którzy szli z Marią.

"On uczynił bicz i wyrzucił nas na zewnątrz", jeden warczał. "On powywracał nasze stoły z pieniędzmi". "Kto dał tyle autorytetu temu Galilejczykowi?" zapytał inny, pokazując pięść przed oczami jednego z nauczycieli. "Ten człowiek musi być zatrzymany!"

Z odnowioną determinacją kapłani unieśli swoje głowy i weszli na teren świątyni. Pochwycona w rozwijającym się dramacie, Maria na chwilę zapomniała o swoim losie aż jakaś młoda i rozwścieczona kobieta podniosła swój welon i wrzasnęła w twarz Marii.

"Ty dziwko" kobieta zawarczała. Następnie jak wielbłąd, ona wypluła dobrze wymierzony pocisk śliny w kierunku Marii, opluwając jej brudną szatę. Maria spojrzała na i tak już brudną szatę i skuliła się. Ona nigdy nie czuła się tak brudna. Na placu świątynnym atmosfera drastycznie zmieniła się. Znajome beczenie kóz i baranów, świergotanie przepiórek i wszystkie zapachy jak ze stajni, które wierni zwykle spotykali tutaj nagle znikły. Teraz tam była słodka cisza i spokój. Bez ostrzeżenia strażnicy zwolnili tempo i zatrzymali się nagle. Oni rozluźnili żelazny uścisk na jej ramionach. Ona potarła jej posiniaczoną skórę na jej ramionach.

Kapłani prowadzący procesję zatrzymali się także. Zniżonym tonem oni dyskutowali niespodziewany obrót wydarzeń następnie wyprostowali się aby odzyskać arogancki, dumny wygląd. "Tam! Tam On jest" jeden z nich wyszeptał. On wskazał na duży tłum zebrany wokół Kogoś siedzącego na schodach świątyni.

Kapłani zatrzymali się otrzepując kurz ze spodu swoich szat i włożyli swoje dłonie razem w długie rękawy ich cennych białych tog aby przyjąć respektowaną religijną postawę.

Następnie, wymieniając między sobą zachętę do ruszenia dalej, oni wolno i butnie skierowali się w kierunku grupy wiernych zgromadzonych na schodach.

Strażnicy świątynni, z mniejszą wrogością do kobiety nad którą mieli pieczę, podążyli za nimi.

Kiedy ta kapłańska procesja dostała się do centrum zgromadzenia, wierni rozstąpili się na boki aby oni mogli przejść, aż stanęli naprzeciw Tego który był oczywiście centrum zgromadzenia.

Maria wytrzeszczyła oczy ze strachu. Chociaż ona słyszała o Nim każdy słyszał ona nie widziała takiego człowieka jak ten nigdy przedtem. Jego rysy były kościste, surowe, oczywiście nie obce do ciężkiej pracy albo do życia poza domem wśród natury. Jeszcze w Jego wyrazie twarzy ona widziała delikatność, wyrażenie niewinności zmieszanej z mądrością i godnością. Jego cała budowa miała doskonałą symetrię i balans jaka nosiła kombinację szlachetności i współczucia. Maria nigdy przedtem nie widziała takiego majestatu w żadnym człowieku, a Maria znała wielu mężczyzn.

Z jakieś dziwnej przyczyny jakiej nie mogła zidentyfikować Maria miała uczucie pokoju i bezpieczeństwa w Jego obecności. Otoczona przez ścianę gapiów czyniących ucieczkę niemożliwą, strażnicy rozluźnili ich szpony z Marii ramion, i ona upadła, trzęsąc się, u stóp Jezusa.

Maria zamknęła swoje oczy i złożyła swoje ramiona nad swoja głową, nie mogąc patrzeć więcej na tego świętego Człowieka, marząc jednocześnie aby ta nocna mara zniknęła. Ponad hałasem okrzyków i szyderstwa, ona słyszała jej oskarżycieli przedstawiających przed Jezusem ich śmiertelny zarzut przeciwko niej.

"Nauczycielu, tę oto kobietę przyłapano na jawnym cudzołóstwie, a Mojżesz w zakonie kazał nam takie kamieniować, Ty zaś co o tym mówisz?" (Ew. Jana 8:4,5).

Rzeczywistość jej beznadziejnej i umartwiającej sytuacji przymiażdżyła Marie.

Przerażająca ilość emocji spowodowała utratę przytomności na chwile. Leżąc na marmurowej posadzce, nikt nawet nie wiedział że ona zemdlała nikt za wyjątkiem Jezusa, który wiedział wszystko o tej młodej kobiecie. Na długo zanim ona weszła na teren świątyni, na długo zanim ona zezwoliła pierwszemu nieznajomemu wejść do jej łóżka, na długo zanim ona przedsięwzięła pierwszy krok, który doprowadził do jej upokorzenia, On spodziewał się tego wydarzenia bardzo dokładnie w tym czasie.

Po chwili Maria odzyskała przytomność. Atmosfera na dziedzińcu świątyni zmieniła się. Było jakoś dziwnie cicho. Ona zerkała spod jej rozczochranych włosów widząc Jezusa spokojnie szkicującego słowa w prochu posadzki świątyni. Ona nie mogła od razu odczytać słów. Ona spoglądała jak On wstał i powiedział, "Ten który jest bez grzechu między wami, niech pierwszy rzuci kamieniem w nią" (wiersz 7).

Ona skuliła się, spodziewając się że grad kamieni spadnie na nią. Zamiast tego ona usłyszała głuche stukanie kroków kogoś odchodzącego.

Otwierając swoje oczy, ona obserwowała jak Nauczyciel pochylił się pisząc znowu. Co On pisze? Ona nadsłuchiwała szepty rozpraszającego się tłumu. On wyliczał grzechy urzędników świątyni aby wszyscy widzieli.

Po tym co widziało się jak wieczność, delikatna ręka Jezusa dotknęła jej ramię. Ona odsunęła włosy z jej twarzy i uniosła swoje oczy. Maria widziała Jezusa patrzącego na nią z nieskończoną czułością. Na Jego twarzy był ten zagadkowy uśmiech, tak jakby On dziwił się "dlaczego ona miałaby pełzać w tak nieprzyzwoitych manierach w tym świętym miejscu. Podnosząc się wolno z posadzki, ona rozglądała się dookoła szukając śladu pisarzy i Faryzeuszów. Hipokryci którzy zastawili pułapkę na nią uciekli ze świątyni. Potem Jezus zwrócił się do niej z respektem "Kobieto, gdzie są ci co cię oskarżają? Nikt cię nie potępił? (wiersz 10).

Maria spojrzała dookoła zmieszana i powiedziała, "Nikt, Panie" (wiersz 11).

I Jezus powiedział jej, "I Ja nie potępiam cię; idź i nie grzesz więcej" (wiersz 11).

Maria pomyślała to brzmi zbyt dobrze żeby było prawdą, "Idź i nie rób tego więcej"?

Ja jestem cudzołożnicą! I Jego nagana jest "Idź i nie grzesz więcej" ?

Czy to jest prawdą, że ona mogła pójść do domu? Ona była zwolniona, uratowana od kary. Jej pierwszy instynkt był uciec z tego miejsca jak najszybciej, ale ona czuła się skrępowana przez przygniatającą wdzięczność aby podziękować jej obrońcy. Maria dobrowolnie rzuciła się do stóp Mistrza i wylała swoją wdzięczność zmieszaną ze łzami.

Na moment ona spojrzała na posadzkę i ujrzała słowo "cudzołożnik" naprzeciw jej oczu. Jej twarz zaczerwieniła się na połyskujące litery wypisane w prochu świątynnej posadzki. Zanim ona mogła znaleźć odpowiedzi na twarzy delikatnego Nauczyciela, mocny poranny powiew wiatru przeleciał przez dziedziniec świątyni, porywając ze sobą cały katalog grzechów wypisanych w prochu. W tym momencie Maria poczuła ogromny ciężar winy zdjęty z jej duszy.

Wasz przyjaciel w NIM,
Paul Piskozub


kontak z autorem serwisu
Sylwestrem Szady
kontakt z autorem artykułu

Chrzescijanski Serwis Promocyjny
Chrzescijanski Serwis Promocyjny

Ostatnie zmiany: 30.08.2001 r.

| początek | strona główna | odtwarzanie MIDI | dodaj do ulubionych | rekomenduj znajomym | St@rtuj z Eliaszem |