Mały chłopiec, darzący pewną dziewczynkę szczerym uczuciem, postanowił dowiedzieć się, czy odwzajemnia ona jego miłość. Któregoś więc razu, zapytał ją: - Czy kochasz mnie na śmierć?
- Nie - odparła - nie kocham cię na śmierć.
- Dlaczego nie kochasz mnie na śmierć?! - zapytał oburzony na dziewczynkę chłopiec. - Przecież wiesz, że ja zrobiłbym dla ciebie wszystko! Oddałbym za ciebie nawet swoje życie. Więc ty mnie nie kochasz...
- Nie kocham cię na śmierć - odparła dziewczynka - bo moja miłość jest nieśmiertelna.
Taką właśnie, nigdy nieustającą, nieśmiertelną miłością umiłował nas Bóg. Ustami proroka Jeremiasza, mówi On do każdego człowieka: "Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego tak długo okazywałem ci łaskę". Jer. 31:3
Jest jednak ktoś, komu bardzo zależy na tym, abyśmy myśleli o Bogu, że jest surową Istotą, która ciągle wytyka nam nasze winy i chce nas za nie karać. Biblia zaś daje zupełnie odmienne wyobrażenie o tym, kim rzeczywiście jest Bóg: "Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością (AGAPE)... A myśmy poznali i uwierzyli w miłość, którą Bóg ma do nas. Bóg jest miłością". 1 Jan. 4:8,16
Jest to bez wątpienia najbardziej trafna definicja Boga, jaka znajduje się w Piśmie Świętym, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę charakterystykę tej miłości, podaną przez apostoła Pawła w trzynastym rozdziale pierwszego listu do Koryntian, gdzie napisał on, że miłość ta (AGAPE), w przeciwieństwie do ludzkiej, "nigdy nie ustaje".
Skoro więc Bóg jest nigdy niekończącą się miłością i wszystko, co czyni z tej miłości wynika, to każda rozpatrywana przez nas biblijna nauka odnosząca się do takich prawd jak: ewangelia, gniew Boży, sąd ostateczny, wieczna śmierć niepokutujących grzeszników czy Boże Prawo, musi być rozpatrywana w kontekście zdania: "Bóg jest Miłością". Jeśli ten warunek nie będzie spełniony, nigdy nie zrozumiemy należycie tych niezwykle ważnych zagadnień.
Objawiona w planie zbawienia ludzkości Boża miłość, zawsze stanowiła najczęściej podejmowany przez chrześcijańskich pisarzy temat. Znany, na przykład i bardzo popularny pięcioksiąg autorstwa Ellen White, we wspaniały sposób przedstawiający cały plan zbawienia, rozpoczyna się i kończy zdaniem "Bóg jest miłością".
Pierwszy spośród tych pięciu tomów zatytułowany "Patriarchowie i Prorocy", rozpoczyna się słowami: "Bóg jest miłością. Cała Jego natura i Prawo to miłość. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Każdy przejaw siły twórczej stanowi objawienie nieskończonej miłości...".
Również ostatnia z tej serii, książka "Wielki Bój", kończy się tym samym stwierdzeniem: "Wielki bój zakończył się. Nie ma już grzechu ani grzeszników... Od najmniejszego atomu do największego ciała we wszechświecie, wszystkie żywe istoty i martwe rzeczy, głoszą w swym nieskażonym pięknie i pełnej radości: Bóg jest miłością".
Cały ten pięcioksiąg zaczyna się i kończy zdaniami: "Bóg jest miłością", a pomiędzy tymi dwoma stwierdzeniami znajduje się plan zbawienia, przedstawiający Syna Bożego, toczącego z szatanem wielki bój w obronie Bożej miłości.
Kiedy ta sama autorka napisała książkę "Droga do Chrystusa", pierwotnie pierwszy jej rozdział mówił o potrzebie zbawienia człowieka. Bóg jednak polecił jej, aby również i tę książkę rozpoczęła od opisu Jego miłości. Wzięła więc pióro i zaczęła pisać:
"Bóg połączył nasze serca z sobą niezliczonymi dowodami swej miłości, okazanymi na niebie i ziemi. Pragnie się nam objawić przez dzieła przyrody i przez najgłębsze, najdelikatniejsze uczucia dostępne sercu ludzkiemu.
Wszystko to nie potrafi jednak w pełni ukazać Jego miłości. Nieprzyjaciel wszelkiego dobra tak zaciemnił umysły ludzi, iż mimo wyraźnych oznak boskiej dobroci człowiek spoglądał na Boga z trwogą, wyobrażając Go sobie jako niemiłosiernego i surowego Pana...
"Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał". Bóg nie dał Jezusa jedynie po to, aby ten żył wśród ludzi, wziął na siebie grzechy świata i umarł za nie na krzyżu. On oddał Go upadłej ludzkości!
Ten, który był jedno z Ojcem, złączył się z ludźmi węzłem, który nigdy nie będzie rozerwany. "Z tej to przyczyny nie wstydzi się nazywać ich braćmi" Hebr. 2,11. Stał się ofiarą za nas, Orędownikiem, Bratem, tym, który niesie nasze człowieczeństwo przed tron Ojca i przez wieczność pozostanie jedno z tym, którego odkupił - z człowiekiem. Uczynił to wszystko po to, aby człowiek mógł być podniesiony z poniżenia grzechu, by mógł odzwierciedlać Bożą miłość i dzielić radość świętości...
Przyjęciem ludzkiej natury Chrystus wywyższa całą ludzkość. Grzeszni ludzie mogą rzeczywiście stać się godnymi miana dzieci Bożych... Ta miłość nie ma sobie równej. Możemy bowiem stać się dziećmi niebieskiego Króla. Co za drogocenna obietnica! Temat do najgłębszych rozmyślań! Niezrównana miłość Boga do świata, który Go nie miłował! Myśl ta wywiera przemożny wpływ na człowieka i uzdalnia serce do poddania się woli Bożej".
Bogu bardzo zależy na tym, abyśmy wiedzieli, jak wielką darzy On nas miłością i jak bardzo Jego miłość różni się od naszej. Największą przeszkodą w dostrzeganiu tej różnicy jest to, że my rozpatrujemy Bożą miłość z punktu widzenia ludzkiej miłości, sprowadzając w ten sposób tę największą z Bożych cnót do poziomu niedoskonałego ludzkiego uczucia.
Jest tak między innymi dlatego, że nasz język, w przeciwieństwie do języka, w którym napisany został Nowy Testament, jest w tym przypadku bardzo ubogi i na określenie miłości używa tylko jednego słowa. Gdy więc czytamy w polskim czy angielskim przekładzie Biblii, że Bóg jest miłością, często podświadomie mamy na myśli jedynie uczucie podobne ludzkiemu.
W czasie zaś, kiedy pisane były księgi Nowego Testamentu, w języku greckim istniały co najmniej cztery słowa określające miłość:
|
Gdy więc pierwsi chrześcijanie czytali, napisany w języku greckim fragment trzynastego rozdziału pierwszego listu apostoła Pawła do Koryntian, który stwierdza, że miłość (AGAPE) nigdy nie ustaje, to wszyscy oni doskonale wiedzieli, że Paweł miał na myśli wyłącznie Bożą miłość.
Zanim jednak napisany został Nowy Testament, największe znaczenie spośród tych czterech słów, miał rzeczownik EROS. Przy jego pomocy Grecy wyrażali najgłębsze i najwznioślejsze uczucia, mogące wpłynąć na człowieka do tego stopnia, że byłby on gotów oddać nawet swoje życie, ale jedynie za ukochaną osobę.
Pomimo tego jednak, w całym Nowym Testamencie, słowo "eros" nie zostało użyte ani razu. I nie było to dziełem przypadku, ale stało się tak, ponieważ Duch Święty, pod natchnieniem którego pisane były te księgi, nie chciał, aby w celu wyrażenia Bożej i chrześcijańskiej miłości posłużono się słowem wyobrażającym niedoskonałą, skażoną grzechem, ludzką miłość.
W celu wyrażenia Bożej miłości, autorzy Nowego Testamentu posłużyli się bardzo mało wówczas znanym greckim słowem AGAPE, i na podstawie świętej historii życia i śmierci Syna Bożego nadali mu niezwykłego, jedynego w swoim rodzaju znaczenia.
Pomiędzy Bożą i ludzką miłością istnieje zasadnicza różnica, wynikająca z faktu, że Bóg jest doskonały i święty, człowiek zaś z natury grzeszny i samolubny. Nienawrócony człowiek potrafi kochać tylko tych, którzy odwzajemniają jego uczucie lub przynajmniej są do niego przyjaźnie ustosunkowani, Bóg zaś jest w stanie miłować wszystkich, zarówno tych, którzy go miłują, jak i tych, którzy są do niego wrogo nastawieni:
"Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł... Jeśli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Syna jego, tym bardziej, będąc pojednani, dostąpimy zbawienia przez życie Jego". Rzym. 5:8,10
By móc kochać, ludzka natura wymaga spełnienia pewnych warunków, AGAPE zaś "nie szuka swego" (1 Kor. 13:5), co oznacza, że jest miłością niesamolubną i bezwarunkową. Bóg miłuje spontanicznie, dlatego że sam w sobie jest po prostu miłością.
Kolejna, niezwykle ważna cecha różniąca AGAPE od ludzkiej miłości, znajduje się również w trzynastym rozdziale pierwszego listu apostoła Pawła do Koryntian. Rozdział ten jest wspaniałą charakterystyką Bożej miłości, i powinien być przedmiotem naszych rozważań tak często, jak to możliwe: "Pan pragnie, abym skupiła uwagę Jego ludu na trzynastym rozdziale pierwszego listu do Koryntian. Czytajcie ten rozdział każdego dnia". (RH July 21, 1904)
Jedną z najważniejszych przymiotów Bożej miłości jest to, że w przeciwieństwie do ludzkiej, "AGAPE nigdy nie ustaje; bo jeśli są proroctwa, przeminą; jeśli języki, ustaną, jeśli wiedza, wniwecz się obróci". (1 Kor. 13:8)
Niestety, o ludzkiej miłości nie można tego powiedzieć. Najlepszym tego dowodem jest rosnąca w zastraszającym tempie liczba rozwodów. Ktoś powiedział kiedyś, że często dwoje ludzi przed ślubem nie może żyć bez siebie, a po ślubie ze sobą.
Bóg natomiast, nigdy nie przestaje kochać, bo AGAPE jest miłością nieśmiertelną, wieczną i ogarnia wszystkie stworzone przez Boga istoty, włącznie z grzesznymi ludźmi. Bóg nie może przestać miłować grzesznego człowieka, bo Jego miłość "nigdy nie ustaje". Nie oznacza to oczywiście, że zbawieni będą także ci, którzy świadomie odrzucili dar zbawienia, gdyż Słowo Boże wyraźnie podaje, że "Poniosą oni karę: zatracenie wieczne, oddalenie od oblicza Pana i od mocy chwały jego." 2 Tes. 1:9
Niewątpliwie, wielu ludzi zginie drugą, wieczną śmiercią, ale stanie się tak nie dlatego, że Bóg przestał ich miłować, bo jest to niemożliwe, lecz dlatego, że nie chcieli oni oczyścić się ze swoich nieprawości przez wiarę w Chrystusa.
Chociaż Bóg miłuje grzesznika, to z drugiej strony odczuwa wstręt i nienawiść do grzechu, który musi w końcu na zawsze unicestwić, a ponieważ grzesznik nie chciał złożyć jarzma grzechu na barki Zbawiciela, Bóg musi pozwolić na to, aby wraz z grzechem zginął też i ten niepokutujący, uparcie odrzucający łaskę grzesznik.
Nienawrócony człowiek, nie może posiadać wiecznej miłości AGAPE, ponieważ z natury jest istotą egoistyczną. Na początku, jednak tak nie było, bo gdy Bóg stworzył Adama, miłość ta była jego udziałem. Gdy Adam zdecydował się zjeść zakazany owoc i podzielić los Ewy, to uczynił tak, między innymi dlatego, że jeszcze wówczas posiadał w stosunku do Ewy tę nieprzemijającą miłość, i kochał ją bardziej niż samego siebie.
Pomimo tego, iż doskonale wiedział, że konsekwencją tego czynu będzie śmierć, to zdecydował się podzielić los umiłowanej osoby. Ale kiedy już to uczynił i popełnił grzech, w tym samym momencie stracił AGAPE, a jej miejsce zajęła samolubna miłość: "W wyniku popełnienia grzechu... miłość, która wcześniej była udziałem Adama i Ewy zniknęła bezpowrotnie". (PP, wyd. II, str.37)
Gdy Adam posiadał jeszcze AGAPE, był w stanie poświęcić dla Ewy nawet swoje życie, ale kiedy zgrzeszył i stracił tę niesamolubną miłość, wtedy usprawiedliwiając przed Bogiem swój grzech, zrzucił winę na Ewę, mówiąc: "Kobieta, którą mi dałeś, aby była ze mną, dała mi z tego drzewa i jadłem". 1 Moj. 3:12
Gdy potem to samo pytanie, Bóg zadał Ewie, ona również nie chciała przyznać się do winy, ale zrzuciła ją na węża.
W taki sposób zarówno Adam, jak i Ewa, w wyniku grzechu stracili prawo do posiadania AGAPE i wszyscy ich potomkowie, włącznie z nami przychodzą na świat pozbawieni tej największej wartości.
To właśnie miłości AGAPE, był głównym powodem tego, że Piotr zaparł się Chrystusa. Podczas wieczerzy poprzedzającej męczeńską śmierć Zbawiciela, powiedział On swoim uczniom, że wszyscy zaprą się Go tej nocy. Piotr jednak zasugerował, że choć inni uczniowie mogą faktycznie w czasie próby odwrócić się od Jezusa, to jego miłość do Mistrza jest tak mocna i trwała, że z pewnością się Go nie zaprze, nawet gdyby przyszło mu umrzeć z tego powodu.
Niestety, Piotr nie znał samego siebie i nie rozumiał, że jeszcze wtedy nie posiadał tej nigdy niekończącej się miłości AGAPE.
Niedługo potem, zgodnie z przepowiednią, Piotr trzy razy zaparł się Syna Bożego. A ponieważ w środowisku żydowskim zaparcie się Boga równoznaczne było z grzechem niewybaczalnym, Piotr był przekonany, że ten grzech nie będzie mu odpuszczony.
Z tego właśnie powodu, Chrystus, chcąc podnieść Piotra na duchu, polecił aniołowi, aby przybyłym do pustego grobu niewiastom powiedział: "Idźcie, powiedzcie uczniom i Piotrowi..." Mar. 16:7
Tymi słowami, Zbawiciel chciał powiedzieć Piotrowi: - Jeśli myślisz, że skoro się mnie zaparłeś, to ja przestałem cię kochać, nie chcę cię znać i nie możesz już dłużej być moim uczniem, to jesteś w błędzie, bo moja miłość do ciebie jest wieczna. Ja nigdy nie przestanę cię kochać i jeśli tylko tego pragniesz, nadal możesz być moim uczniem.
I chociaż Pan Jezus wybaczył Piotrowi ten grzech, to przed swoim wniebowstąpieniem musiał odbyć z nim szczerą rozmowę, aby jeszcze dobitniej wskazać mu, co jest największą potrzebą każdego grzesznego człowieka.
Zbawiciel, po swoim zmartwychwstaniu, ukazał się uczniom nad Morzem Tyberiackim i zadał Piotrowi trzy niezwykle ważne pytania, które stawia również dzisiaj każdemu, kto twierdzi, że jest chrześcijaninem:
"Gdy więc spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: Szymonie, synu Jana, miłujesz (agapas) mnie więcej niż ci?" Jan. 21:15
Zadając to pytanie, Chrystus użył greckiego czasownika "agapao", aby Piotr nie miał wątpliwości, o jaką chodzi miłość. Tak więc, Pan Jezus zapytał go o to, czy nadal uważa, że posiada miłość AGAPE, która nigdy nie ustaje i czy ciągle jeszcze sądzi, że jego uczucie względem swego Mistrza jest trwalsze i silniejsze niż to, które posiadali inni uczniowie.
Oto, jakiej odpowiedzi udzielił na to pytanie Piotr:
"Rzekł mu: Tak, Panie! Ty wiesz, że cię miłuję (filo)". Jan. 21:15
Pozornie wygląda na to, że Piotr nadal uparcie twierdził, że posiada taką niezachwianą miłość, ale kiedy uważnie przeczytamy ten sam fragment w języku greckim, okaże się, że mówiąc "miłuję", Piotr nie użył czasownika "agapao", którym posłużył się Chrystus, ale "fileo", którego nie stosowano w celu wyrażenia Bożej miłości, lecz niedoskonałego ludzkiego uczucia, odnoszącego się do więzi istniejącej pomiędzy przyjaciółmi.
Piotr więc, odpowiadając na pytanie Jezusa, pokornie wyznał - Tak Panie! Masz rację i wiesz, że ja jeszcze nie posiadam AGAPE, ale darzę Ciebie tylko taką ludzką miłością (FILIA), i dlatego zaparłem się Ciebie.
Gdy tymi słowami Piotr wykazał, że teraz już wie, co stanowi największą jego potrzebę, Zbawiciel powiedział do niego: "Paś owieczki moje." - Ponieważ już wiesz, że Boża miłość AGAPE nie jest jeszcze twoim udziałem, możesz teraz o nią prosić, a gdy ją otrzymasz, będziesz gotów, aby opiekować się tymi, którzy we mnie wierzą.
Potem, po raz drugi, Chrystus zadał Piotrowi to samo pytanie i otrzymał dokładnie taką samą odpowiedź, ale gdy powtórzył to pytanie po raz trzeci, dokonał pewnej zmiany:
"Rzecze mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, miłujesz (fileis) mnie?" Jan. 21:17
Tym razem, z jakiegoś powodu, Chrystus, nie posłużył się czasownikiem "agapao", ale "fileo", co oznacza, że teraz, zapytał Piotra, czy miłuje Go taką niedoskonałą, odnoszącą się do przyjaźni, ludzką miłością. Wtedy zasmucony Piotr szczerze odparł, że taką miłością na pewno Chrystusa darzy:
"Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Miłujesz (fileis) mnie? I odpowiedział mu: Panie! Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że cię miłuję (filo). Rzecze mu Jezus: Paś owieczki moje". Jan. 21:17
Piotr zasmucił się, nie dlatego, że Chrystus zadał to pytanie po raz trzeci, ale dlatego, że tym razem zapytał Piotra, czy na pewno ma dla Niego przynajmniej taki rodzaj miłości. Piotr, niewątpliwie już wtedy darzył Chrystusa taką sympatią i szczerze chciałby dla Niego cierpieć, a nawet oddać swoje życie, ale miłość do siebie była jeszcze wówczas silniejsza niż uczucie, jakim otaczał Zbawiciela. Pan Jezus, jednak w swoim miłosierdziu pocieszył Piotra zapewniając go, że kiedyś nastanie taki czas, kiedy będzie mógł naprawić swój błąd i tym razem nie zaprze się swojego Zbawiciela, gdyż jego udziałem będzie wtedy nie jedynie FILIA, ale AGAPE.
Kiedy Lucyfer zbuntował się w niebie przeciwko Bogu, najważniejszym celem jego zwodniczej działalności było zasianie we wszechświecie, a potem także na ziemi wątpliwości, co do tego, czy Bóg rzeczywiście, tak jak twierdzi, kocha swoje stworzenia. Ponieważ przed Golgotą, Bóg nie miał możliwości wykazania w praktyce, jak wielka, ofiarna i nieskończona jest jego miłość, bezgrzeszni aniołowie oraz przedstawiciele nieupadłych światów jedynie wiarą mogli akceptować zapewnienia Stwórcy o Jego miłości.
"Kiedy Chrystus przyszedł na ziemię w postaci ludzkiej, cały wszechświat z niezmierną uwagą śledził każdy Jego krok... Jego śmierć była odpowiedzią na pytanie, czy Ojciec i Syn dostatecznie miłują człowieka, aby ponieść za niego największą ofiarę. Szatan zaś objawił swój prawdziwy charakter kłamcy i zbrodniarza. Pokazał wszechświatu, że ten sam duch, który rządził ludźmi, pozostającymi w jego mocy, przejawiłyby się w panowaniu nad inteligentnymi istotami niebieskimi. Cały wszechświat jednym głosem opowiedział się więc po stronie rządów Bożych... Sam fakt, że Chrystus poniósł karę za ludzkie przewinienia jest dla wszystkich rozumnych stworzeń potężnym argumentem przemawiającym za tym, że prawo Boże jest niezmienne, a Bóg sprawiedliwy, miłosierny i ofiarny...". (PP, wyd. IV, str. 49-50)
Gdy Syn Boży ryzykując utratę wieczności, przyszedł na ten grzeszny świat w słabej ludzkiej naturze, by w imieniu świętego Boga i upadłej ludzkości stoczyć z księciem ciemności bój na śmierć i życie, już wtedy wszechświat ogarnął podziw z powodu niezwykłej miłości, jaką Bóg okazał swoim zagubionym stworzeniom. Ale kiedy kosztem niewysłowionych cierpień "Bóg w Chrystusie świat ze sobą pojednał" (2 Kor. 5:19), decydując się dla ratowania tego skazanego na zagładę świata, poświęcić nawet swoje życie, wtedy bezgrzesznych aniołów i wszystkich mieszkańców nieupadłych światów, ogarnęła tak wielka miłość do Stwórcy, współczucie, podziw i uwielbienie, że już nigdy w całym wszechświecie, żadna istota nie będzie miała najmniejszych wątpliwości, co do tego, że "Bóg jest miłością". Z tego też powodu już nigdy więcej w całym wszechświecie grzech nie znajdzie racji bytu i "nie nastanie po raz drugi ucisk". Nahum 1:9
Śmierć, którą umierał nasz Zbawiciel, nie była zwykłą męczeńską śmiercią. Aby uzyskać prawo do zbawienia skazanego na wieczną śmierć człowieka, Syn Boży musiał sam zakosztować takiej samej śmierci, gdyż Słowo Boże jednoznacznie mówi, że zapłatą za grzech jest druga śmierć, czyli unicestwienie na zawsze:
"... gdy się objawi Pan Jezus z nieba ze zwiastunami mocy swojej, w ogniu płomienistym, wymierzając karę tym, którzy nie znają Boga, oraz tym, którzy nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa. Poniosą oni karę: zatracenie wieczne, oddalenie od oblicza Pana i od mocy chwały jego". 2 Tes. 1:7-9
Skoro karą za grzech jest wieczna śmierć, to w takim razie, jakim prawem Syn Boży mógłby zbawić nas od tej śmierci, jeśliby sam jej nie zakosztował? W Piśmie Świętym czytamy, że Bóg posłał Swojego Syna "dla okazania sprawiedliwości swojej w teraźniejszym czasie, aby On sam był sprawiedliwym i usprawiedliwiającym tego, który wierzy w Jezusa". Rzym. 3:26
Oznacza to, że usprawiedliwiając grzesznego człowieka, Bóg musiał postąpić sprawiedliwie, czyli zgodnie z wymaganiami swojego niezmiennego Prawa. Ponieważ zaś, Prawo to, od każdego kto je przestąpił domaga się wiecznej śmierci, to i reprezentujący upadłą ludzkość Chrystus musiał takiej samej śmierci doświadczyć.
W liście do Hebrajczyków 2:9, apostoł Paweł napisał, że Chrystus "zakosztował śmierci za każdego". Ale którą śmierć miał tu na myśli apostoł? Nie ulega wątpliwości, że Chrystus nie mógł zakosztować pierwszej śmierci, by od niej nas zbawić, bo na przestrzeni wieków żyło wielu wierzących w Niego ludzi, którzy pomimo tego musieli tą pierwszą śmiercią umrzeć. Gdyby ten rodzaj śmierci był zapłatą za grzech i gdyby Pan Jezus zbawił ich od niej, wówczas nie musieliby oni tą śmiercią umierać. Oznacza to, że apostoł Paweł, pisząc, że "Chrystus zakosztował śmierci za każdego", mógł mieć na myśli tylko drugą, wieczną śmierć, bo to właśnie ona stanowi ostateczną karę za grzech.
Potwierdza to również apostoł Jan, pisząc w księdze Objawienia, że nie pierwsza, ale wyłącznie druga śmierć (wieczna), nie ma nad wierzącymi mocy: "Błogosławiony i święty ten, który ma udział w pierwszym zmartwychwstaniu; nad nimi druga śmierć nie ma mocy, lecz będą kapłanami Boga i Chrystusa i panować z nim będą przez tysiąc lat". Obj. 20:6
Dlaczego, natchniony przez Ducha Świętego Jan napisał, że ci, którzy uwierzyli w Chrystusa nie umrą drugą śmiercią? Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna; żaden szczery chrześcijanin nie będzie musiał umierać na zawsze, bo znalazł się Ktoś, kto taką śmiercią już umierał w jego imieniu.
Pierwsza śmierć nie może być w ogóle karą za grzech, gdyż śmierć ta jest tylko pewnym okresem nieświadomości, poprzedzającym zmartwychwstanie wszystkich ludzi, zarówno sprawiedliwych, jak i bezbożnych. Gdyby jedynie ta śmierć stanowiła karę za grzech, to wówczas oznaczałoby to, że faktycznie grzech nie pociąga za sobą żadnej kary, bo każdy niepokutujący grzesznik po doświadczeniu pierwszej śmierci zmartwychwstałby i żył wiecznie, nadal prowadząc swoje bezbożne oraz samolubne życie, coraz bardziej zatruwając wszechświat trucizną grzechu i egoizmu.
Aby móc nas zbawić, Syn Boży musiał przejść przez doświadczenie drugiej śmierci. Istnieje wiele biblijnych argumentów potwierdzających prawdziwość tego twierdzenia. Jednym z nich może być zatrważające i dziwne doświadczenie, które było udziałem Jezusa podczas nocy poprzedzającej Jego męczeńską śmierć:
"I wziął z sobą Piotra oraz dwóch synów Zebedeuszowych, i począł się smucić i trwożyć. Wtedy mówi do nich: Smętna jest dusza moja aż do śmierci; pozostańcie tu i czuwajcie ze mną.
Potem postąpił nieco dalej, upadł na oblicze swoje, modlił się i mówił; Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty...
Znowu po raz drugi odszedł i modlił się, mówiąc: Ojcze mój, jeśli nie może mnie ten kielich minąć, żebym go pił, niech się stanie wola twoja...
I zostawił ich, znowu odszedł i modlił się po raz trzeci tymi samymi słowami". Mat. 26:37-39,42,44
Zachowanie Zbawiciela w ogrodzie Getsemane świadczy o tym, że czegoś bardzo się lękał. Ten, przed którym drżały demony, teraz był zatrwożony z powodu "kielicha", który sam miał wypić jako reprezentant upadłego rodzaju ludzkiego. Żeby zrozumieć, co było powodem tej strasznej trwogi, jakiej doznał Pan Jezus w Getsemane, musimy na podstawie Biblii wyjaśnić, czego symbolem jest "kielich", wypicia którego Zbawiciel tak bardzo się obawiał:
"Tak mówi Wszechmocny Pan: Z głębokiego i szerokiego kielicha swojej siostry pić będziesz, bo on wiele zmieści - będziesz pośmiewiskiem i szyderstwem. Upojenia i męki pełen będzie, kielichem zgrozy i zagłady". Ezech. 23:32-33
"Przyjdzie i do ciebie kielich z prawicy Pana, i będziesz syt hańby zamiast chwały". Hab. 2:16
"A trzeci anioł szedł za nimi, mówiąc donośnym głosem: Jeżeli ktoś odda pokłon zwierzęciu i jego posągowi i przyjmie znamię na swoje czoło lub na swoją rękę, to i on pić będzie samo czyste wino gniewu Bożego z kielicha jego gniewu i będzie męczony w ogniu i w siarce". Obj. 14:9-10
Na podstawie tych wybranych fragmentów można wysunąć wniosek, że kielich symbolizuje w Piśmie Świętym Gniew Boży, który ma spaść na niepokutujących grzeszników. Gniew ten, jak to wynika z powyższych tekstów równoznaczny jest z zagładą, zgrozą, hańbą, odłączeniem się od Boga i wieczną śmiercią w ogniu.
Skoro takie znaczenie ma słowo kielich, nic dziwnego, że ludzka natura Syna Bożego wzdragała się przed jego wypiciem. Tylko niesamolubna, wieczna i niezgłębiona miłość Chrystusa do skazanej na unicestwienie ludzkości, mogła sprawić, że zdecydował się On złożyć tę największą ofiarę. To przekraczające ludzkie wyobrażenie przeżycie, jakie Syn Boży przeszedł w Getsemane, w piękny sposób przedstawia książka Życie Jezusa:
"Gdy Chrystus poczuł, że Jego łączność z Ojcem jest zerwana, obawiał się, że jako ludzka istota nie będzie w stanie znieść zbliżającego się konfliktu z siłami mroku... Gdyby (szatanowi) udało się zwyciężyć Chrystusa, ziemia stałaby się jego królestwem i rodzaj ludzki na wieki dostałby się pod jego władzę. Widząc grozę tego konfliktu Chrystus odczuwał strach z powodu braku łączności z Bogiem.
Szatan oznajmił Mu, że jeśli stanie się gwarantem grzesznego świata, to rozdział ten uwieczni się, a sam Chrystus stanie się jednym z poddanych królestwa szatana i nigdy już nie będzie stanowić jedności z Bogiem...
Szatan w najbardziej bezwzględnych słowach przedstawiał Odkupicielowi Jego sytuację, mówiąc: "Ludzie najlepiej sytuowani pod względem materialnym i duchowym odrzucili Cię... i pragną Cię zniszczyć. Jeden z Twych najbardziej aktywnych uczniów zdradzi Cię. Jeden z najgorliwszych Twych wyznawców zaprze się Ciebie. Wszyscy Cię opuszczą".
Cała istota Chrystusa wzdragała się na te myśli, bowiem żal przeszywał Jego duszę, iż ci wszyscy, których miłował i usiłował zbawić, udzielą poparcia intrygom szatana. Jego dusza poddana była straszliwej walce...
Grzechy ludzkie nieznośnie zaciążyły na losach Chrystusa, bowiem gniew Boży przeciwko grzechowi miał zmiażdżyć Jego życie.
Spójrzmy jednak na Niego, rozmyślającego nad ceną, która miała być zapłatą za ludzką duszę. W Swej rozpaczy Jezus przylgnął do zimnej ziemi, jakby chcąc uchronić się przed dalszym oderwaniem Go od Ojca. Nocna rosa spadła na Jego rozpostartą postać, lecz On tego nie czuł. Z Jego pobladłych ust zrywa się modlitwa: "Ojcze mój, jeśli można, oddal ten kielich ode mnie", lecz w ślad za tym dodaje: "wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty"...
Wracając ponownie na poprzednie miejsce, Jezus padł na ziemię ogarnięty przerażeniem z powodu otaczających Go ciemności. W tej strasznej godzinie, drżenie trwogi zawładnęło ludzką istotą Syna Bożego. Nie modlił się już w intencji podtrzymania wiary uczniów, ale o swoją własną, wystawioną na pokusę, umęczoną duszę.
Nadeszła straszliwa godzina, w której miały się decydować losy grzesznego rodzaju ludzkiego. Jeszcze teraz Chrystus mógł odmówić wypicia kielicha przeznaczonego dla upadłej ludzkości. Jeszcze nie było za późno. Mógł otrzeć krwawy pot z czoła, pozostawiając człowieka na zagładę. Mógł rzec: Niech winowajca poniesie karę za swój grzech, a ja powrócę do Ojca.
Czy jednak Syn Boży wypije gorzki kielich poniżenia i męki? Czy niewinny męczennik poniesie konsekwencje przekleństwa grzechu w imię ratowania winnego?
Z pobladłych ust Jezusa padły drżące słowa: "Ojcze mój, jeśli nie może mnie ten kielich minąć, niech się stanie wola twoja"...
Lecz Bóg cierpiał razem ze Swoim Synem, a aniołowie widzieli mękę Zbawiciela. Widzieli Pana otoczonego przez legiony szatańskich wojsk, upadającego na duchu pod wpływem tajemniczego zła... W niebie panowała cisza i nie drgnęła ani jedna struna żadnej harfy.
Gdyby śmiertelnicy mogli widzieć bogobojny strach anielskich zastępów, gdy w milczącym strapieniu przyglądali się temu, jak Ojciec odcinał Swe promienie światła, miłości i chwały od umiłowanego Syna, potrafiliby lepiej zrozumieć jaką obrazą dla Niego jest grzech". (Życie Jezusa, wyd. VII, str. 543-547)
Gdyby Syn Boży w ogrodzie Getsemane stanął jedynie w obliczu wyboru pomiędzy życiem a pierwszą śmiercią, pociągającą za sobą głównie fizyczne cierpienia, Jego zachowanie z pewnością bardzo różniłoby się od tego, które zostało przedstawione w Ewangeliach. Wiele daje do myślenia to, że najodważniejszy w całym wszechświecie Syn Boży, ten, przed którym drżały demony, teraz był zatrwożony i bardzo się bał.
Kiedy porównamy wrażenie, jakie na Chrystusie wywarła wizja zbliżającej się śmierci i stosunek do śmierci okazany przez Pawła, moglibyśmy dojść do wniosku, że był on bardziej odważny niż Syn Boży:
"A gdy przez dłuższy czas tam pozostawaliśmy, nadszedł z Judei pewien prorok, imieniem Agabus, I przyszedłszy do nas, wziął pas Pawła, związał sobie nogi i ręce i rzekł: To mówi Duch Święty: Męża, do którego ten pas należy, tak oto zwiążą Żydzi w Jerozolimie i wydadzą w ręce pogan.
A gdy to usłyszeliśmy, poprosiliśmy zarówno my, jak i miejscowi, aby nie szedł do Jerozolimy.
Wtedy Paweł odrzekł: Co czynicie, płacząc i rozdzierając serce moje? Ja przecież gotów jestem nie tylko dać się związać, lecz i umrzeć w Jerozolimie dla imienia Pana Jezusa.
A gdy się nie dał nakłonić, daliśmy spokój i powiedzieliśmy: Niech się dzieje wola Pańska". Dz.Ap. 21:10-14
Apostoł Paweł nie bał się, bo nie szedł na spotkanie śmierci, która jest zapłatą za grzech. On wiedział, że Ktoś inny zapłacił już tę karę w jego imieniu. Paweł wiedział, że śmierć, która go czeka, to tylko nieświadomy, krótkotrwały sen, kończący się przebudzeniem do nowego cudownego życia, o którym sam napisał: "Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują". 1 Kor. 2:9
Z tego też powodu w liście do Filipian, nie okazując żadnego lęku przed śmiercią wyznał: "Albowiem dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem". Filip. 1:21
Śmierć zaś, na której spotkanie szedł Pan Jezus nie była snem, ale odłączeniem od Boga i doświadczeniem Jego gniewu, przekleństwem Zakonu (Gal. 3:13) oraz zapłatą za grzech upadłej ludzkości. To właśnie dlatego, jak czytamy w Słowie Bożym, Zbawiciel "w śmiertelnym boju jeszcze gorliwiej się modlił; i był pot jego jak krople krwi, spływające na ziemię". Łuk. 22:44 Biorąc pod uwagę fizjologię ludzkiego organizmu, tylko wyjątkowo silny stres, mógł spowodować podobny objaw.
Wielu chrześcijan nie dostrzega tego, że Zbawiciel zakosztował za nas wiecznej śmierci, ponieważ patrzą oni na krzyż jedynie wzrokiem rzymskich żołnierzy, którzy widzieli tam tylko fizycznie cierpiącego człowieka.
Kiedy jednak popatrzymy na umierającego na krzyżu Jezusa z punktu widzenia Żydów, to możemy dostrzec tam coś, po zrozumieniu czego uczniowie Jezusa już nigdy nie byli tymi samymi uczniami.
Czym dla Izraelitów była śmierć krzyżowa? Ten sposób wymierzania kary stanowił dla nich najbardziej hańbiący rodzaj śmierci i gardzili tą metodą uśmiercania. Powszechnie stosowanym przez nich sposobem wymierzania grzesznikowi kary śmierci było kamienowanie. Dlaczego więc podczas procesu Chrystusa, Żydzi tak bardzo nalegali na Piłata, aby Go ukrzyżował, skoro sami nie uznawali tej okrutnej metody uśmiercania?
Żydzi wymusili na Piłacie, aby zgodził się wydać Chrystusa na śmierć krzyżową, ponieważ tak naprawdę pragnęli oni dla Niego czegoś znacznie gorszego niż śmierć. Wołając do Piłata, aby ukrzyżował Chrystusa, mieli oni na myśli to, co napisał Mojżesz odnośnie wymierzania kary zasługującym na śmierć grzesznikom:
"A jeśli ktoś popełni grzech, pociągający za sobą wyrok śmierci, i poniesie śmierć, i ty powiesisz go na drzewie, to nie mogą jego zwłoki pozostać na drzewie przez noc, ale mają być pochowane tego samego dnia, gdyż ten który wisi, jest przeklęty przez Boga. Nie kalaj więc ziemi, którą Pan, Bóg twój, daje ci w dziedziczne posiadanie". 5 Moj. 21:22-23
Każdy osądzony i skazany na śmierć przez prawo Mojżeszowe przestępca, zwykle był kamienowany, a następnie zawieszany na palu lub drzewie, co miało oznaczać, że był nieodwołalnie odrzucony przez Boga. Człowiek ten był przeklęty nie dlatego, że wisiał, ale to, że był zawieszony na drzewie stanowiło symboliczne świadectwo o tym, że zasłużył na to, by być przeklętym i odrzuconym zarówno przez Boga jak i ludzi. Nic więc dziwnego, że kiedy Chrystus został ukrzyżowany, Jego uczniowie mieli wątpliwości, czy faktycznie jest On Synem Bożym, skoro zawisł na drzewie, co dla nich jako Żydów było równoznaczne z Bożym przekleństwem i odrzuceniem.
Znany komentarz do Pisma Świętego - "Matthew Henry's Commentary" - omawiając ten fragment sugeruje, że: "Ci, którzy w tamtych czasach widzieli wiszącego pomiędzy niebem i ziemią człowieka, wiedzieli, że był on przeklęty i niegodny nie tylko nieba, ale nawet ziemi".
Wrogowie Chrystusa tak bardzo Go nienawidzili, że pragnęli dla Niego śmierci krzyżowej, bo myśleli, że jeśli zawiśnie On na drzewie (krzyżu) pomiędzy niebem i ziemią, wtedy według słów, które sam Bóg wypowiedział przez Mojżesza, stanie się przeklęty przez Boga. Żydzi zatem chcieli, żeby Jezus zginął na zawsze.
Niezwykłe, a dla wielu nawet szokujące jest to, że Pismo Święte podaje, iż faktycznie Syn Boży stał się takim przekleństwem, ale stał się nim za nas:
"Chrystus wykupił nas od przekleństwa zakonu, stawszy się za nas przekleństwem, gdyż napisano: Przeklęty każdy, który zawisł na drzewie". Gal. 3:13
"Chrystus, uosabiający ludzkość, miał cierpieć poza granicami Jeruzalem. Umarł w miejscu położonym na zewnątrz miasta, gdzie zgładzani byli zbrodniarze i mordercy. Pełne znaczenia są słowa: Chrystus wykupił nas od przekleństwa zakonu, stawszy się za nas przekleństwem". (Życie Jezusa, wyd. VII, str.588)
Apostoł Paweł wyjaśnia tutaj, że aby wykupić nas od przekleństwa zakonu, Chrystus sam musiał stać się takim przekleństwem. Wyjaśnienie tego, czym jest owo "przekleństwo zakonu", znajduje się kilka wersetów wcześniej:
"Bo wszyscy, którzy polegają na uczynkach zakonu, są pod przekleństwem; napisano bowiem: Przeklęty każdy, kto nie wytrwa w pełnieniu wszystkiego, co jest napisane w księdze zakonu". Gal. 3:10
Z powyższej wypowiedzi wynika, że przeklęci są ci wszyscy, którzy uważają, że dzięki swoim dobrym uczynkom zasługują na wieczność. Aby jednak jakikolwiek człowiek mógł poprzez uczynki zakonu uzyskać nieśmiertelność, musiałby, jak to wynika z tekstu, "wytrwać" w wypełnianiu nakazów tego zakonu, czyli wypełniać go doskonale nawet w umyśle i nigdy go nie przestąpić. Ponieważ jednak żaden grzeszny człowiek nie jest w stanie tego warunku spełnić, więc każdy, kto w kwestii zbawienia nie polega na Chrystusie, ale na zakonie jest przeklęty, albo inaczej, zasługuje na wieczną śmierć.
Oznacza to, że zakon przeklina i skazuje na śmierć każdego, kto choćby raz złamał nawet jedno z przykazań. A zatem, pamiętając o tym, że przekleństwo zakonu jest równoznaczne z wiecznym zatraceniem, możemy powiedzieć, że w cytowanym wcześniej trzynastym wierszu, apostoł Paweł sugeruje, iż Chrystus wykupił nas od przekleństwa zakonu, czyli od wiecznej śmierci, stawszy się za nas tym przekleństwem, albo inaczej, doświadczając tej śmierci w naszym imieniu.
Ponieważ z kontekstu jasno wynika, że przekleństwem zakonu jest śmierć, więc oświadczenie, że Chrystus stał się za nas tym przekleństwem musi oznaczać, że jako reprezentant całej grzesznej ludzkości, zakosztował On tej drugiej, wiecznej śmierci, będącej przekleństwem zakonu.
Fakt, że Chrystus umarł wisząc na krzyżu, był początkowo dla Żydów największą przeszkodą w uznaniu Go za Mesjasza. Ich stosunek do Jezusa zmienił się dopiero wówczas, gdy uświadomili sobie, że to przekleństwo, które spadło na Niego, miało być ich udziałem, i że nie umarł On z powodu swoich własnych grzechów, gdyż ich nie miał, ale "stał się przekleństwem za nas".
To, że Syn Boży stał się za nas przekleństwem oznacza, że w pewnym momencie wisząc na krzyżu (drzewie), czuł się tak, jak umierający na zawsze i odrzucony przez Boga grzesznik. To właśnie z tego powodu, przechodząc niewyobrażalne cierpienia, zrozpaczony wołał do Ojca: "Eli, Eli, lama sabachtani! Co znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" Mat. 27:46
Odpowiedź na to pytanie znajduje się w znanym nam dobrze fragmencie Ewangelii Jana: "Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał". Jan. 3:16 Chociaż faktycznie Bóg był wtedy bardzo blisko Swego Syna i cierpiał nie mniej niż On sam, to nie mógł dać Mu odczuć swojej obecności, gdyż Pan Jezus musiał wypić kielich gniewu Bożego do końca i poczuć się tak, jak umierający na zawsze grzesznik.
Bóg ma we wszechświecie niezliczoną ilość dzieci, które miłuje, lecz Syna, który był z Nim zawsze od wieczności, miał tylko jednego. I choć miłował Go tak jak nikogo w całym wszechświecie, to pozwolił, aby z naszego powodu doświadczył On niewyobrażalnych cierpień. To chyba najlepszy dowód na to jak niezwykłą obdarzył On nas miłością.
Pismo Święte nie mówi nic na temat tego, jak czuł się sam Bóg Ojciec w chwili, gdy Jego Umiłowany Syn pytał go, dlaczego ten, którego miłość towarzyszyła mu od wieczności teraz go opuścił. Możemy tylko domyślać się, że dla Boga było to równie bolesnym przeżyciem, co dla Jego Syna. Bóg cierpiał razem z Synem z miłości do nas i dla ratowania nas od wiecznej zguby.
Pewien pastor, pracujący w Afryce jako misjonarz, któregoś razu zadał ciekawe pytanie grupie nawróconych tubylców:
Jak dotąd, spośród wszystkich ludzi, jedynie Syn Boży zakosztował wiecznej śmierci. Ktoś jednak mógłby zapytać: - Jak to możliwe, że Chrystus myślał, iż umiera drugą śmiercią, skoro wcześniej przepowiadał swoje zmartwychwstanie?
Odpowiedź na to pytanie znajduje się w Psalmie czterdziestym, który wyraża cierpienia i myśli umierającego na krzyżu Chrystusa:
"Tedy rzekłem: Oto idę; w księgach napisano o mnie;
Abym czynił wolę twoją, Boże mój! pragnę, albowiem zakon twój jest w pośrodku wnętrzności moich...
Albowiem ogarnęły mię niezliczone nieszczęścia; doścignęły mnie nieprawości moje, tak, że przejrzeć nie mogę;...
Raczże mnie, Panie! wyrwać; o Panie! na ratunek mój pospiesz.
Niech będą pohańbieni, (a niech się zawstydzą wszyscy,) którzy szukają duszy mojej, aby ją zatracić". Ps. 40:8-9,13-16 (BG)
Wyrażając myśli umierającego Zbawiciela, natchniony Duchem Świętym psalmista napisał: "Doścignęły mię nieprawości moje, tak, że przejrzeć nie mogę". Przytłaczający ciężar naszych grzechów sprawił, że Pan Jezus w pewnym momencie nie mógł "przejrzeć", czyli nie był w stanie widzieć swojego zmartwychwstania.
Podobne stwierdzenie znajduje się w książce "Życie Jezusa":
"Gwałtowne kuszenie przez szatana nękało serce Jezusa. Zbawiciel nie mógł przebić się wzrokiem poza pokrywę grobu. Nie podtrzymywała Go nadzieja, że wyjdzie z grobu jako zwycięzca... Obawiał się, że grzech był tak wielką obrazą Boga, iż spowoduje Jego rozdzielenie z Ojcem na wieki. Chrystus odczuwał obawę, jakiej dozna grzesznik, gdy ustanie miłosierdzie dla upadłego świata. Z samej istoty grzechu wynikało, że jako na przedstawiciela ludzkości spadnie na Niego gniew Boży". (Życie Jezusa, str. 598, wyd. IV)
Te niezwykłe słowa świadczą o tym, że choć wcześniej Zbawiciel przepowiadał swoje zmartwychwstanie, to teraz przygnębienie było tak silne, że "nie mógł przebić się wzrokiem poza pokrywę grobu", nie miał nadziei na to, że zmartwychwstanie i myślał, że ponieważ stał się za nas grzechem i przekleństwem, to konsekwencje tej ofiary będą trwać wiecznie!
Nic dziwnego, że myśląc o tej bezgranicznej miłości i nieprawdopodobnym poświęceniu, apostoł Paweł napisał, że miłość ta "przewyższa wszelkie poznanie". Efez. 3:19
Gdy to straszne uczucie beznadziei, osamotnienia oraz utraty miłości Ojca ustąpiło, i kiedy tylko Jezus podjął decyzję poświęcenia swojego życia na wieczną ofiarę za grzeszną ludzkość, wtedy poczucie nadziei zmartwychwstania wróciło i Zbawiciel mógł powiedzieć: "Ojcze, w ręce twoje polecam ducha mego. I powiedziawszy to, skonał". Łuk. 23:46
"Wśród ciemności, pozornie opuszczony przez Boga, Chrystus wypił do dna kielich niedoli... I gdy w pokorze oddał się Bogu, poczucie utraty łaski Ojca minęło. Przez wiarę Chrystus zwyciężył". (Życie Jezusa, str. 600, wyd. VII)
Nasz podziw dla umiłowanego Zbawiciela, dla Jego uniżenia, niewyobrażalnego poświęcenia oraz niesamolubnej miłości, potęguje się jeszcze bardziej, gdy czytamy Psalm 22, napisany wiele setek lat przed Jego śmiercią. Poniższe fragmenty tego psalmu pochodzą z nieco uwspółcześnionego przekładu jednego z dawnych polskich poetów:
"Boże mój, Boże mój wieczny,
Czemuś mnie opuścił w ten czas trwogi ostateczny?
Czemuś tak daleki od mego wybawienia,
Od krzyku mojego cierpienia?
Za dnia wołam, Boże mój, do Ciebie,
Czemu próśb nie chcesz przyjąć mych do siebie?
I w noc ciemną wołam, lecz wołanie moje,
Nieprzejednane mija ucho Twoje.
A przecież Panie, Boże sprawiedliwy,
Ty jesteś święty i litościwy,
I na wszystkie świata strony
Jaśnieje chwały Twej blask niewysłowiony.
Gdy ojcowie nasi Tobą się szczycili,
Zawsze przez Ciebie wybawiani byli.
Ale ja, nie jestem człowiekiem, lecz robakiem wzgardzonym,
Przez ludzi odrzuconym, przez tłum zhańbionym.
Każdy, kto mnie widzi, ze mnie się naśmiewa,
Nos marszczy, wargi krzywi, głową kiwa;
Zaufał Panu, niechże go ratuje!
Niech go wybawi, skoro go miłuje!...
Tyś mnie wydobył z łona matki mojej,
I przy jej piersi bezpiecznym zachował w łasce swojej.
Jeszcze w pieluchach garnąłem się ku Tobie,
I już wtedy, Bogiem obrałem wiecznym sobie.
W tej strasznej niedoli, zmiłuj się nade mną,
Nie oddalaj się, bądź ze mną!
Wilki mnie zewsząd srogie otoczyły,
Zęby na mnie szczerzą, warczą, jakby za ofiarą pędziły.
Szczęki na mnie rozwarły straszliwe
Jak lew srogi, co pożera zwierzę żywe.
Jak wosk płynie, kiedy słońce grzeje,
Tak moje serce z tęsknoty topnieje.
Cała moc moja i siła wrodzona,
Wyschła jak skorupa w ogniu wypalona.
Do podniebienia przylgnął język mój spragniony,
Już grób swój widzę, straszny, otworzony!
Przebili ręce i nogi me przebili,
Wszystkie me kości przez skórę zliczyli.
Podzielili się między sobą moimi szatami,
A o suknię moją rzucali kościami.
Ale ty, mój Panie, racz nie odstępować!
Tyś moją siłą, Ty chciej mnie ratować!
A ja Twe Imię braciom mym objawię,
We wszystkich zborach chwałę Twą rozsławię!
Wy, którzy Panu w bojaźni służycie,
I z Jakubowym domem się liczycie,
Chwalcie Pana, Imię Jego wszędzie wysławiajcie!
Jego w swych sercach głęboko chowajcie!
Bo On nie gardzi prośbą strapionego,
I nie ukrył przede mną oblicza swojego.
Usłyszał płacz mój, gdym o ratunek prosił.
Przeto po całym świecie będę o Nim głosił!
Wdzięczni Panu będą ci, co go szukają,
Bo ich serca w pokoju na wieki przetrwają.
Obarczony naszym człowieczeństwem i naszymi grzechami, sprawiedliwy i bezgrzeszny Syn Boży stał się za nas "przekleństwem" i "grzechem" (2Kor. 5:21). Spełnienia tego warunku domagało się od nas niezmienne Prawo Boże, skazujące nas na śmierć za jego przestąpienie. Ponieważ Zbawiciel wiedział, co stanowi karę za złamanie Prawa i jak bardzo odrażającym i ohydnym był dla Boga grzech, w pewnym momencie uczucia zaczęły Mu podpowiadać, że jeśli nie zstąpi z krzyża, to stanie się wiecznym gwarantem zbawienia ludzkości. I w tym dramatycznym momencie, Syn Boży musiał podjąć decyzję; zbawić ludzkość i zginąć, albo ratować siebie, skazując w ten sposób nas na pewną śmierć i odbierając nam wszelką nadzieję na ratunek.
Nie ma wątpliwości, co do tego, że nawet wisząc na krzyżu, Syn Boży z łatwością mógł ocalić swoje życie. Na jakiej podstawie możemy przypuszczać, że mógł zstąpić z krzyża?
Było to możliwe, bo chociaż był człowiekiem, to nadal był również Bogiem i nikt nie mógł odebrać Mu prawa decydowania o swoim losie, a także dlatego, że nawet jako człowiek nigdy nie zgrzeszył, zachowując doskonałą sprawiedliwość i świętość.
O tym, że Chrystus mógł zstąpić z krzyża świadczy również to, że sprawca zła trzykrotnie Go do tego namawiał. Diabeł nigdy nie będzie kusił mnie, żebym zamienił kamienie na chleb, bo wie, że dla mnie byłoby to niemożliwe, ale kiedy namawiał do tego Chrystusa, to wiedział, że On mógł tego dokonać. Skoro więc starał się nakłonić Zbawiciela do tego, by ratował samego siebie, to znaczy, że było to możliwe:
"Jeżeli jesteś Synem Bożym, (...) zstąp z krzyża" - mówili do Niego... Podczas kuszenia na pustyni szatan również oświadczył Jezusowi: "Jeżeli jesteś Synem Bożym, (...) rzuć się w dół" (Mat. 4,3.6). Teraz szatan ze swymi złymi aniołami obecny był w ludzkiej postaci pod krzyżem". (Życie Jezusa, wyd. VII, str. 593)
"A lud stał i przyglądał się. Przełożeni zaś naśmiewali się, mówiąc: Innych ratował, niechże ratuje samego siebie, jeżeli jest Chrystusem Bożym, tym wybranym.
Szydzili z niego także i żołnierze, podchodząc doń i podając mu ocet, I mówiąc: Jeżeli Ty jesteś królem żydowskim, ratuj samego siebie".
Tedy jeden z zawieszonych złoczyńców urągał mu, mówiąc: Czy nie Ty jesteś Chrystusem? Ratuj siebie i nas". Łuk. 23:35-37,39
Czy Syn Boży mógł jednocześnie zbawić siebie i nas?
Było to niemożliwe, ponieważ faktycznie reprezentował On całą grzeszną ludzkość, na którą wydany został nieodwołalny wyrok śmierci. To nie uosabiający doskonałą sprawiedliwość Syn Boży zasłużył na śmierć, ale my, więc również my musieliśmy zostać ukarani. Z tego właśnie powodu Jezus poprzez przyjęcie naszego człowieczeństwa stał się naszym reprezentantem, stał się nami i gdy On umarł, to jednocześnie w Nim został ukarany śmiercią każdy z nas:
"Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany...; Kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu". Rzym. 6:6-7
"Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus". Gal. 2:20
"Bo miłość Chrystusowa ogarnia nas, którzy doszliśmy do tego przekonania, że jeden za wszystkich umarł; a zatem wszyscy umarli". 2 Kor. 5:14
Nasza śmierć w Chrystusie była jedyną metodą zbawienia pozwalającą na to, aby słuszne wymagania Prawa spełniły się na nas, i abyśmy ponosząc karę śmierci mogli nadal żyć.
Gdyby więc Syn Boży zstąpił z krzyża, wtedy my nie zostalibyśmy ukarani (w Nim) i Prawo nadal domagałoby się od nas śmierci, jako zapłaty za grzech. Gdyby Zbawiciel nie zechciał pozostać na krzyżu i umrzeć w naszym imieniu, byłoby to równoznaczne z końcem naszych nadziei na zbawienie, a reakcja apostoła Jana na wołanie anioła pytającego o to, kto jest godny otworzyć księgę żywota rodzaju ludzkiego, zakończyłyby się słowami: "I płakałem bardzo, że nie znalazł się nikt godny otworzyć księgę ani do niej wejrzeć". Obj. 5:4
Na szczęście, chociaż Syn Boży musiał dokonać wyboru między sobą a nami, to na oczach całego wszechświata wybrał życie wieczne dla nas a wieczną śmierć dla siebie. Tylko dzięki tej nieprawdopodobnej ofierze, jeden ze starców mógł z radością powiedzieć do zrozpaczonego Jana i każdego, kto uwierzy: "Nie płacz! Zwyciężył lew z pokolenia Judy, korzeń Dawidowy, i może otworzyć księgę, i zerwać siedem jej pieczęci". Obj. 5:5
I natychmiast po usłyszeniu tych pocieszających, cudownych słów, Janowi dano zobaczyć, komu ludzkość zawdzięcza swoje zbawienie:
"I widziałem pośrodku między tronem a czterema postaciami i pośród starców stojącego Baranka jakby zabitego". Obj. 5:5-6
Baranek, czyli Chrystus był "jakby zabity", bo choć faktycznie jego człowieczeństwo zmarło drugą, wieczną śmiercią, to trzeciego dnia zmartwychwstało nowe, przemienione, pod każdym względem doskonałe i uwielbione człowieczeństwo.
"Czy ludzka natura Syna Marii zmieniła się w boską naturę Syna Bożego? Nie, te dwie natury w tajemniczy sposób spotkały się w jednej Osobie - człowieku Jezusie Chrystusie. W nim mieszkała cieleśnie cała pełnia boskości (Kol. 2:9). Kiedy Chrystus został ukrzyżowany, wtedy umarła Jego ludzka natura. Boskość nie umarła, to byłoby niemożliwe.". (SDA Bible Commentary, E. White Comments, vol. V, p. 1113)
Nie wiemy, co stało się z boską naturą Chrystusa po Jego śmierci; może została ukryta w Bogu, może "zasnęła" na trzy dni? Nikt z nas tego nie wie i z pewnością w tym życiu pozostanie to dla nas tajemnicą. Najistotniejsze jest jednak dla nas to, że nasza ludzka, skazana na śmierć natura Chrystusa, poprzez przyjęcie której Syn Boży mógł reprezentować nas w walce z grzechem i śmiercią, zawisła na krzyżu (drzewie) wraz z Nim. Dzięki temu, każdy kto w to wierzy może powiedzieć: "Jeśli tedy umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też z nim żyć będziemy... Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi; Kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu". Rzym. 6:6-8
Ta prawdziwa historia wydarzyła się w Tajwanie. W kraju tym istniał stary, chiński zwyczaj, który polegał na tym, że rodzice wybierali dziewczynę na żonę dla swojego syna.
Pewni bogobojni i doświadczeni rodzice, któregoś dnia powiedzieli do swojego syna: - Wreszcie znaleźliśmy dla ciebie odpowiednią dziewczynę, za trzy tygodnie odbędzie się wasz ślub!
Ten młody człowiek z wielką niecierpliwością czekał na dzień, w którym będzie mógł poznać swoją żonę.
Wreszcie nastał dzień ślubu. Wprowadzono pięknie ubraną pannę młodą. Zgodnie ze zwyczajem jej twarz była zakryta. Na imię miała ona Złoty Kwiat.
Gdy ceremonia zaślubin skończyła się i zostali już tylko we dwoje, w końcu mógł zdjąć welon z jej twarzy, ale kiedy to zrobił, zaskoczony zauważył, że twarz jego żony była brzydka. Rzucił więc welon na ziemię i w przypływie złości uciekł z domu. Długo rodzice starali się przekonać go, że choć dziewczyna nie jest najładniejsza, to jest wspaniałą chrześcijanką, ma bardzo dobry charakter, jest pracowita, mądra i nigdy nie znaleźliby dla niego lepszej żony.
W końcu, po sześciu miesiącach nieobecności, uległ namowom rodziców i wrócił do domu, ale choć zgodził się żyć ze swoją żoną, to nigdy nie wyszedł z nią na zewnątrz ani nie przyprowadził do domu żadnego przyjaciela. Wstydził się jej tak bardzo, że pragnął nawet, aby umarła.
Po pewnym czasie urodziła się im córeczka. Gdy dziewczynka miała dwanaście lat, nagle zaczął coraz gorzej widzieć na jedno oko, a niedługo potem także i drugie oko było coraz mniej sprawne. Bardzo zaniepokojony swoim stanem zdrowia udał do lekarza, który po przeprowadzeniu szczegółowych badań, powiedział: - Ma pan bardzo rzadką chorobę oczu. Jest tylko jeden sposób na uratowanie pana wzroku. Jest to przeszczep rogówek. Niestety operacja ta kosztuje aż ponad pięćset dolarów, a poza tym jest bardzo długa lista osób czekających w kolejce na rogówki. Tak więc przykro mi, ale muszę pana poinformować, że prawdopodobnie straci pan wzrok...
Gdy jego żona dowiedziała się o tym nieszczęściu, powiedziała do niego: - Przez długi czas nocami robiłam kosze i uzbierałam pięćset dolarów. Proszę, weź te pieniądze na operację.
- Operacja to jeszcze nie wszystko - odparł - potrzebne są rogówki, na które czeka w kolejce wielu ludzi. Zapomnij o tym...
Kilka dni później zadzwonił do niego ktoś ze szpitala i powiedział: - Mamy dla pana rogówki! Proszę natychmiast przyjechać do szpitala na operację!
Po operacji, kiedy odzyskał przytomność i zdjęto bandaże, lekarz zapytał: - Czy widzi pan coś?
- Tak - odparł - ale słabo, jakieś światło...
- To wspaniale! - powiedział zadowolony lekarz. - Widzi pan światło lampy, udało się! Za trzy tygodnie może pan wracać do domu. Będzie pan widział.
Następnego dnia, do szpitala przyszła odwiedzić go jego córka: - Tato, tak się cieszymy, że operacja udała się, czy mama może przyjechać do szpitala odwiedzić cię?
- Nie - odparł szybko - nie chcę jej tutaj widzieć. Ty sama przyjedź za trzy tygodnie. Zabierzesz mnie do domu taksówką.
Trzy tygodnie później, jego córka przyjechała zabrać go do domu. W drodze powrotnej powiedział:
- Słyszałem, że jakiś człowiek miał wypadek, i że przed śmiercią zgodził się ofiarować mi swoje rogówki. Muszę pojechać na cmentarz, żeby uczcić tego człowieka.
Gdy wrócili do domu i weszli do środka, widząc żonę niosącą tacę z kuchni, nieco zakłopotany powiedział:
- Chciałbym podziękować ci za te pięćset dolarów, które dałaś mi na operację...
Słysząc to, jego żona zaczęła cicho płakać, i wtedy uświadomił sobie, że po raz pierwszy za coś jej podziękował.
Nagle, ich córka zaczęła głośno płakać i zanosić się od łez: - Mamo, musisz mu to powiedzieć! Powiedz mu prawdę! On nie wie, że oddałaś mu swoje rogówki!
Kiedy to usłyszał, natychmiast podszedł do swojej żony, odwrócił ją i spojrzał w oczy; nie było tam rogówek...
- Dlaczego to zrobiłaś?! - zapytał zdumiony tym, co zobaczył. - Dlaczego oddałaś mi swój wzrok?!
- Zrobiłam to, bo jesteś moim mężem - odparła cicho i skłoniła swoją głowę na jego ramieniu.
Wtedy on powiedział: - Złoty Kwiat.
Po raz pierwszy wypowiedział jej imię, po czym klęknął u jej stóp.
Aby ratować nas od wiecznego zatracenia, Syn Boży zdecydował się poświęcić dla nas wszystko. To dla nas zniósł cierpienie, którego człowiek nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, dla nas stał się grzechem i przekleństwem. By móc otworzyć nam bramy raju, zdecydował się ponieść najwyższą z możliwych ofiar.
To, co wydarzyło się na krzyżu jest największym świadectwem tego, jak bardzo Bóg nas kocha, ale ogromny dowód Bożej miłości ukryty jest również w fakcie, że na ten pełen pokus i niebezpieczeństw świat Syn Boży przyszedł "w postaci grzesznego ciała" (Rzym. 8:3), i że "był kuszony we wszystkim na podobieństwo nas, oprócz grzechu". Żyd. 4:15 (BG)
"Szatan nienawidził Chrystusa w niebie za Jego miejsce w królestwie Bożym. Znienawidził Go jeszcze bardziej, gdy sam strącony został z nieba... I oto Bóg zezwolił, aby na ten świat, do którego władania porwał się szatan, przyszedł Jego Syn, jako nieporadne dziecię, podległe wszelkim ludzkim słabościom. Zezwolił na to, aby stanął wobec wszelkiego niebezpieczeństwa, na jakie jest wystawiona każda dusza ludzka, aby stoczył bitwę jaką musi stoczyć każdy syn człowieczy; wystawił Go na niebezpieczeństwo upadku i wiecznego zatracenia.
Serce ludzkiego ojca boleje nad przyszłością syna. Spogląda na dzieciątko i drży na myśl o niebezpieczeństwie, jakie niesie życie. Chciałby tę najdroższą istotę obronić przed mocą szatana, chciałby ją utrzymać z dala od pokus i konfliktów. A Bóg przeznaczył Swojego jedynego Syna do walki z wielkimi przeciwieństwami i groźnym niebezpieczeństwem po to, aby dla nas, uczynić drogę pewną i bezpieczną. "Oto jest miłość!" - Podziwiajcie niebiosa i dziw się ziemio!". (Życie Jezusa, wyd. VII, str.28)
"Jezus przyjął chrzest nie jako wyraz wyznania własnych win, lecz dlatego, by za pomocą tego obrzędu utożsamić Siebie z grzesznikami... Jako jeden z nas, zmuszony był nieść ciężar naszej winy i upodlenia. Bezgrzeszny musiał dźwigać hańbę grzechu... Tylko na tym, który odłożył blask własnej chwały i akceptował ludzkie słabości może oprzeć się odkupienie ludzkości. W Jego ręku leżało zbawienie upadłej ludzkości i w tym to celu wyciągnął ją, aby pochwycić rękę Wszechmocnej Miłości.
Spojrzenie Zbawiciela zdawało się przenikać niebo, kiedy dusza roztapiała się w modlitwie... W czasie tej modlitwy prosił Ojca o świadectwo, że w Osobie Swojego Syna przyjmuje na swoje łono rodzaj ludzki.
Aniołowie nigdy dotąd nie słyszeli takiej modlitwy. Pragnęli gorąco zanieść ukochanemu Przywódcy słowa pocieszenia i wsparcia. Lecz nie miało się to wydarzyć, Ojciec bowiem zdecydował, że Sam odpowie na prośbę Syna. Wprost od Jego tronu rozchodzą się promienie chwały. Rozwarły się niebiosa i nad głową Zbawiciela ukazał się kształt podobny do gołębicy, świecący najczystszym światłem, będący znakiem Jedynego - cichego i pokornego... Z otwartych niebios dał się słyszeć głos: Ten jest On, Syn mój miły, w którym mi się upodobało...
Pomimo tego, że grzechy występnego świata przerzucano na barki Chrystusa, pomimo upokorzenia wynikającego z przyjęcia naszej upadłej natury, głos z nieba dał świadectwo temu, że jest On Synem Wiekuistego...
Słowa wypowiedziane do Jezusa nad Jordanem Ten jest On, Syn mój miły, w którym mi się upodobało dotyczą całej ludzkości. Bóg mówił do Jezusa, jako do naszego przedstawiciela". (Życie Jezusa, wyd. VII, str. 72-74)
"Wielkość ofiary poniesionej dla naszego zbawienia nie może być należycie doceniona, dopóki zbawiony nie stanie wraz ze Zbawicielem przed tronem Bożym. Wówczas, gdy chwała wiecznego przybytku ogarnie nasze zachwycone umysły, powinniśmy przypomnieć sobie, że to wszystko Jezus porzucił dla nas, że nie tylko stał się wygnańcem z niebieskich krain, lecz naraził się na zagładę i wieczne zatracenie". (Życie Jezusa, wyd. VII, str. 155)
Świadomość tego, jak bardzo Zbawiciel dla nas ryzykował i jak wiele poświęcił, sprawia, że pragniemy poddać Mu swoje życie i okazać wypływającą z głębi serca wdzięczność, klękając u Jego stóp i z uwielbieniem mówiąc: "Złoty Kwiat".
Uświadomienie sobie tego, jaki był prawdziwy powód śmierci naszego drogiego Zbawiciela sprawia, że z radością oddajemy mu nasze serca i chcemy służyć już nie po to, żeby znaleźć się w gronie zbawionych, ale wyłącznie z miłości do Niego, i nawet bez względu na to czy będziemy zbawieni.
Śmierć w wyniku ukrzyżowania następowała zwykle dopiero po upływie trzech do siedmiu dni. Chrystus natomiast wisiał na krzyżu zaledwie sześć godzin. Z tego właśnie powodu, kiedy Józef z Arymatei przyszedł do Piłata, aby poprosić go o ciało Jezusa, Piłat był tak zaskoczony tym niespotykanie szybkim zgonem, że wezwał setnika, aby sprawdzić czy to prawda:
"Przyszedł Józef z Arymatei, znakomity członek Rady, który też oczekiwał Królestwa Bożego; on śmiało wszedł do Piłata i prosił o ciało Jezusa. A Piłat zdziwił, się że już umarł; i przywołał setnika, i zapytał go, czy dawno umarł. I dowiedziawszy się od setnika, darował ciało Józefowi". Mar. 15:43-45
Fakt, że śmierć Zbawiciela nastąpiła nienaturalnie szybko, jak na tę metodę uśmiercania, oznacza, że nie była ona wynikiem przybicia do krzyża. To nie ukrzyżowanie było powodem Jego śmierci, ale to, co krzyż (drzewo) symbolizuje. Zgon Zbawiciela nastąpił z powodu niewyobrażalnego duchowego cierpienia, wywołanego przytłaczającym ciężarem naszych nieprawości oraz poczuciem braku miłości Ojca.
W 19 rozdziale Ew. Jana znajduje się informacja o tym, że śmierć Chrystusa nastąpiła w dniu poprzedzającym "wielki sabat". Wielki sabat miał miejsce wtedy, gdy cotygodniowy sabat wypadał w tym samym dniu, co któreś z dorocznych (ceremonialnych) świąt, które również nazywano sabatami. Ponieważ więc zbliżał się ów wielki sabat, Żydzi starali się wymóc na Piłacie, aby jeszcze przed nastaniem tego święta połamano golenie wszystkim trzem wiszącym na krzyżu ofiarom, co spowodowałoby ich natychmiastową śmierć przez uduszenie, gdyż złamanie nóg uniemożliwiłoby im unoszenie klatki piersiowej, a tym samym oddychanie:
"Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat - ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem - Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Jan 19:31 (BT)
Gdy jednak żołnierze przyszli, aby połamać nogi Chrystusa, ku ich zdumieniu okazało się, że już nie żył. Jeden z żołnierzy myśląc, że Jezus może udaje, przebił włócznią jego bok, z którego natychmiast wypłynęła krew i woda:
"Przyszli więc żołnierze i połamali golenie pierwszemu i drugiemu, którzy z nim byli ukrzyżowani; A gdy podeszli do Jezusa i ujrzeli, że już umarł, nie połamali goleni jego; Lecz jeden z żołnierzy włócznią przebił bok jego i zaraz wyszła krew i woda.
A ten, który to widział, dał o tym świadectwo, a jego świadectwo jest prawdziwe; i on wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli". Jan. 19:32-35
Mięsień sercowy znajduje się w worku osierdziowym, którego wnętrze wypełnione jest niewielką ilością płynu osierdziowego, wyglądem przypominającego wodę. W wyniku jednak skrajnie słabego krążenia krwi, co niewątpliwie wystąpiło u wiszącego na krzyżu Chrystusa, mogło dojść do "nagromadzenia się niezapalnego (przesiękowego) płynu w worku osierdziowym, które jest następstwem m.in. niewydolności krążenia" (Mała Encyklopedia Zdrowia, wyd. VIII, tom II, str. 847)
Ogromny stres wynikający z niewyobrażalnego smutku i przygnębienia sprawił, że serce Zbawiciela pękło, w wyniku czego z worka osierdziowego wydostała krew zmieszana z duża ilością przypominającego wodę płynu osierdziowego. Gdy potem jeden z żołnierzy przebił włócznią bok Zbawiciela, natychmiast wypłynęła z niego krew i woda, co dowodzi, że śmierć Syna Bożego nastąpiła w wyniku pęknięcia serca. Serce to pękło z powodu naszych grzechów: "Umarłszy bowiem, dla grzechu raz na zawsze umarł". Rzym. 6:10
Serce Syna Bożego pękło dlatego, że "raz na zawsze" umarł On "dla" mojego i twojego grzechu, a śmierć dla grzechu może być tylko jedna - druga.
W starożytności dużą popularnością cieszył się pewien gatunek niezwykłej ryby o nazwie barwena. Miała ona ponoć tak smaczne i delikatne mięso, że podawano ją na ucztach królewskich. Ryba ta znana była jednak nie tyle z powodu unikalnych walorów smakowych, co niezwykłych objawów, jakie towarzyszyły jej śmierci.
Gdy ją zabijano, na jej ciele pojawiały się różne kolory. Z tego powodu Rzymianie, chcąc przypatrzeć się umierającej barwenie, kazali kłuć ją nożem i z zachwytem przypatrywali się, jak skóra jej mieniła się najpiękniejszymi odcieniami purpury, fioletu czy błękitu, a im bliższy był koniec jej życia, tym bardziej barwy te jaśniały i stawały się coraz piękniejsze.
W śmierci Syna Bożego, chociaż niewyobrażalnie okrutnej, ukryte jest niepowtarzalne piękno, gdyż Jego agonia była wyrazem niezgłębionej miłości.
"Na Chrystusa jako naszego orędownika, złożone zostały winy nas wszystkich... Wina wszystkich potomków Adama uciskała Jego serce... W ciągu całego swojego życia Jezus głosił upadłemu światu dobrą nowinę o przebaczającej miłości Ojca... Lecz teraz, gdy dźwigał na sobie straszne brzemię winy, nie mógł dostrzec pojednawczej twarzy Ojca. Odwrócenie Boskiego oblicza od Zbawiciela w tej godzinie najwyższego cierpienia, przenikało Jego serce bólem, którego człowiek nigdy nie będzie w stanie zrozumieć". (Życie Jezusa, str. 612, wyd. VII)
Największym cierpieniem dla Syna Bożego było odczucie braku miłości Ojca. Tego, jak wielkie było to cierpienie nigdy do końca nie będziemy mogli zrozumieć, ponieważ nie jesteśmy w stanie pojąć jak niezwykła istniała pomiędzy Nimi miłość. Namiastkę tego cierpienia mógł chyba poznać tylko ten spośród ludzi, kto bardzo kochał i w pewnym momencie dowiedział się, że osoba, którą darzy największym, na jakie stać człowieka uczuciem, nie kocha go i nie chce znać.
Skoro nawet człowiek, ze swoją ograniczoną miłością, może z powodu miłosnego zawodu doświadczyć wielkiego cierpienia, to pomyślmy o ileż bardziej musiał cierpieć Pan Jezus w chwili, gdy odczuwał brak miłości Ojca, tym bardziej, że miłość jaką Go darzył była nieporównywalnie silniejsza od naszej... Cierpienie to było tak wielkie, że ludzkie serce Zbawiciela nie było w stanie tego wytrzymać:
"To nie cios włóczni i ukrzyżowanie spowodowały śmierć Jezusa. Ten krzyk wydany "wielkim głosem" (Mat. 27,50; Łuk. 23,46) w chwili śmierci oraz strumień krwi i wody, które wyciekły z przebitego boku, świadczą o tym, że śmierć nastąpiła w skutek pęknięcia serca. Serce to pękło z powodu duchowej męki, bowiem zostało porażone grzechami świata". (Życie Jezusa, str. 612, wyd. VII)
Początkowo, uczniowie Jezusa, widząc Swojego Mistrza wiszącego na krzyżu pomiędzy niebem a ziemią i uosabiającego przekleństwo, mieli wątpliwości, czy rzeczywiście jest On Mesjaszem, skoro Bóg pozwolił, by potraktowano Go w tak haniebny sposób? Ale, kiedy Zbawiciel zmartwychwstał i gdy uczniowie zrozumieli, że to dla nich musiał przejść te niewyobrażalne cierpienia i znosić to wielkie poniżenie, wtedy ta niepojęta miłość tak bardzo poruszyła ich serca, że nigdy już nie byli tymi samymi uczniami. Wszyscy z miłości dla Pana umarli męczeńską śmiercią, oprócz Jana, który zgodnie z obietnicą Chrystusa zmarł śmiercią naturalną, pomimo tego, że poddawano go torturom i bezskutecznie próbowano pozbawić życia gotując w smole.
Nawet Piotr, który wcześniej trzykrotnie zaparł się Pana, po tym, co zobaczył na Golgocie zmienił się do tego stopnia, że gdy Rzymianie chcieli go ukrzyżować, powiedział, że nie jest godzien umierać tak jak Zbawiciel i poprosił swoich oprawców, aby ukrzyżowano go do góry nogami.
Co było powodem tego, że uczniowie Chrystusa tak bardzo się zmienili, że stali się pokorni, okazujący sobie nawzajem miłość i bezgranicznie ofiarni? Co było powodem tego, że szli "za Barankiem dokądkolwiek On idzie" (Obj. 14:4) nawet na śmierć?
Powodem tej niezwykłej zmiany było to, że w wiszącym na "drzewie" Synu Bożym zobaczyli miłość, która "przewyższa wszelkie poznanie" i dlatego, że zostali porwani tą niesamolubną i wieczną miłością.
Dzięki świadectwu apostołów, a także nauce, którą na podstawie wielu objawień głosił Paweł, również pierwsi chrześcijanie doskonale rozumieli ukrytą w krzyżu głębię Bożej miłości. Miała ona tak wielki wpływ na ich życie, że byli oni "światłością świata" i Ewangelia głoszona była z wielką mocą, a kościół Chrystusa rozwijał się w ogromnym tempie.
Niestety z upływem czasu udało się diabłu sprawić, że chrześcijanie zagubili tę cudowną naukę o krzyżu i przez wiele wieków kościół nie znał prawdy o tym, że Chrystus zakosztował za nas wiecznej śmierci.
Ponieważ książę ciemności wie, że zrozumienie tego, co faktycznie wydarzyło się na Golgocie może porwać grzesznika do Boga i rozbudzić uczucie miłości do Niego, robi wszystko, aby nie dopuścić do tego, by człowiek zrozumiał, co oznaczają słowa: "Chrystus wykupił nas od przekleństwa zakonu, stawszy się za nas przekleństwem". (Gal. 3:13)
Nawet dzisiaj, spośród wielu chrześcijańskich społeczności, osobiście znam tylko jeden kościół, który oficjalnie naucza tej bezcennej prawdy o tym, że aby nas zbawić Syn Boży musiał przejść przez doświadczenie drugiej śmierci. Poniższy cytat pochodzi z książki "Adwentyści Wierzą", która stanowi zbiór 27 fundamentalnych doktryn tego kościoła:
"Śmierć, której Chrystus zakosztował za wszystkich była wieczną śmiercią - pełnym przekleństwem śmierci".
Ta zdumiewająca i mająca uzasadnienie biblijne prawda powinna być przedstawiona każdemu człowiekowi, dlatego że daje ona najlepszą motywację do odwzajemnienia Bożej miłości i może stanowić punkt zwrotny w życiu wielu ludzi.
Na początku, Bóg stworzył człowieka, jako istotę doskonałą, której udziałem była miłość AGAPE. Niestety grzech spowodował, że miłość ta zniknęła, a jej miejsce zajęła przesadna miłość do samego siebie. Z tego powodu, wszyscy przychodzimy na ten świat pozbawieni tej największej wartości i nikt z nas nie jest w stanie o własnych siłach wykazać się posiadaniem takiej miłości. Agape może stać się naszym udziałem tylko wtedy, gdy w modlitwie zaprosimy do naszych serc Jezusa Chrystusa. On sam niedługo przed swoją śmiercią modlił się o to, aby wraz ze swoją miłością mógł w nas zamieszkać: "I objawiłem im imię twoje, i objawię, aby miłość (AGAPE), którą mnie umiłowałeś, w nich była, i Ja w nich". Jan. 17:26
Aby jednak wypływające z tej modlitwy błogosławieństwo stało się naszym udziałem, musimy odpowiedzieć na wezwanie Jezusa, które kieruje On do nas w Apokalipsie poprzez swojego umiłowanego ucznia - Jana:
"Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną". Obj. 3:20
Każdego dnia powinniśmy prosić naszego Zbawiciela, aby mieszkał w naszych sercach i ponownie objawił światu swoją miłość, tym razem poprzez Jego obecność w nas. Jeśli codziennie poświęcimy czas na to, aby patrzeć na Objawioną w życiu Syna Bożego miłość, czytając, rozmyślając i rozmawiając o Nim, wtedy w naszym życiu spełni się wspaniała obietnica:
"My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Duch Pański". 2 Kor. 3:18
Czytając o Chrystusie w Piśmie Świętym, rozmawiając, rozmyślając, śpiewając i słuchając o Nim, dajemy Duchowi Świętemu podstawę do tego, aby wlewał w nasze serca coraz więcej Bożej miłości i przekształcał nasze charaktery na podobieństwo doskonałego charakteru Jezusa.
To, w jaki sposób, z natury egoistyczny człowiek może odzwierciedlić miłość Chrystusa, najlepiej może świadczyć historia życia apostoła Jana:
"Nawet umiłowany uczeń Jezusa, który był najwierniejszym odbiciem swego Pana -- apostoł Jan, nie miał dobrego charakteru od urodzenia. Był nie tylko zachłanny i żądny honorów, ale także porywczy i mściwy, kiedy go obrażano. Jednak gdy objawiony mu został boski charakter Chrystusa, dostrzegł swoje braki i ukorzył się. Jego dusza wypełniła się podziwem i miłością, po tym co dostrzegał w codziennym życiu Syna Bożego (Jezusową siłę i cierpliwość, majestat i pokorę, moc i czułość). Dzień po dniu jego serce zbliżało się coraz bardziej do Chrystusa, aż Jan w miłości do swego Mistrza zupełnie zatracił poczucie miłości własnej, a obraźliwy i ambitny charakter poddał się kształtującej mocy Chrystusa. Odradzający wpływ Ducha Świętego odnowił jego serce. Moc miłości Chrystusa przekształciła charakter. Taki jest pewny efekt łączności z Chrystusem. Gdy Chrystus przebywa w sercu, cała natura ulega przeobrażeniu. Pod wpływem Ducha Chrystusowego i Jego miłości serce mięknie, a dusza się korzy. Rodzą się myśli i pragnienia dążności do Boga i nieba". (Droga do Chrystusa, wyd. XI, str. 68-69)
Pismo Święte podaje wiele przykładów ludzi, którzy chociaż z natury byli grzeszni, to dzięki wierze w Syna Bożego i społeczności z Bogiem posiedli tan największy dar - Bożą miłość. Jednym z takich przykładów może być Mojżesz, który prosił Boga, aby wymazał go z księgi żywota w zamian za darowanie winy Izraelowi:
"Następnego dnia rzekł Mojżesz do ludu: Popełniliście ciężki grzech, lecz teraz wstąpię ponownie do Pana, może zdołam przebłagać go za wasz grzech. Wrócił tedy Mojżesz do Pana i rzekł: Oto lud ten popełnił ciężki grzech, bo uczynili sobie bogów ze złota. Teraz, racz odpuścić ich grzech, lecz jeżeli nie, to wymaż mnie ze swojej księgi, którą napisałeś. I rzekł Pan do Mojżesza: Tego, kto zgrzeszył przeciwko mnie, wymażę z księgi mojej". 2 Moj. 32:30-33
W czasach Nowego Testamentu, podobną ofiarę chciał złożyć apostoł Paweł:
"Wolałbym bowiem sam być pod klątwą [odłączony] od Chrystusa dla [zbawienia] braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami". Rzym. 9:3
Miłość Boża bez wątpienia była również udziałem Szczepana, gdyż bez AGAPE, nie mógłby on miłować swoich wrogów oraz oprawców i modlić się za nimi, i to w chwili, gdy odbierali mu życie:
"I kamienowali Szczepana, który się modlił tymi słowy: Panie Jezu, przyjmij ducha mego. A padłszy na kolana, zawołał donośnym głosem: Panie, nie policz im grzechu tego. A gdy to powiedział, skonał". Dz.Ap. 7:54-60
Zarówno Jan, Mojżesz, Paweł, Szczepan, jak i niewątpliwie wszyscy inni bohaterowie wiary, żyjący na przestrzeni wieków, byli w stanie miłować nawet swoich nieprzyjaciół i poświęcić za innych swoje wieczne życie, tylko dlatego, że pozwolili oni, aby w ich sercach zamieszkała miłość Chrystusowa, która nigdy nie ustaje, nawet w stosunku do wrogów i nawet w obliczu wiecznej śmierci.
Również dzisiaj, udziałem każdego, kto tylko tego pragnie może być ten bezcenny i największy spośród Bożych darów - niesamolubna i nigdy nieustająca miłość AGAPE, która jest największą wartością, jaką może uzyskać człowiek.
Pewien nieżyjący już kaznodzieja, osobiście opowiadał mi o tym, jak kiedyś razem ze swoim małym synkiem stał na peronie, czekając na pociąg. W pewnym momencie, ku swojemu przerażeniu zauważył, że chłopiec spadł z peronu na tor kolejowy w chwili, gdy z dużą prędkością na tor ten wjeżdżał pociąg. Za późno było na ratowanie chłopca, więc kaznodzieja zdążył tylko zawołać: - Panie, ratuj go!
I w tej samej chwili, ku swojemu zdumieniu zauważył, jak jakaś tajemnicza siła porwała chłopca do góry i postawiła go ponownie na peron, ratując jego życie.
Ten uratowany w cudowny sposób przez Boga chłopiec dorósł i dzisiaj, podobnie jak jego ojciec, jest bardzo oddanym Bogu pastorem w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego. Pamiętam, jak uczestnicząc w jego ordynacji, z przejęciem słuchałem go, gdy ze łzami w oczach czytał ze Słowa Bożego o tym, co w życiu każdego człowieka powinno stanowić największą wartość:
"Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem,...By sprawił..., żeby Chrystus przez wiarę zamieszkał w sercach waszych, a wy, wkorzenieni i ugruntowani w miłości, zdołali pojąć ze wszystkimi świętymi, jaka jest szerokość i długość, i wysokość, i głębokość, I mogli poznać miłość Chrystusową, która przewyższa wszelkie poznanie, abyście zostali wypełnieni całkowicie pełnią Bożą". Efez. 3:14,16-19
Największą wartością, jaką możemy uzyskać w tym doczesnym życiu nie jest bogactwo, sława, czy nawet wiedza, ale miłość Chrystusa, która "przewyższa wszelkie poznanie". Dlatego każdego dnia powinniśmy czytać Słowo Boże, koncentrując się na coraz lepszym poznaniu charakteru Chrystusa oraz Jego miłości i prosząc Boga, by ta miłość stała się naszym udziałem. Jeśli tak będziemy czynić, wtedy razem z apostołem Pawłem będziemy mogli powiedzieć:
"Cóż tedy na to powiemy? Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam?
On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał, jakżeby nie miał z nim darować nam wszystkiego?
Któż będzie oskarżał wybranych Bożych? Przecież Bóg usprawiedliwia. Któż będzie potępiał? Jezus Chrystus, który umarł, więcej, zmartwychwstał, który jest po prawicy Boga, Ten przecież wstawia się za nami.
Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej? Czy utrapienie, czy ucisk, czy prześladowanie, czy głód, czy nagość, czy niebezpieczeństwo, czy miecz?...
Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym". Rzym. 8:31-35,38-39
Sławomir Gromadzki
kontak z autorem serwisu Sylwestrem Szady |
Email autora: Sławomir Gromadzki |
Adres serwisu:
http://www.eliasz.pl
Chrzescijanski Serwis Promocyjny
Ostatnie zmiany: 13.01.2001 r.