Alfred J. Palla
Wielką
tragedią jest brak wartościowego celu w życiu. Bez niego ludzie dryfują. Najczęściej
jest to wynikiem braku znajomości swoich darów, albo nie
korzystania z nich. Wtedy ludzie szukają swego szczęścia
w drugim człowieku, albo w rzeczach martwych. W rezultacie ich życie
kręci się wokół nich samych, a ich cele w najlepszym przypadku
oscylują wokół samochodu, domu czy mieszkania.
Większość
z nas przekonało się, że szczęścia nie
można znaleźć w drugiej osobie, bo wszyscy ludzie są
grzeszni i niedoskonali (Rz.3:23). Można je znaleźć
z Bożą pomocą tylko w sobie. Wielu z nas ma już samochód
i mieszkanie czy dom, stąd wiemy też, że te rzeczy trwałego
szczęścia nie dają. Satysfakcję w życiu można osiągnąć
tylko usługując innym darami, które otrzymaliśmy od
Boga.
Pod koniec XIX wieku najbogatszym
człowiekiem świata był magnat naftowy i finansowy John D. Rockefeller. Nie był człowiekiem szczęśliwym.
Wiedział, że pracownicy drżą przed nim, ale go nie znoszą,
biznesmeni traktują go poważnie, ale podejrzliwie,
a społeczeństwo zazdrości mu majątku i wpływów.
Rockefeller podupadł na
zdrowiu i był bliski śmierci. Lekarze nie dawali mu
więcej niż dwa lata życia. Wtedy zdał sobie
sprawę, że musi radykalnie zmienić styl życia, aby
odzyskać zdrowie.
Zatrudnił trzech
specjalistów: jednego od zdrowia psychicznego, drugiego od zdrowia fizycznego,
a trzeciego od zdrowia duchowego. Pierwszy wprowadził w jego życie
długie spacery, które miały go zrelaksować. Drugi lekką, jarską
dietę. Trzeci przekonał go, że musi być lepszym
szafarzem swoich dóbr, dzieląc się z bliźnimi, co nie tylko
poprawi jego samopoczucie, ale zmieni jego reputację.
John D. Rockefeller miał
umrzeć przed upływem XX wieku, ale dzięki powyższym
zmianom dożył lat 1930. i zmarł dopiero w wieku 97 lat. Do dziś znany
jest jako jeden z największych filantropów w dziejach ludzkości.
Życie
może być pełne i satysfakcjonujące tylko wtedy, kiedy
usługujemy Bogu i bliźnim swoimi darami. Apostoł Piotr
napisał:
"Usługujcie
drugim tym darem łaski, jaki każdy otrzymał, jako dobrzy
szafarze rozlicznej łaski Bożej. Jeśli kto mówi, niech mówi jak
Słowo Boże. Jeśli kto usługuje, niech czyni
to z mocą, której udziela Bóg, aby we wszystkim był uwielbiony Bóg przez
Jezusa Chrystusa." ( 1P.4:10-11).
* * *
Pismo
Święte wymienia ponad dwadzieścia duchowych darów, które
w połączeniu z różnymi preferencjami osobowościowymi,
temperamentami, zdolnościami i pasjami tworzą ogromną różnorodność.
Apostoł Paweł tak o tym napisał:
"A różne
są dary łaski, lecz Duch ten sam. I różne są posługi, lecz Pan
ten sam. I różne są sposoby działania, lecz ten sam Bóg, który
sprawia wszystko we wszystkich. A w każdym różnie przejawia
się duch ku wspólnemu pożytkowi." (1Kor. 12:4-7).
Wiele
jest darów (w. 4), wiele sposobów wykorzystania każdego z nich (w. 5).
I wiele metod, aby osiągnąć zamierzony cel (w. 6). Metody działania
muszą zależeć od ludzi, sytuacji i czasu, dlatego w sprawie
stosowanych form musimy być elastyczni.
Rozmaitość
darów i sposobów działania odzwierciedla naturę Boga, dlatego ta
różnorodność w formach wyrazu i metodach działania nie powinna nikogo z nas
zrażać, ani popychać do podziałów, lecz
inspirować do wspólnego celu: uwielbienia Boga i budowania
bliźnich.
Jedną z najpopularniejszych
lodziarni w USA jest sieć zwana Baskin-Robbins. Wkrótce po
przyjeździe do USA zaprosił mnie tam znajomy. Miałem wielki
dylemat, żeby wybrać dwie gałki, tak wiele było tam
możliwości. Serwowano tam lody o ponad 30 różnych smakach. W Polsce w tym
czasie, jeśli w lodziarni był wybór to znaczyło, że oprócz lodów
waniliowych i czekoladowych była jeszcze mieszanka tych dwóch smaków.
Czy
lodziarnie Baskin-Robbins oferowałyby ponad 30 różnych smaków, gdyby ludzie kupowali tylko lody
waniliowe i czekoladowe? Oczywiście nie. Ich ilość świadczy,
że przynajmniej tyle jest ludzkich smaków, a oni jedynie starają
się zadowolić każdego klienta.
Dlaczego
w radio mamy stacje nadające muzykę klasyczną, rozrywkową, rockową,
jazzową, chrześcijańską, itd.? Gdyby w radio nadawano tylko jeden rodzaj muzyki, na
przykład klasyczną, wtedy słuchaliby radia tylko sympatycy tego
gatunku.
Bóg
obdarzył swój kościół różnymi darami i sposobami działania. Zachęca
nas do rozwijania i stosowania różnych form, metod i stylów, abyśmy mogli
dotrzeć z Ewangelią nie tylko do tych, którzy lubią lody waniliowe
i czekoladowe.
Dobrze
się dzieje, jeśli w naszych kościołach możemy usłyszeć zarówno utwór w stylu
klasycznym, konserwatywnym, jak i współczesnym,
a nabożeństwa prowadzą różne osoby w swoim specyficznym
stylu, choć każda na
chwałę Bogu.
Dzięki
różnym darom i sposobom działania możemy czasem w kościele
zobaczyć scenkę lub slajdy, nie tylko dlatego, że niektórzy
z nas są wzrokowcami, ale dlatego, że dobry obraz czy scenka mogą
być warte tyle samo, co tysiąc słów. Niezbyt poważne są
argumenty, że scenki w kościołach to coś
niewłaściwego, ponieważ Ellen White wypowiadała się negatywnie
o chodzeniu do teatru i stosowaniu teatralności w kościele,
gdyż teatr przed jakim przestrzegała, to była burleska
w Battle Creek, a a teatralność o jakiej pisała,
dotyczyła kaznodziejów, którzy adoptowali zmanierowany styl przemawiania,
jaki stosowali ówcześni aktorzy w teatrach, który polegał na mówieniu z wielką pompą
i sztucznym patosem. W Biblii znajdziemy wiele scenek odgrywanych przez proroków.
Jeden z proroków zrobił na oczach wierzących scenkę z wybiciem
dziury w domu, inny przy ognisku rozpalonym z odchodów krowich, leżąc
w widocznym miejscu przez 40 dni, albo tnąc swoje włosy i rzucając je na
wszystkie strony świata, albo odegrał scenkę z cegłą, na której
wyrysował Jerozolimę obleganą przez wrogie wojska. Cała
służba świątynna i nabożeństwa odbywające się w niej z okazji świąt
starotestamentowych były wielką scenką, odgrywaną po to, żeby
ludzie mogli lepiej zrozumieć plan zbawienia. Jeśli taki
jest cel i efekt scenek odgrywanych w naszych kościołach, to dzięki
Bogu za nie. Starajmy się nie czytać Słowa Bożego
z klapkami na oczach, aby widzieć w nim tylko to, co pasuje do naszych
uprzedzeń.
Różnorodność
w metodach i formach ewangelizacji czy stylach nabożeństw nie
powinna sama w sobie nikogo gorszyć, jeśli wszystko dzieje się
w odpowiednim duchu i porządku. Owszem, Bóg jest Bogiem porządku, ale
także i Bogiem różnorodności. Nie ma dwóch identycznych
płatków śniegu. Nie ma dwóch takich samych odcisków palców. Nie ma dwóch
identycznych źrenic. Przypomnijmy sobie od czasu do czasu, że
cały wszechświat, z jednym wyjątkiem B naszym B składa się z innych
ludzi!
Co
byłoby, gdyby lodziarnie Baskin Robbins ograniczyły wybór do lodów
waniliowych? Czy dalej ustawiałyby się w nich kolejki? Nie,
przychodziliby tylko ci, którzy lubią lody waniliowe. Niektórzy zaś
chcieliby, aby w naszych kościołach serwowano co
tydzień wszystko w tym samym stylu, formie i smaku. Co gorsza, ci którzy
tego pragną, często lubują się w stylu surowym, albo pogrzebowym.
Musimy
starać się dotrzeć do wielu osób, nie tylko do tych, którzy
mają gust zbliżony do naszego. Nie znaczy to jednak, że mamy
grać w kościele muzykę rockową, żeby łatwiej dotrzeć do jej
zwolenników. Nie możemy też ignorować chrześcijańskiej
tradycji, konwencji, a przede wszystkim gustów i upodobań tych, którzy
są z nami w kościele. Apostoł Paweł napisał, aby tak dalece jak to
możliwe starać się nie gorszyć członków kościoła:
"Przeto nie osądzajmy już jedni drugich, ale raczej baczcie, aby nie
dawać bratu powodu do upadku lub zgorszenia" (Rz.14:13).
Nawet
jeśli jakaś forma działania czy styl prowadzenia nabożeństwa nie są
w naszym guście, pamiętajmy, że Bóg stworzył różnorodność,
dlatego żyjmy i dajmy żyć innym. Nie chodzi mi tutaj
bynajmniej o kwestie doktrynalne, gdyż biblijne nauki nie ulegają
zmianie nawet z upływem wieków, lecz o formy i style, które
z każdym pokoleniem ulegają zmianie.
Trwając
przy tych samych metodach i formach stalibyśmy się z czasem
anachroniczni, jak Amish, grupa chrześcijan, którzy do dziś
ubierają się i żyją niemal tak samo, jak ich pradziadkowie dwa
wieki temu, przez co utracili kontakt ze społeczeństwem
i szansę wpływu na nie. Innym przykładem takiego anachronizmu są
szaty duchownych katolickich. W pierwszych wiekach mniej więcej tak
wyglądał ubiór urzędników w Imperium Rzymskim. Duchowni chrześcijańscy
w pierwszych wiekach ubierali się podobnie jak urzędnicy, aby
odpowiednio reprezentować poselstwo Boże i móc docierać do
wszystkich warstw społecznych. W naszych czasach urzędnicy ubierają
się zwykle w koszulę z krawatem i marynarkę...
* * *
Kościół
jest społecznością ludzi o różnych darach, pasjach, zdolnościach,
których łączy jeden wspólny cel: służenie Bogu z miłości
i wdzięczności oraz usługiwanie tym, za których Jezus umarł. W tej
służbie potrzebny jest każdy.
"Jeśliby
rzekła noga: Ponieważ nie jestem ręką, nie
należę do ciała; czy dlatego nie należy do ciała?
A jeśliby rzekło ucho: Ponieważ nie jestem okiem, nie
należę do ciała; czy dlatego nie należy do ciała?
Jeśliby całe ciało było okiem, gdzież byłby
słuch? A jeśliby całe ciało było słuchem, gdzież byłoby
powonienie? Gdyby całe ciało było wzrokiem, gdzież
byłby słuch? Lub gdyby całe było słuchem,
gdzież byłoby powonienie? Lecz Bóg, tak jak chciał
stworzył różne członki umieszczając każdy z nich
w ciele. Gdyby całość była jednym członkiem, gdzież byłoby
ciało? Tymczasem zaś wprawdzie liczne są członki, ale jedno ciało. Nie może
więc oko powiedzieć ręce: 'Nie jesteś mi
potrzebna', albo głowa nogom: 'Nie potrzebuję was'." (1Kor. 12:15-19).
W
planie Bożym jest miejsce dla każdego. Warunkiem jest tylko, aby
każdy z nas odnalazł i wykorzystał swój dar ku chwale
Bożej. Świadomość jakimi darami Bóg cię obdarzył jest tak samo
ważna, jak tak, jakimi cię nie obdarzył. Bóg rozliczy nas
z darów, jakie nam dał, a nie z tych, jakich nie otrzymaliśmy.
Dlatego zważajmy na to, gdzie inwestujemy swój czas i zdolności.
Kto
decyduje o tym, jakie dary otrzymujemy przy swoim nawróceniu? Nie
człowiek, lecz Duch Święty: "Wszystko to zaś sprawia
jeden i ten sam Duch, rozdzielając każdemu, jak chce (1Kor.12:11).
Kto
pozna swe dary i uczyni z nich użytek na rzecz bliźnich nie
będzie dryfować przez życie, ani oczekiwać, że
ktoś inny go uszczęśliwi. Z usługiwaniem przychodzi misja i cele, które nadają
życiu sens i przynoszą satysfakcję.
Jeśli
z jakichś powodów odsuwamy się od usługiwania naszymi darami, wówczas
w kościele pojawia się luka, gdyż nikt nie może zająć
naszego miejsca, do którego zostaliśmy specyficznie wyposażeni
przez Boga w odpowiednie dary duchowe, preferencje osobowościowe,
temperamenty, pasje i zdolności.
Gdyby
jednak ktoś chciał się chlubić, że jest niezastąpiony, to
niech się przejdzie na cmentarz, gdzie jest najwięcej ludzi
niezastąpionych.
W 1842 roku pastor William Foy
otrzymał dwa widzenia, z których drugie trwało wiele godzin.
W pierwszym widział chwalebną nagrodę dla wiernych, a w drugim
widział sąd Boży i powtórne przyjście Chrystusa. W czasie tych
wizji Foy nie oddychał, choć jego serce pracowało normalnie.
Przypominało to stan opisany w księdze Daniela, który zgodnie
z Biblią cechuje proroków podczas wizji (Dn.10).
Foy
był dobrym mówcą i zaczął głosić treść
tych widzeń przed dużymi zgromadzeniami wierzących, ale
obawiał się krytyki oraz dyskryminacji, gdyż był
mulatem. W 1844 otrzymał jeszcze jedno widzenie, ale nie rozumiejąc go,
zaniechał publicznej działalności.
Niedługo potem Foy
uczestniczył w zebraniu, na którym Ellen Harmon (później White)
przedstawiła swe pierwsze widzenia. Nie wiedziała o jego obecności,
dopóki jej nie przerwał wołając, że to jest to samo widzenie,
które i jemu było objawione, a które zatrzymał dla samego siebie.
Niedługo po tym Foy już nie żył.
W tym samym roku Bóg
powołał innego młodego i elokwentnego człowieka o imieniu
Hazen Foss. Tuż przed wielkim rozczarowaniem, jakiego w 1844 roku
doznali ci, którzy oczekiwali na przyjście Chrystusa, Bóg objawił
mu doświadczenia przez jakie lud Boży będzie musiał przejść
oraz ostateczne zwycięstwo. Widzenie się powtórzyło. Foss
otrzymał polecenie, aby opowiedzieć o nim wierzącym, ale on
obawiał się, aby nie poczytano go za fanatyka, gdyż w tych
czasach chrześcijanie odnosili się bardzo sceptycznie do wszelkich wizji
i proroctw. Foss zachował te widzenia dla samego siebie. Ostatnie
otrzymał 22 października 1844 roku, kiedy powiedziano mu, że
to brzemię zostało od niego zabrane i dane "najsłabszej
ze słabych".
Wtedy dopiero uświadomił
sobie ogrom swego uporu i okazał skruchę. Zwołał
wierzących, aby opowiedzieć im swe doświadczenia i widzenia, ale nie
potrafił. Stał przed nimi jak słup i nie mógł sobie niczego
przypomnieć. Załamał wtedy ręce i zawołał: "Bóg odjął
ode mnie widzenie. Jestem straconym człowiekiem!"
W trzy miesiące później
rozmyślał samotnie w pokoju sąsiadującym z pomieszczeniem, gdzie
odbywało się spotkanie modlitewne. Usłyszał, jak jedna
z zebranych tam niewiast opowiada właśnie to widzenie, które
zapomniał. Następnego ranka zobaczył, że jest to młoda,
bardzo wątła dziewczyna. Wówczas zrozumiał, co znaczyły
słowa, że brzemię prorokowania zostało od niego zabrane
i dane: "najsłabszej ze słabych". Powiedział młodej Ellen:
"Wierzę, że widzenia
zostały odjęte ode mnie, a dane tobie. Nie odmawiaj posłuszeństwa
Bogu, ponieważ to będzie na zgubę twej duszy; bądź
wierna w wykonywaniu twego dzieła, a koronę, którą ja mógłbym
mieć, ty otrzymasz."
Ellen
G. Harmon (później White), odkąd odpowiedziała: "Niech mi
się stanie według słowa twego" jej życie potoczyło
się godną podziwu drogą. Z najsłabszej ze słabych stała
się porywającą mówczynią i twórczą pisarką. Napisała tysiące
artykułów i wiele książek, które wywyższają Pismo
Święte i Jezusa Chrystusa. Wielu, tak jak ja, znalazło Boga
i przyjęło Pismo Święte jako natchnione Słowo Boże,
właśnie dzięki jej książkom.
Historia
Hazena Fossa i Williama Foy'a pokazuje, że nie ma ludzi niezastąpionych,
ale że najbardziej traci nie kościół, ale ci, którzy nie
chcą korzystać z otrzymanych darów. Z kolei ostatnia część życia
John D. Rockefellera czy życie Ellen White, odkąd przyjęła
dar Boży, przyniosły wiele błogosławieństw zarówno
im, jak ludziom, którzy skorzystali z ich darów.
Bóg
pragnie, aby nasz kościół był pełen chrześcijan, którzy robią to, do czego
zostali powołani, gdyż trwała satysfakcja i wielka radość
płynie z usługiwania otrzymanymi od Boga darami. To jest główną
częścią nabożeństwa i czci, jakie oddajemy Bogu swoim
życiem.
Więcej na temat darów
duchowych, temperamentów, pasji i zdolności, a także tego jak je
odszukać i rozwinąć piszę w książce "Poznaj swoje
dary duchowe". Zawiera ona także obszerny kwestionariusz, który
pomoże Ci w rozpoznaniu darów duchowych i znalezieniu swej misji w kościele
i w życiu. Książkę można nabyć pod adresem:
Wydawnictwo Betezda: skr. poczt. 27, 44-210 Rybnik 15; tel. (032) 424-90-63;
email: wydbetezda@poczta.onet.pl;
www.betezda.w.pl; www.Jezus.pl/betezda
kontak z autorem serwisu Sylwestrem Szady |
© Dzisiejszy Eliasz, 1998-2002 http://eliasz.dekalog.pl |
sylwetka i pisarski dorobek autora artykułuAlfreda Palli Wydawnictwo BETEZDA |
Ostatnie zmiany: 18.02.2002 r.