Co ci jest? Zapytał mój mąż gdy znowu obudziłam się przerażona
- Znowu miałam sen! Ten sen! Wyobraź sobie znowu błądziłam po AGH, po tych labiryntach A 0. I znowu byłam wśród mych kolegów! Wszyscy przygotowywaliśmy się do egzaminu u prof. Mrowca! Wszyscy - po tylu latach dostaliśmy do domu wiadomość, że nasze wykształcenie już jest nieważne i aby było ważne to musimy przyjść i jeszcze raz zdać ten egzamin! Patrzyłam jak dobrze przygotowani są moi koledzy i powiedziałam : rezygnuję z dyplomu! Już nigdy więcej nie chcę zdawać egzaminu! Odeszłam od tej grupy. Obudziłam się spocona i przerażona!
Niestety sen się kilkakrotnie powtórzył! Nawet opowiadałam go koleżankom z pracy.
Pani Celino proszę po pracy przyjść do mnie do gabinetu! Ten ton pani dyrektor niestety nie wróżył nic dobrego! Z duszą na ramieniu przekroczyłam próg gabinetu. I niestety się nie myliłam!
Pani Celino! Musi pani podjąć w tym roku studia podyplomowe! Inaczej nie gwarantuję pani zatrudnienia! Zachwiałam się na nogach! To był TEN SEN!.
Co robić? Nie mogę! Codziennie wstawałam o czwartej rano, gotowałam 2 obiady - bo mój mąż jadł co innego niż moja teściowa. Dzieci miały do wyboru 2 obiady lub same sobie coś przygotowywały. Nie umiałam wyegzekwować pomocy w pracach domowych od nikogo z domowników! I praca, wyczerpująca praca - z bardzo trudnym zespołem klasowym w szkole. Codziennie kładłam się o 23-ciej. Teściowa po ciężkiej chorobie była wrakiem człowieka. Jeszcze niedawno sprawna - mimo skończenia ponad 80-ciu lat - po przejściu zapalenia płuc i agonii, z której wyszła - niestety wymagała ciągłej opieki. Cieszyłam się gdy po paru miesiącach znowu wstała z łóżka i nie musiałam zmieniać jej pieluch. Ale już tylko snuła się po mieszkaniu, była w silnej depresji, posuwała się u niej wciąż choroba zakrzepowa żył i nagle bardzo pogorszyła się jej pamięć. Była zawsze trudna we współżyciu, ale wtedy było coraz gorzej. A ja mogłam zasadniczo liczyć tylko na siebie! No i jeszcze jedno- najważniejsze: studia podyplomowe są tylko w soboty i niedziele. JAK TO ZROBIĆ? Jak odrobić soboty nie mając do tego warunków w domu?
- Bardzo mi przykro pani dyrektor - ale moje warunki rodzinne nie pozwalają mi podjąć studiów podyplomowych! I nawet ta odpowiedź była podobna - jak w mym śnie!
- To niech pani pamięta o mych słowach!
- A co ja mam zrobić?
- To nie moja sprawa! Pani musi uzyskać kwalifikacje do nauczania innego przedmiotu a nawet według wytycznych ministerstwa nie ma pani prawa nauczać nawet techniki!
- To ciekawe! - pomyślałam - Uczę już 13 lat, staż mam 20 lat i nagle ktoś u góry uznał, że nie mam kwalifikacji! Moi uczniowie wielokrotnie brali udział w olimpiadach na szczeblu wojewódzkim i nagle się nie nadaję!?
- Będę panią bronić ale niczego nie obiecuję!
Weszła reforma w szkolnictwie. Nagle mój przedmiot zaczął "znikać". Ktoś przemyślał sobie, że można zlikwidować tzw przedmioty artystyczne. Uzupełniłam etat w gimnazjum. Niestety tam też nauczyciele byli "bez godzin". Dyrekcja najpierw zawsze dba o swoich. Na następny rok zabrakło mi 6-ciu godzin. Moja pani dyrektor zachowała się w tym momencie dość porządnie. Dała mi 6 godzin w bibliotece. Godziny gorzej płatne ale cieszyłam się i z tego. Ale w tym momencie musiałam podpisać cyrograf! Zobowiązałam się że podejmę studia podyplomowe! Jak ja wtedy gorąco się modliłam! Panie Boże pomóż mi dotrzymać zobowiązania!
Teściowa zmarła w czasie mych wakacji. I czy uwierzycie mi, że nadal chciałam aby żyła? Dla niej ta śmierć była wyzwoleniem z piekielnych męczarni. A ja poprzez opiekę nad nią pokochałam ją. I naprawdę było mi ciężko się z nią rozstać!
Papierów na bibliotekoznawstwo na UJ już w czerwcu ode mnie nie przyjęli. Oświadczyłam pani dyrektor, że złożę papiery na Uniwersytecie Śląskim w 4 grudnia. Był koniec września. I w tym momencie dowiedziałam się, że w Krakowie są studia, które odbywają się w czwartki! Z matematyki! 2 dni przed zakończeniem rekrutacji złożyłam papiery na UJ - wydział matematyki. To była pasjonująca przygoda! Czekałam na te czwartki! Biegałam na wykłady z niezwykłą radością! Czułam się jak pies spuszczony z łańcucha! Wreszcie pozwolono mi się uczyć! Mogłam zobaczyć coś więcej niż garnki i pracę w szkole z trudnymi dziećmi!
Ale chciałam się wywiązać też ze zobowiązania i podjąć również studia na UŚl.
Niestety Bóg mi przeszkodził! Inaczej się tego nie da wyjaśnić! Kilkakrotnie jeździłam na UŚl. aby dopytać się jak złożyć papiery. Powiedziano mi, że zdecyduje data stempla pocztowego, a oni nie przyjmą papierów wcześniej niż 4 grudnia. Okazało się, że zmienili zasady w ostatniej chwili i przyjęli tych co przyszli osobiście 4 grudnia oraz te papiery, które nadeszły akurat do godziny 14 - tej 4 - go grudnia! Moje papiery wysłane pocztą zgodnie z sugestią pani z dziekanatu doszły po tej godzinie! Po prostu Bóg interweniował! Nie dałabym rady!
Ja chciałam działać według sugestii Adama Mickiewicza z "Ody do młodości" : Mierz siły na zamiary!
Bóg wiedział- moje siły były zbyt małe! Przemordowałam tę matematykę! W wieku 46 lat naprawdę nauka nie idzie zbyt łatwo! I jeszcze jedno- nie przyznałam się na UŚl. składając papiery na bibliotekoznawstwo, że jestem adwentystką. Myślałam, że zrobię to później. Jakoś tak chciałam ukryć! No i nie dostałam się tam. Myślicie że to przypadek? Na pewno nie!!!
Dyrekcji wytłumaczyłam zaistniałą sytuację. Zobowiązałam się, że 15 maja już następnego roku wezmę urlop i dopilnuję osobiście aby moje papiery na pewno zostały złożone! I wtedy postanowiłam, że od razu się ujawnię! Do życiorysu, kopii dyplomu i innych dokumentów dołączyłam zaświadczenie z diecezji krakowskiej!
Na efekt nie musiałam długo czekać!
Po jakichś dwóch tygodniach otrzymałam do domu pismo od pani dyrektor instytutu. To samo pismo dostała nasza diecezja. Poinformowano mnie, że nie istnieje możliwość indywidualnego studiowania i odrabiania zajęć, że te studia są specyficzne i nie ma żadnej możliwości załatwienia czegokolwiek. Zaraz po zakończeniu roku szkolnego zabrałam pismo i udałam się do pani dyrektor, która podpisała się w piśmie. Czekałam dość długo pod gabinetem. Pani dyrektor podpisywała indeksy, egzaminowała studentów, przeprowadzała rozmowy telefoniczne. Zacisnęłam zęby i cierpliwie czekałam. W pewnej chwili usłyszałam, że jest sama w gabinecie. To był ten moment! Z bijącym sercem weszłam do gabinetu i poprosiłam o rozmowę w bardzo ważnej sprawie. Jeszcze trochę musiałam poczekać ale w końcu pozwolono mi usiąść i mogłam porozmawiać! Przedstawiłam się. Podałam pismo, które wcześniej dostałam i przypomniałam swą prośbę. Najpierw rozmowa była dość ostra.
Pani tego nie skończy! Nie widzę takiej możliwości! Czy pani wie ilu my mamy chętnych? I oni nie grymaszą tak jak pani! Najlepiej niech pani zabierze swe pieniądze i idzie gdziekolwiek! Prawie ze łzami w oczach powiedziałam:
Niech mi pani tylko pozwoli spróbować! Mam podbramkową sytuację w pracy!
Będę chodzić do każdego asystenta indywidualnie! Będę każdego prosić o możliwość zaliczenia! Może Bóg mi pozwoli skończyć! To moje pieniądze! Ja chcę zaryzykować! Jak nie skończę to trudno!
Zobaczyłam w jej oczach błysk współczucia! Powiedziała: szkoda - zdobędzie pani wiadomości ale dyplomu chyba nie! Ja naprawdę tego nie widzę!
W swej szkole dostałam tylko pół etatu. Dokładnie 15 godzin w bibliotece. Oraz 2 godziny techniki. Etatu matematyki musiałabym szukać chyba na końcu świata! A kiedy 1 września dostałam wypłatę łzy napłynęły mi do oczu! [taka była mała] Ale jedno było dobre! Miałam dużo czasu! Gdy dostałam rozkład zajęć po pierwszych zajęciach na uczelni zorientowałam się, że niektóre zajęcia są też na studiach zaocznych. To było wspaniałe odkrycie! Najpierw byłam bardzo nieśmiała. Podeszłam do pani, która z nami miała piekielnie trudny dla mnie przedmiot: opis dokumentów książkowych i akurat wypadający w sobotę. Nieśmiało zapytałam czy mogłabym zamiast na zajęcia w sobotę przyjść do niej po południu w piątek na zaoczne. Wyraziła zgodę! Przyszłam i bardzo solidnie przykładałam się do zajęć. Po zajęciach podeszłam i zapytałam czy mogę przyjść jeszcze w niedzielę na inną grupę bo nie rozumiem tego zagadnienia! Trochę zdziwiona wyraziła zgodę. W niedzielę po zajęciach poprosiłam o pozwolenie pozostania na kolejną grupę. Podczas tych ostatnich zajęć modliłam się intensywnie o to, aby ona mnie wysłuchała. Widziałam, że obserwuje mnie uważnie i zastanawia się dlaczego ja jestem taka pilna! Na uginających się nogach podeszłam do pani magister i powiedziałam o sobocie! Musiałam mieć chyba bardzo zrozpaczony wyraz twarzy bo pani nie kazała się długo prosić. Pozwoliła mi przychodzić ze studentami zaocznymi! A potem [gdy zorientowałam się, że ma też zajęcia z dziennymi] nawet ze studentkami studiów dziennych. Wyobraźcie sobie!Z pierwszym rokiem! Z dziewiętnastoletnimi dziewczynami baba 47-mio letnia!
Drugie zajęcia wypadające w sobotę były ze źródeł informacji. Z panią doktor Marią P.! Zajęcia komputerowe. Prawie nie do odrobienia! Tym razem "polowałam " na panią doktor na wykładach dla zaocznych w poniedziałek. O dziwo! prawie od razu zauważyła obcą osobę wśród ponad 50-ciu studentów! Miała chyba dobrą pamięć wzrokową. A ja 3 godziny wpatrywałam się w nią jak urzeczona i zapisywałam niemal wszystko. A potem znowu modląc się o wysłuchanie mnie podeszłam do niej. To dość trudne! - powiedziała. Ale wie pani co? Podobne zajęcia ma pani magister Małgorzata. J. Dla zaocznych! I proszę jeszcze poszukać gdzie ma wykłady pani dr hab. Anna. F. Tej ostatniej nie mogłam uchwycić. Ale w końcu dowiedziałam się, że ma wykłady dla studentów dziennych! Musiałam przestawić sobie lekcje w szkole, aby być na jej zajęciach! I znowu siedziałam wśród studentów dwudziestoletnich, notując tak samo pilnie jak oni i pilnie przygotowując się do kolokwium ze źródeł informacji. Napisałam to kolokwium jako jedyna studentka studiów podyplomowych! I aby się do niego przygotować spędziłam wiele wieczorów w czytelni Polskiej Akademii Umiejętności na ul Sławkowskiej w Krakowie. I byłam nieprawdopodobnie szczęśliwa, gdy otrzymałam ocenę dobry od pani doktor! [a nasz cały rok studiów podyplomowych nic nie zaliczał - oprócz obecności na zajęciach!].
I był jeszcze jeden pan. Pan profesor! Tu zrobiłam błąd! Przyszłam godzinę po rozpoczęciu wykładu. Sobota kończyła się właśnie mniej więcej tak. A pan profesor skrupulatnie sprawdzał obecność. I co gorsze zaraz poszłam się usprawiedliwić! I wtedy usłyszałam: proszę sobie coś wybrać - albo wyznanie albo dyplom! I wcale nie powiedział tego uprzejmie! A potem dowiedziałam się, że wyjątkowo mu podpadłam! A ja poszłam wtedy go prosić, abym mogła słuchać jego wykładów dla studentów dziennych. Prawie krzycząc powiedział, że na dziennych z materiałem jest bardzo daleko! W tym momencie bardzo boleśnie odczułam różnicę wyznania! Poczułam się jakby mnie skopano i poniżono. Choć rozmowa odbyła się w cztery oczy.
I wtedy już zarysowała mi się linia postępowania! Postanowiłam chodzić ile tylko wytrzymam! Nawet na wykłady tych wykładowców, z którymi zajęć nie miałam! Pomyślałam, że wszystko może się przydać. I mimo braku pozwolenia chodziłam też do tego bardzo "ostrego" profesora na wykłady dla studiów dziennych. Więc prawie nie miałam niedziel i poniedziałków bo chodziłam na zajęcia dla pierwszego, drugiego, trzeciego i czwartego roku! Popołudniami - w środy słuchałam profesora [niezwykle inteligentny facet! I mam wrażenie, że pod koniec roku chyba trochę się do mnie przekonał!]. W czwartki jeździłam przez pierwszy semestr do pani doktor. Potem jeszcze załatwiłam sobie wejście na zajęcia komputerowe dla studentów dziennych [w środy].
I miałam ciągły niedosyt! Wciąż wydawało mi się, że pracuję zbyt mało i zbyt mało umiem!
Ale pewne osoby na studiach zaocznych zorientowały się, że studia podyplomowe kosztują mniej niż zaoczne. Znalazła się osoba, która powiedziała do opiekuna, że oni mają mało miejsca przy komputerach a ja przychodzę! Doszło to do mnie innym kanałem.
Postanowiłam działać szybko. Wystosowałam pismo do pani dyrektor instytutu. Pochwaliłam w nim wszystkich pracowników instytutu za wielką kulturę osobistą i wyrozumiałość. Oświadczyłam, że chętnie dopłacę brakującą kwotę, jeśli pani dyrektor uzna, że tak trzeba.
I wtedy zrobiła się kolejna rozróba! W mojej sprawie zwołano Radę Wydziału. Podobno najbardziej sprzeciwiał mi się właśnie ten "ostry" profesor! Ale na kolejnym zjeździe dano mi do ręki oficjalny dokument! Otóż oświadczono, że mogę uzupełniać indywidualnie u każdego asystenta zaległe sobotnie zajęcia. Do tej pory wszystko było nieoficjalnie!!! To był początek zwycięstwa! Bardzo dużo pomógł mi mój kierownik studiów podyplomowych [dr Piotr L.] Odetchnęłam częściowo z ulgą!
Czy wiecie jak wygląda kobieta zakochana? Ona od razu jest młodsza przynajmniej o 10 lat! A wiecie kto był mym kochankiem?
Mój były kochanek jest niezwykły! Nazywa się UNIWERSYTET JAGIELLOŃSKI! Marzyłam aby móc znowu tam pędzić! Patrzyłam jak urzeczona na wszystkich profesorów i asystentów. Godzinami siedziałam w czytelniach! Wchłaniałam wszystko jak gąbka! I wciąż byłam głodna i nienasycona wiedzy!
Mój mąż zaczął coś podejrzewać! [I nie tylko on!] Bo znikałam na całe dnie! Wracałam umęczona, ale niezwykle szczęśliwa! Taszczyłam kolejne tomy i kserowałam kilogramy papierów! I wciąż byłam niezadowolona ze siebie! Żałowałam, że mam obowiązki rodzinne, zawodowe. Najchętniej na czas studiów bym się rozwiodła i prawie zamieszkała na uczelni! Do tej pory żałuję tych wykładów, których nie udało mi się wysłuchać! I tego, że nie wszystkich asystentów udało mi się poznać!
Nic wcześniej nie pisałam, ale jeszcze przed podjęciem studiów z moją córką nie było dobrze. Wielokrotne próby samobójcze. Nieraz w depresji, a nieraz nadmiernie ożywiona. Już gdy chodziłam na matematykę była w manii. Potem znów w depresji. W końcu po ostrym ataku manii trafiła do szpitala psychiatrycznego. Źle to znosiła! Prawie co drugi dzień jeździłam do szpitala na drugi koniec Krakowa. Aby ją wesprzeć psychicznie! A moje serce krwawiło! Tak wiele jeszcze chciałam się nauczyć! Nic z tego! Mój ukochany UNIWERSYTET musiał czekać na lepsze czasy! A potem córka uciekła! Na drugi koniec Polski! I nic przez 10 dni o jej losie nie wiedziałam! Rozpaczałam potwornie! A nawet gdy się znalazła ja nie mogłam się uspokoić wewnętrznie.
No i poza tym w wieku 47-miu lat nie można aż tak forsować organizmu! Zdarzyło mi się kilka razy usnąć! W trakcie naprawdę ciekawych zajęć! Przemęczenie wiosenne było u mnie niezwykle silne! Doszły do tego kłopoty małżeńskie- bo mój mąż miał dość mej ciągłej absencji w domu! Był straszliwie niedoinwestowany! Nie tylko pod względem uczuć! Dom nie funkcjonował jak należy! Mimo, że stawałam na głowie aby wszystko było o.k. Z ciężkim sercem musiałam często rezygnować z dodatkowych zajęć! I z niezwykłym trudem i naprawdę tylko dzięki wyjątkowo życzliwej postawie asystentów zaliczyłam wszystkie przedmioty w sesji letniej! Pozwolili mi wiele materiałów opracować z Internetu i z literatury. A pewnemu bardzo sympatycznemu asystentowi W.S. chciałam niemal z radości rzucić się na szyję! Powstrzymałam się z trudem - ale pobiegłam i kupiłam mu bukiet 20-tu róż! Gdybyście zobaczyli jego zdumioną minę! Bukietu nie przyjął, ale w mej obecności wręczył uroczej asystentce!
Moje koleżanki ze studiów podyplomowych nic nie wiedziały dlaczego nigdy nie przychodzę na zajęcia w soboty! I dlaczego zawsze od nich odpisuję wykłady właśnie z soboty! Aż do końcowego egzaminu! Chyba się już domyślacie - na kiedy został wyznaczony! Właśnie! Nie mylicie się! W sobotę 29 czerwca 2002! Ponownie odwiedziłam opiekuna studiów podyplomowych i panią profesor od spraw studentów. Byli w trakcie sesji egzaminacyjnej, ale poświęcili mi trochę czasu. Dowiedziałam się, że nie ma innego terminu a jeśli się nie zgłoszę to jest jeszcze termin poprawkowy. 16 września. Szybko popatrzyłam do kalendarza i zobaczyłam, że wypada to w poniedziałek. Powiedziałam, że ten termin mi odpowiada ale nie chcę mieć wpisanej oceny niedostatecznej za niestawienie się w pierwszym terminie. Kazano mi napisać podanie, co skwapliwie uczyniłam. Podanie rozpatrzono pozytywnie! Zaczęłam się w tym momencie zastanawiać, dlaczego Bóg dopuścił do tego, że ten końcowy egzamin wyznaczono na sobotę. I zrozumiałam! Mam się przyznać do wyznania wobec koleżanek! Ale jak? Nie mamy już zajęć! Napisałam pismo pożegnalne. Miałam tylko 1 adres. Odszukałam koleżankę i dałam jej pismo. Ale ona powiedziała, że jest z innej grupy i będzie zdawać później. Znałam też 1-no nazwisko. To ta miła pani przeważnie udostępniała mi notatki! Nazwisko miała nietypowe. Było tylko 5 takich osób w książce telefonicznej! Więc udało mi się ją po kilku próbach odszukać! Ale nie zastałam jej ani w domu ani w pracy! Więc po prostu pismo wetknęłam w drzwi a 2 inne przyczepiłam na tablicy ogłoszeń.
Nadeszły wakacje! Czy wiecie jak reagują na nie nauczyciele? Niektórzy wpadają w depresję! Ja też! Przez 10 miesięcy trzeba być "na topie" . Trzeba wykazywać się refleksem, cierpliwością dla naprawdę niesfornych małych ludzi! Organizm jest po prostu przeładowany adrenaliną! W wakacje jest u mnie totalna klapa! Odreagowuję! Mam trudności ze wstawaniem i zrobieniem najprostszych prac domowych. Oczywiście wiedziałam, że mam się uczyć. Czytałam kolejne pozycje. Przepisywałam notatki. Ale nauka mi nie szła! Po pierwsze jestem słuchowcem! Bardzo brakowało mi wykładów! Po drugie - byłam przerażona! Materiał był ogromny! Nie chciałam aby wykazano mi niewiedzę! Czułam na sobie ogromny ciężar odpowiedzialności! Tak jakbym reprezentowała mój kościół, mego Boga! Nie chciałam aby się za mnie powstydzili! Ale ten stres mi wcale nauki nie ułatwiał! Byłam po prostu przerażona! Poprosiłam bardzo wielu ludzi o modlitwę w mej intencji! A ja sama w ogóle nie wierzyłam, że w mojej mocy jest zdać ten egzamin!
I wtedy podjęłam to zobowiązanie!
Panie - Ty wiesz jak jestem słaba! Jeśli zdam to naprawdę nie przypiszę to sobie i swym zdolnościom, bo ja wiem, że nie umiem i nie jest w mojej mocy opanować tak olbrzymi zakres materiału! Jeśli zdam to ja to opiszę! Ale po to aby inni nabrali otuchy! I będę wiedzieć, że to Ty zwyciężyłeś a nie ja! Panie- dochowałam Ci wiary! Pomóż!
PANIE! RATUJ! BO TO JEST TWOJA SPRAWA!
Wakacje miałam zupełnie popsute! Tak bardzo się denerwowałam! Czułam zupełną pustkę w głowie!
Widziałam swe ogromne braki! Widziałam ile jeszcze nie wiem! Nie wiedziałam czy jestem dostatecznie czysta, aby Bóg mógł wysłuchać mej modlitwy! Więc kolejny raz poprosiłam o modlitwę innych ludzi. A do Pana Boga w modlitwie powiedziałam:
PANIE WYSŁUCHAJ NIE MEJ MODLITWY - ALE MODLITWY TYCH, CO O MNIE PROSZĄ! BO JA NAPRAWDĘ NIE ZASŁUŻYŁAM NA JEJ WYSŁUCHANIE!
Nadszedł TEN DZIEŃ.
Zastanawiałam się czy czasem "na szczęście" nie ubrać czerwonej bielizny! Ale pomyślałam, że zaufam tylko Panu- a nie talizmanom!! Byłam jednak przygotowana na porażkę. Jednak uśmiechałam się i udawałam, że wcale mnie to nie obchodzi! Udawałam totalny luz! Żartowałam z koleżankami. W pewnym momencie zobaczyłam mego srogiego profesora! To już jest koniec! Jeśli on jest w komisji to naprawdę nie mam żadnych szans! Ale profesor pokręcił się tylko po wydziale, ukłonił mi się i już go nie było. Komisja była naprawdę życzliwa! Ale gdy usłyszałam swe nazwisko nogi się pode mną ugięły i zrobiło mi się ciemno w oczach. Z zamkniętymi oczami wylosowałam zestaw. I poczułam pustkę w głowie! Na szczęście dali nam czas na przygotowanie! Ochłonęłam i stopniowo przypomniałam sobie wszystko co mogłam. Resztę przypomniała mi komisja! Wychodząc - wiedziałam już, że zdałam! Nie wiedziałam na jaką ocenę. A powinnam wiedzieć! BO JAK BÓG ZDAJE ZE MNĄ EGZAMIN TO OCENA MOŻE BYĆ TYLKO JEDNA - BARDZO DOBRY!!!!!
Niestety! Znalazło się bardzo dużo osób zawistnych i zazdrosnych. Byłam rozgoryczona i zawołałam do Pana! Dlaczego aż tylu ludzi chce mi popsuć radość? I wtedy zrozumiałam! Gdyby wszystko szło jak z płatka to po prostu ze szczęścia przewróciłoby mi się w głowie!
kontak
z autorem serwisu Sylwestrem Szady |
© Dzisiejszy Eliasz, 1998-2002 http://eliasz.dekalog.pl |
Ostatnie zmiany: 29.09.2002 r.