poprzedni nastepny
linki autorzy opracowań książki kontakt lista tematyczna lista chronologiczna strona główna

"Postępy" ekumeniczne 2002 r.

Przedstawcie i przytoczcie dowody, owszem, naradźcie się wspólnie: kto zapowiedział to już od dawna i od owej chwili objawił? Czyż nie Ja jestem Pan, a nie ma innego Boga prócz Mnie? Bóg sprawiedliwy i zbawiający nie istnieje poza Mną. (Iz. 45:21 BT)

Początek 2002 r. obfitował w wydarzenia o charakterze ekumenicznym. Zaangażowanych w ten ruch zostało wiele kościołów chrześcijańskich i religii niechrześcijańskich. Spotkania modlitewne w intencji jedności chrześcijan lub o pokój z przedstawicielami różnych kościołów mają długą tradycję. Często odbierane były kontrowersyjnie przez wiernych jako sposobność dla obniżania standardów, rezygnowania z pryncypiów, pójścia na kompromis. Papież Jan Paweł II organizując w Asyżu spotkania modlitewne reprezentantów kościołów chrześcijańskich i niechrześcijańskich otworzył nowy rozdział, nową jakość w stosunkach między religiami.

Moja córka: Marta Szady, zdjęcie z września 2001 r.

Dotychczas nabożeństwa ekumeniczne gromadzące chrześcijan można było tak zorganizować, by uwypuklając to co wspólne, żaden z uczestników nie musiał naginać nadmiernie swojego sumienia. Na tą okazję pozostawiano szczegółowe definicje pojmowania Bóstwa, Jezusa Chrystusa, Ducha Świętego, roztrząsania czy zbawienie jest z łaski czy uczynków, nie lansowano pośrednictwa świętych i Marii matki Jezusa, itd... Wszystkich uczestników łączyła miłość do Wszechmocnego, Jedynego Boga i Jezusa Chrystusa, a szczególnym minimum które otwierało lub zamykało nabożeństwa była modlitwa "Ojcze nasz...". Zebrani śpiewali uzgodnione ogólnochrześcijańskie pieśni, rozważali Słowo Boże. Byłem uczestnikiem takich spotkań.

Tym co mnie pobudziło do wyrażenia sprzeciwu, nie jest kolejne - trzecie - spotkanie w Asyżu, do tego już można było się przyzwyczaić. Warto sobie przypomnieć emocje jakie wzbudzało to pierwsze, ile wstydu i zmieszania mieli członkowie różnych wspólnot chrześcijańskich gdy oglądali tam swoich przedstawicieli. Tym razem dotyczy to mojego kościoła. Być może z praktyką jeszcze pozostaje za Kościołem Rzymskokatolickim, ale już w teorii  zarząd kościoła nie ma z tym problemu. Oficjalne zaproszenie do wspólnej modlitwy w intencji pokoju z okazji Międzynarodowego Dnia Wolności Religijnej zostało odczytane w sabat 26.01.2002 r. we wszystkich zborach Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Tekst zaproszenia wystawiono w internecie. Tutaj cytuję drugi akapit, który mnie zbulwersował.  

"W tej sytuacji zarówno chrześcijanie różnych wyznań, jak i wyznawcy religii niechrześcijańskich, wszyscy, którym zależy na pokoju, winni zewrzeć swe szeregi we wspólnej modlitwie o światowy pokój i pokojowe współistnienie wszystkich religii - globalne i lokalne."

Gdyby to pisał dostojnik dowolnego innego kościoła czy religii, nie dziwiłbym się. Myślałbym sobie: przecież ci inni nie mają właściwego poznania, nie są szczególne powołanym przez Jezusa kościołem na czas ostatków. Nie znają lub nie rozumieją poselstwa trzech aniołów z Księgi Apokalipsy 14,6-12. Przypomnę tylko wiersz 7-my:

Bójcie się Boga i oddajcie mu chwałę, gdyż nadeszła godzina sądu jego, i oddajcie pokłon temu, który stworzył niebo i ziemię, i morze, i źródła wód. (Obj. 17,7 BW)  

Nie ma wątpliwości, że Stworzycielem jest Bóg Biblii, Talmudu a być może i Koranu: Ojciec Niebieski, Jedyny Bóg dla żydów, chrześcijan i muzułmanów. Przyznaję, że chociaż z trudem, ale mogę sobie wyobrazić wspólne nabożeństwo dla wyznawców wymienionych trzech religii.

Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie. Ze względu na nie ja zostałem ustanowiony głosicielem i apostołem - mówię prawdę, nie kłamię - nauczycielem pogan we wierze i prawdzie. (1 Tym 2.5-7 BT)

 

Oczywiście, że nie mam nic przeciwko modlitwie wstawienniczej za przyjaciół i wrogów, sam ją uprawiam :-) Wiem, że wolą Bożą jest by poznanie Jezusa Chrystusa było szczęściem każdego człowieka, za którym  idzie oddawanie Mu chwały, wdzięcznej miłości w posłuszeństwie pełnienia życia według Jego upodobania.

Poza tym, bracia, módlcie się za nas, aby słowo Pańskie rozszerzało się i rozsławiło, podobnie jak jest pośród was, abyśmy byli wybawieni od ludzi przewrotnych i złych, albowiem nie wszyscy mają wiarę. (2 Tes. 3.1-2 BT)

Uważam, że wolność religijna jest darem Bożym, za który nigdy dosyć dziękczynienia i pielęgnacji w jej trwaniu.

Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władze, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy. (1 Tm 2,1-3 BT)

W całym spisanym nauczaniu apostoła Pawła, nauczyciela pogan we wierze i prawdzie, szerzej: w całym Piśmie Świętym nie znajduję wezwania by lud Boży gromadził się dla wspólnych modlitw z poganami, by modlono się w uzgodnionej intencji, każdy do swojego boga. Biblia nie zna pobłogosławionego przez Boga spotkania modlitewnego we wspólnej intencji do Jedynego, Prawdziwego Boga oraz do bożków. Za każdym razem jest to ohydą dla Niego.

Było w przeszłości, za czasów proroka Eliasza z Tiszbe i króla Achaba (1 Krl 18,17-40), spotkanie w jednym miejscu, na górze Karmel przedstawicieli fałszywej i prawdziwej religii. Jednak czas i miejsce były okazją do spektakularnego udowodnienia, że nie ma zgody na cudzołóstwo z bożkami za którymi stoją demony.

Pan również powiedział: Chłopi egipscy, kupcy Kuszyci i Sabejczycy olbrzymi, wszyscy udadzą się do ciebie i z tobą zostaną, i skrępowani wszędzie pójdą z tobą. Będą też bić ci pokłony i modlić się będą, mówiąc: Bóg jest tylko u ciebie i nie ma sobie równego. Nie ma też nigdzie żadnych innych bogów. (Iz 45:14 BR)

 

* * *

 

Oto uwaga Andrzeja Sikory, uczestnika grupy dyskusyjnej eliasz do wyróżnionego obrysem akapitu z zaproszenia na nabożeństwo ekumeniczne:

Niech więc buddysta modli się do swojego demona, a ja do mojego Pana i mam mieć nadzieję, że może zaczną współpracować w tej materii? Czy tak mamy to zrozumieć?

Przepraszam, że tak wprost wypowiadam te słowa, ale przeraża mnie to co słyszę z ust... no właśnie kogo?

 

Jakże uzupełnia powyższe wiele mówiący komentarz odnośnie spotkania w Asyżu, uczestnika1 listy dyskusyjnej religia@creationism.org.pl:

Były czasy, kiedy za wiarę palono się nawzajem żywcem. Teraz mamy pluralizm. Biskupi, szamani, wyznawcy ognia wychodzą uśmiechnięci, zgodnym frontem do klientów. Kupujcie co chcecie. Ekumeniczny tydzień modlitw chrześcijan i czcicieli lampartów sponsorowała firma o_dowolnej_nazwie2.

 

Również mój najbardziej ulubiony i szanowany polityk: Janusz Korwin-Mikke w felietonie z Angory nr 5 (3 II 2002) pisze:

Długie lata życia w "komunizmie" nauczyły mnie, że im bardziej ktoś "walczy o pokój", do tym większej wojny się szykuje... (a w ogóle spęd wyznawców bogini Kali oraz szamanów indiańskich i czarowników murzyńskich do Asyżu na wspólną modlitwę z wierzącymi w Jednego Boga - obojętnie czy nazywamy Go Jehową, Adonai czy Allahem - budzi we mnie głęboki niesmak, a nawet oburzenie). Jestem za wolną konkurencją religii - a nie za ich ujednoliceniem, do czego zmierza tzw. "ekumenizm".

 

Jak to się dzieje, że widzą to zwykli ludzie, bez glejtów świadczących o ukończeniu branżowych, teologicznych studiów, a nie widzą tego "pasterze". Chociaż nie uczony, ale śmiem uważać podobne imprezy za kolejne zwiedzenie, dlatego na pierwszą uwagę odpowiedziałem:

Przecież nie można tego inaczej rozumieć. Innym wyjaśnieniem, też kiepskim, jest założenie, że ponad naszym Wszechmocnym, Jedynym Bogiem i Zbawicielem jest jakaś siła jednocząca, scalająca, ponadwyznaniowa, nieobjawina, jakieś dobro wspólne, jakiś bóg nad bogami. Pogląd taki pomniejsza Świętego, jest pokrętnym grzechem, jakby trucizną w czekoladzie "pokoju i bezpieczeństwa".

Słowa zaproszenia prawie takie same jak z okazji spędu w Asyżu. Jakby się umówili, albo byli inspirowani tym samym duchem.

Sprzeciwiam się, chociaż nieudolnie, ale milczeć nie mogę. Może zawstydzę mądrych, uczonych oraz pełniących mniej czy bardziej wysokie (odpowiedzialane) funkcje w kościele. W pierszym odruchu obrzydzenia wystawiłem kopie artykułu Piotra Kotarby-Kaczora pod tytułem: "Ostatki", by było to swoiste memento mori.

 

* * *

 

Zjawisko stygnięcia (letnięcia) kościoła jest przepowiedzianym faktem, ale wydaje mi się, że dużo większym problemem są nasze relacje z Bogiem. Czy są one szczere, gorące i mocne? Zbyt często słyszałem od wielu braci adwentystów słowa które były i są klasyczną odpowiedzią katolików w obliczy przedstawianych odstępstw nauczania i praktyki ich kościoła od standardów Pisma Świętego: A gdzie pójdę? Za to odpowiedzą pasterze. Ja mam czyste sumienie. To nie moja wina. Tu jest cała prawda, itd... itd...

Osobiście nie chcę tak mówić. Skoro mówimy o współodpowiedzialności skierowanej wobec uczestników tego co nazywamy "Babilonem", "Kobietą jadąca na bestii", wypadałoby wymagać od siebie samych podobnej uczciwości i decyzji. Skoro my, jako kościół próbujemy otwierać oczy naszym bliskim i znajomym na to co dzieje się w świecie i w Kościele Katolickim z taka samą intensywnością i odpowiedzialnością należy śledzić wypowiedzi władz naszego kościoła - być może z jeszcze większą czujnością, po to byśmy nie zostali sprzedani. Moja mama, Natalia Szady, zdjecie z 1997 r.

Jako wyjaśnienie stanu kościoła i pocieszenie tych, którym robi się w nim ciasno, proponuje się, między innymi, lekturę książki C. Goldsteina "Ostatki". Czytałem ją 3 tygodnie temu, i nie wiem czy powinienem płakać czy śmiać się z argumentacji. Chociaż nie byłem członkiem PZPR - jedynie słuszna partia z czasów PRL - to identyczną argumentację słyszałem na wszelkie wypaczenia, byleby członkowie nie rzucali legitymacji członkowskich. A przecież to bierne trwanie dawało mandat władzom partii i jej strukturom do działania na szkodę państwa i obywateli. Znajduję ten sam rdzeń w nakłanianiu do wytrwania w kościele ostatków, choćby władze tego kościoła - jak pisze autor - przekazywały "dziesięcinę Saddamowi Husajnowi, nadal byłbym adwentystą dnia siódmego".3 Rada autora, wobec spodziewanego przesiewu, by trwać w kościele bez względu na to co robi widzialny kościół, wydaje mi się szczególnie groźna. By oddać mu sprawiedliwość cytuję z ostatniej strony i z okładki swego rodzaju podsumowanie, pod którym podpisuję się obiema rękami:

Tak więc potrzebujemy nie tylko poznania prawdy, ale przede wszystkim trwałego doswiadczenia z Tym, który jest prawdą. Jezus pragnie więzi z każdym z nas tak bardzo, jakby był jedyną osobą na świecie. Natomiast my potrzebujeny pełnego miłości oddania się Mu, abyśmy pozostali wierni nawet wtedy, gdyby cały Kościół adwentystyczny odstąpił od Niego, a nawet wtedy, gdyby wszyscy zwrócili się przeciwko nam, gdyby wszyscy uciekli, a my bylibyśmy... jedynymi, którzy pozostali!

Jedyny kościół, o udział w którym tak naprawdę warto i należy z całego serca i sił zabiegać, to Kościół duchowy Jezusa Chrystusa. Tylko Bóg zna jego członków, którymi są nowowonarodzeni z wody i z Ducha, ze wszystkich ludów, języków i kościołów. Wobec tej relacji wszelkie inne więzy muszą znaczyć tyle co zeszłoroczne babie lato. Nie wiem czy sytuacja w kościele dojrzała do tego, by za radą Bożą opuścić to miejsce, bo ulega skażeniu.

Częstą argumentacją, którą mam w niechęci, uzasadniającą organizację nabożeństw w Asyżu, stojącą również za podobnym nabożeństwem w KADS jest udział osób ze świata: władz różnych szczebli, osób utytułowanych. Wydaje się, że zapomina się o najważniejszym Sponsorze i Gościu, który zostaje zepchnięty na dalsze miejsca wobec ziemskich "figur".

Piszę o moim widzeniu problemów w kościele. Oczywiście za wszystkimi działaniami zawsze stoją konkretni ludzie, dlatego trudno krytykując instytucję - tutaj konkretną praktykę - nie sprawić przykrości osobom, które ją reprezentują lub szczególnie się z nią identyfikują. Ponieważ publikacja o nabożeństwie ekumenicznym jest oficjalnym dokumentem kościoła, a wiec i w moim imieniu, chociaż bez pytania mnie o opinię (czytaj: reprezentacji wiernych; załączone pod zaproszeniem stanowisko całego kościoła jest jak najbardziej do przyjęcia). Być może to znak, nie tylko dla mnie, ponieważ przy nieuprzedzonym osłuchaniu w kościele, mógłbym nie zauważyłbym skalania.

Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem na wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego - według tego, co mówi Bóg: Zamieszkam z nimi i będę chodził wśród nich, i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem.
Przeto wyjdźcie spośród nich i odłączcie się od nich, mówi Pan, i nie tykajcie tego, co nieczyste, a Ja was przyjmę i będę wam Ojcem, a wy będziecie moimi synami i córkami - mówi Pan wszechmogący. (2 Kor. 6,14-18)

 

* * *

 

Wiem, że moje świadectwo będzie dla wielu adwentystów przykre, jednak mnie wydaje się, że przykro było i jest mojemu Niebieskiemu Ojcu, niezależnie od tego ile by nie znaleziono argumentów na wspólne modlitwy chrześcijan i niechrześcijan.

02.02.2002 r. po raz pierwszy od kilkunastu lat z własnej nieprzymuszonej woli nie poszedłem do kościoła na wspólne zgromadzenie. Nabożeństwo wspólnie z żoną i dziećmi przeprowadziliśmy w domu by Bogu dziękować, studiować Jego słowo i wielbić Go psalmami i pieśniami. Ufam, że zgodnie ze Swoją obietnicą był wśród nas obecny Jezus. W minioną sobotę w czasie lekcji szkoły sobotniej gdy pastor przedstawiał odbudowywanie współczesnej Wieży Babel, jako przykład podając już trzecie spotkanie w Asyżu - poinformowałem zborowników o oficjalnym zaproszeniu i zacytowałem znane zdanie o "wspólnych modlitwach chrześcijan z niechrześcijanami" jako ewidentny przykład znoszenia cegieł na ową budowlę. Nie chce mi się pisać z jakim spotkałem się oburzeniem w stosunku do mnie! To nie jest moje wyjście z kościoła, ale zmniejszenie i rozluźnienie z nim więzów. Nie mogę dalej tak często :-) gorszyć zborowników.

Odczuwam coraz większe wyizolowanie, obserwuję przerost form nad treścią nabożeństw, skostnienie, wręcz zakłamanie, coraz większą hipokryzję, brak samodzielnego myślenia. Nie chcę utrudniać życia członkom zboru i kościoła. Traktuję kościół użytkowo, jako sposobność do oddawania chwały Bogu w zgromadzeniu i jako miejsce w którym jestem ucierany, gdzie często dla czystości sumienia jako jedyny wypowiadam odmienne zdanie w wielu sprawach. Moim bieżącym problemem jest: gdzie pójść? Z kim się kumplować :-)

Ponieważ mam takie poglądy jakie mam i ich nie ukrywam, spotykam się z opinią, że mam "dziwnego ducha", co należy czytać jako ostrzeżenie o posiadaniu ducha buntu, wichrzycielstwa, wrogiego Bogu, prowadzącego do rozbijania jedność zboru i kościoła - słowem złego ducha. Jeśli rzeczywiście mam jakiegoś ducha, to cechuje go - w/g mnie - również: szczerość, otwartość, niedbanie o poklask, jeśli obłuda to nieuświadomiona, badanie swego serca, stawianie na pierwszym miejscu Jezusa Chrystusa. Oczywiście wszystkie te cechy są dalekie od ideału, ale mam ich tyle ile daje rady we mnie wtłoczyć Duch Boży, stara natura trzyma się pazurami :-(

Dziwne dla mnie jest, że ostatnio często przychodzi mi się tłumaczyć z mojej wolności w Jezusie Chrystusie, z poszanowania Pisma Świętego jako JEDYNEGO autorytetu w sprawach wiary, z mojej ostrożności wobec wszelkich autorytetów i filozofii ludzkich. Z tego, że nie cenię kazań z kartek, oraz że uważm za grzech robienie czegokolwiek w służbie dla Pana, bez osobistego przekonania, choćby owe plany czy działania były zatwierdzone przez najwyższe władze kościelne dowolnego kościoła. Być może opatrznie, ale widzę podział wiernych na laikat i kler, więcej: dostrzegam zhierarchizowanie kleru polegające na zawłaszczeniu pewnych kompetencji między różnymi szarżami. Doszło do tego, że obrzędowi Wieczrzy Pańskiej może przewodzić co najmniej pastor ordynowany. To tylko wierzchołek góry lodowej.

Moja córka: Natalia Szady, zdjęcie z 2001 r.

Być może jestem kiepskim adwentystą, ale w tej konkurencji nigdy nie miałem największych ambicji. Mam radość i ogrom wdzięczności do Wszechmocnego Jedynego Boga, z nadania synostwa, z braterstwa w Jezusie, ze Zbawienia, z obfitości pokoju, z braku obaw, bo wiem i czuję sercem i rozumem, że ON jest moim Panem. To moja duma.

Jestem przekonany o osobistej odpowiedzialności każdego człowieka przed Bogiem z darów, w szczególności z takich jak:
- wolna wola (nawet ta ze skłonnością do grzechu),
- rozum (jak słaby by nie był :-)
- poznanie i zaczątek Ducha Świętego.

Wobec innych czuję się ich dłużnikiem, winnym im życzliwości braterskiej, przekazania daru spotkania Boga w swoim życiu. Chociaż może wydać się w moim przypadku niestosowne, ale wzdragam sie przed sądzeniem. Nie szufladkuje ludzi w/g wyznania, kościała, religii. Myślę, że dla Wszechmogącego jest to obojętne. Istotna - wydaje mi się - jest odpowiedź każdego z nas na Jego głos. Tempo wzrostu w wierze to też kwestia intymnej relacji, której nie mnie oceniać. Wierzę, że każdy człowiek uzyskuje szansę poznania Go. Pragne być w tej mierze Jego zdatnym pomocnikiem. Wiecej o moich powinnościach piszę pod tym adresem. Nie chcę nikogo gorszyć, nie uważam, by moją powinnością czy misją było bolesne otwieranie oczu, tym bardziej, że nie wiem dokąd to doprowadzi. Zabiegam o to by mieć przed Bogiem czyste sumienie, bo wiem, że kiedyś (a może już dzisiaj) stanę przed Jego sądem i modlę się by był tam ze mną mój Zbawiciel - z pewnością nie będzie tam ze mną pastorów, Elen G. White, czy zboru.

 

* * *

 

Albowiem już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, wówczas ukaże się Niegodziwiec, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i wniwecz obróci [samym] objawieniem swego przyjścia. Pojawieniu się jego towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, [działanie] z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia. Dlatego Bóg dopuszcza działanie na nich oszustwa, tak iż uwierzą kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie nieprawość. (2 Tes. 2.7-12 BT)

Kościół rzymski przyznał prawo interpretowania Pisma Świętego wyłącznie duchownym. Tym samym odebrał to prawo prostemu ludowi. Chociaż reformacja umożliwiła wszystkim dostęp do Pisma Świętego, to jednak owa zasada ustalona przez kościół rzymski wstrzymuje wielu protestantów od osobistego badania Biblii. Nauczono ich, że mają przyjmowac prawdy biblijne tak, jak je interpretuje kościół. Tysiące ludzi boją się przyjąć cokolwiek - chociaż byłoby to jasno objawione w Biblii - co nie zgadzałoby się z zasadami wiary lub naukami podanymi przez kościół. Pomimo, ze w Biblii znajduje się ostrzeżenie przed fałszywymi nauczycielami, wielu beztrosko powierza sprawy swego zbawienia ludziom. Wśród chrześcijan znajdują się tysiące takich, którzy nie potrafią podać innego uzasadnienia swej wiary oprócz tego, że tak ich nauczyli duszpasterze. Nie zważają na nauki Zbawiciela, pokładając całą ufność w słowach duchownych. Jak można powierzyć im pieczę nad naszym zbawieniem nie mając potwierdzenia w Słowie Bożym, że są oni prawdziwymi nosicielami światła?... Pierwszym i najwyższym obowiązkiem każdej rozumnej istoty jest znalezienie w Biblii odpowiedzi na pytanie, co jest Prawdą, a następnie kroczenie w otrzymanym świetle i zachęcanie innych do badania Słowa Bożego... Prawdy wyraźnie objawione w Biblii zostały zakwestionowane i zniekształcone przez ludzi, którzy twierdząc, iż posiadają wiedzę i mądrość, jednocześnie uczą, że Pismo Święte ma mistyczne, duchowe lub alegoryczne znaczenie. Ludzie ci są fałszywymi nauczycielami... Jedną z przyczyn braku jasnego zrozumienia Słowa Bożego przez teologów jest zamykanie oczu na prawdy, których nie chcą realizować w życiu. (Ellen G. White, dz. cyt. 461-463 wyd. III, 1981)4

A Pan niech pomnoży liczbę waszą i niech spotęguje waszą wzajemną miłość dla wszystkich, jaką i my mamy dla was; aby serca wasze utwierdzone zostały jako nienaganne w świętości wobec Boga, Ojca naszego, na przyjście Pana naszego Jezusa wraz ze wszystkimi Jego świętymi. (2 Tes. 3.12-13 BT)

 

* * *

 

 
 

Przypisy

1. Nie zachowałem listu z forum, nie pamiętam autora cytatu. Proszę o pomoc w tej sprawie.

2. Usunąłem nazwę firmy, dla uniknięcia potencjalnych problemów.

3. Clifford Goldstein "Ostatki", ChIW "Znaki Czasu, Warszawa 2001, str. 107.

4. Cytowane za: Antoni Godek "Apokalipsa", ChIW "Znaki Czasu, Warszawa 1988, str. 310.

 
 

Powyższy tekst jest kompilacją korespondencji z ostanich 2 tygodni, stąd mogą pojawiać się niedopowiedzenia, podjęte wątki bez właściwego rozpoczęcia i zakończenia. Jednak w sytuacji gdy mimo zgłoszenia problemu w internetowych grupach dyskusyjnych w których brali udział adwentyści, odzew merytoryczny był praktycznie żaden, czuję się zobowiązany do nagłośnienia go na miarę dostępnych mi możliwości.

Z poważaniem i nadzieją,
że powyższe będzie ku większej chwale Bożej
i ku Twojemu zbudowaniu,
Sylwester Szady,
Zamość,
03.02.2002 r.

Zapraszam do dzielenia się opiniami za pośrednictwem email lub tego formularza. Proszę o dopisek, czy komentarz może być wystawiony na WWW.

Teksty uzupęłniające:

  • Rezygnacji z członkostwa w KADS
  • Krótkie wyjaśnienie rezygnacji
  • Obszerne wyjaśnienie rezygnacji.


    Temat ekumenii podejmowany jest w artykułach:


    kontak z autorem serwisu
    Sylwestrem Szady

    ©  Dzisiejszy Eliasz, 1998-2002 http://eliasz.dekalog.pl

    Ostatnie zmiany: 09.02.2002 r.

    początek | strona główna | odtwarzanie MIDI | dodaj do ulubionych | rekomenduj znajomym | St@rtuj z Eliaszem