Poniższy materiał pochodzi z nowej książki zatytułowanej "Poradnik walki duchowej". Jest to fragment Części 1 zatytułowanej: Uzdrawianie Chorych.
Alfred Palla
Termin "medycyna niekonwencjonalna" czy "alternatywna" stosowany jest w odniesieniu do ogromu różnorodnych praktyk i teorii, począwszy od homeopatii i akupunktury, a skończywszy na medytacji i receptorologii. Większość z nich ma jednak znacznie więcej wspólnego z religią niż z medycyną. Niemal wszystkie łączy wiara w mistyczną energię. Choroby widziane są jako rezultat zaburzenia owej duchowej energii, zaś leczenie, jako efekt manipulowania nią.
Wielu z uzdrawiaczy i ludzi stawiających diagnozy (np. fotografią Kirliana, z wyglądu dłoni, ucha, stopy, tęczówki, czy kształtu czaszki) to szalbierze, bazujący na ludzkiej naiwności i ignorancji. Inni to ludzie szczerzy, którzy posiadają zdolności psychotroniczne (spirytystyczne), ale zwykle nieświadomi, kto jest źródłem stojącej za tymi zdolnościami tajemniczej energii.
Zanim poddamy ocenie najpopularniejsze z niekonwencjonalnych sposobów leczenia - w oparciu o Biblię i naukowe badania - warto zapoznać się z terminami, jakimi ta mistyczna energia określana jest w różnych systemach religijno-leczniczych.
Nazwa mistycznej energii |
Pochodzenie |
Prana |
Hinduizm (joga) |
Qi (ki, chi) |
Taoizm (chińska medycyna) |
Mana |
Polinezyjscy szamani |
Orenda |
Indianie |
Magnetyzm zwierzęcy |
Franz A. Mesmer (hipnoza) |
Innate |
D. D. Palmer (irydologia) |
Energia witalna |
Samuel Hahnemann (homeopatia) |
Bioenergia, bioprądy |
Bioenergoterapia |
Bioplazma |
Parapsychologia |
Termin "akupunktura" pochodzi od łacińskiego acus - "igła" oraz punctus - "punkt". Akupunktura ma korzenie w Chinach, gdzie do dziś praktykuje ją ponad milion lekarzy. Stanowi część systemu religijnego zwanego taoizmem, który kładzie nacisk na życie w harmonii z kosmiczną mocą zwaną Tao. Praktyki taoistyczne mają wybitnie okultystyczny charakter. Obejmują m.in.: alchemię, astrologię, spirytyzm, wróżbiarstwo, geomancję i magię.
Nakłuwanie specyficznych miejsc ciała rzekomo pozwala kosmicznej energii qi ( chi ) przepływać swobodnie przez główne punkty ciała zwane meridianami , utrzymując je w dobrym zdrowiu. Według tej teorii choroba jest rezultatem zablokowania tej bioenergii. Nakłucia igieł mają przywrócić jej swobodny przepływ, a zatem i zdrowie. Praktykujący akupunkturę twierdzą, że manipulując nią można wyleczyć ból głowy, astmę, reumatyzm, wrzody, depresję, choroby umysłowe i problemy duchowe.
Tej mistycznej energii zwanej
qi
nie można oczywiście poddać badaniom naukowym, gdyż (podobnie jak owe
meridiany) jej istnienia nie da się stwierdzić empirycznie. Można ją postrzec
tylko duchowo, gdyż energia ta ma spirytystyczne pochodzenie.
Qi przepływa rzekomo przez wszystko w kosmosie, manifestując się jako jin i jang . Do jin wyznawcy taoizmu zaliczają m.in. śmierć, zło, chorobę, element niewieści, zaś do jang m.in. dobro, zdrowie, cnotę, element męski. Akupunkturzyści opierają swą terapię na przesuwaniu energii jin i jang wzdłuż tzw. meridianów oraz z organów, które są jin do organów jang .
Pomimo, że jin i jang są przeciwstawne, stanowią jedność. Życie i śmierć, zdrowie i choroba, Bóg i Szatan, dobro i zło traktowane są jako część tej kosmicznej energii. Bóg jest jedynie bezosobową energią. Taoizm naucza, że dobro nie może pokonać zła, a więc Bóg nie potrafi uporać się ze Złym. Przeciwnie, współistnieją i przenikają się wzajemnie od zawsze.
Niektórzy zwolennicy akupunktury próbują oderwać ją od taoizmu i stosują samą w sobie, np. w celu zmniejszenia bólu, w czym akupunktura jest pomocna. Zgodnie jednak z podstawowym podręcznikiem akupunktury - starożytnym dziełem Nei Ching - akupunktura nie może być w pełni skuteczna, gdy stosowana jest w oderwaniu od taoistycznych wierzeń. Według wschodnich akupunkturzystów, prawdziwy cel akupunktury jest religijny, chodzi o harmonię z Tao - kosmiczną, boską mocą. Nei Ching podkreśla, że pierwszym celem akupunktury jest wpływ na duchową sferę człowieka.
Prawdziwa akupunktura jest czymś więcej, niż nakłuwaniem igłami. Praktyka wymaga przyjęcia teorii, zaś teoria akupunktury wymaga od chorego życia w zgodzie z okultystycznymi naukami taoizmu. Dopiero wtedy może liczyć na uzdrowienie. Nawet wtedy jednak nie zawsze, bo nawet najbardziej poświęceni wyznawcy taoizmu chorują tak samo lub częściej, niż inni mieszkańcy świata.
Akupunktura stoi w opozycji do założeń współczesnej medycyny. Nie interesują ją bakterie, wirusy, ani fizjologiczne przyczyny chorób, jedynie duchowa energia qi , która przepływa przez meridiany . Istnienia tych ostatnich nie poświadcza żaden atlas anatomiczny, dlatego, że podobnie jak qi mają okultystyczną naturę, toteż postrzegane są jedynie przy pomocy psychotronicznych (spirytystycznych) zdolności.
Wyznawcy akupunktury wierzą, że śledziona stanowi ośrodek myśli, wątroba produkuje łzy, a nerki są źródłem woli i lęku u człowieka. Kolejnym przesądem jest ich wiara, że uszy człowieka połączone są punktami akupunkturowymi ze wszystkimi organami ciała, stanowiąc obraz całego ciała w miniaturze. Uszy służą więc akupunkturzystom często do stawiania diagnoz.
Akupunktura przynosi pewną ulgę m.in. w bólach artretycznych i reumatycznych. Skoro nie ma za sobą naukowych podstaw, co może być tego powodem?
Zwolennicy akupunktury powinni upewnić się, czy stosowane igły są jednorazowego użytku, aby uchronić się przed chorobami zakaźnymi, w tym AIDS. To samo odnosi się do osób, które korzystają z tatuażu. W obu przypadkach oprócz niebezpieczeństwa zarażenia się chorobą, istnieje zagrożenie duchowe, o którym powiem więcej, omawiając inne alternatywne metody leczenia oraz kwestię tatuaży.
Leczenie kryształami, tak jak astrologia i radiestezja, opiera się na założeniu, że przedmioty martwe wywierają jakiś magiczny wpływ na życie człowieka. Niektórzy stosują je nie tylko w chorobie, ale przykładając np. do gaźnika, aby samochód mniej palił, albo do pralki, żeby się nie psuła.
Wyznawcy tej teorii uważają, że za pośrednictwem kryształów (amuletów, piramidek, kamieni itp.) ich właściciel może otrzymać nadprzyrodzoną wiedzę lub moc, a także ochronę przed nieszczęściem lub uwolnienie od choroby.
Uzdrawianie za pośrednictwem kryształów zwykle polega na przykładaniu ich do chorych części ciała lub przesuwaniu nimi nad skórą. Niektórzy uzdrawiacze twierdzą, że kryształ staje się gorący lub zimny, gdy przesuwany nad aurą, czyli bioenergią osoby. Kryształ rzekomo emanuje moc, która absorbuje złą bioenergię człowieka, uwalniając go od chorób.
Kryształy czy inne obiekty służą też uzdrawiaczom za spirytystyczne medium do stawiania diagnoz. Trzeba wiedzieć, że kryształy i drogie kamienie stanowiły od wieków medium dla duchowych mocy. Jako takie przynosiły ich posiadaczom nadprzyrodzoną wiedzę czy moc. używano ich do wróżenia, uzdrawiania, astralnej projekcji i innych okultystycznych praktyk.
Większość uzdrowicieli podkreśla, że kamienie nie mają mocy same w sobie, lecz są instrumentami duchowych istot. Sławny średniowieczny okultysta Paracelsus - zwany ojcem współczesnej medycyny New Age - posiadał talizman z drogim kamieniem, przez który manifestował się potężny duch imieniem Azoth . Znany uzdrawiacz Edgar Cayce, także zachęcał do posługiwania się kryształami i amuletami w uzdrawianiu i wróżeniu, wierząc, że za nimi kryją się duchowe moce.
Kryształy i inne obiekty używane do okultystycznych celów służą duchowemu światu za medium. Przyciągają demony do człowieka będącego w posiadaniu takich przedmiotów. Dlatego demony mogą pozostać w jego życiu nawet, gdy kryształ zostaje usunięty.
Uma Silbey w swej książce The Complete Crystal Guidebook uchyla rąbka dobrze strzeżonej w świecie okultystycznym tajemnicy, a mianowicie, że niewinne kryształy (a ściślej inteligentne nadprzyrodzone moce za ich pośrednictwem), mogą wpłynąć na światopogląd i duchowość człowieka, który dostanie się pod ich wpływ. W rezultacie kontaktu z nimi:
"możesz mieć wgląd w przeszłość lub przyszłość, widzieć subtelne kolory oraz aurę, słyszeć subtelne dźwięki, odbywać podróże astralne i doświadczać nadzmysłowej percepcji... Po tych doświadczeniach z kryształami przekonasz się, że kryształy oraz metafizyczne techniki nie są końcem samym w sobie. Dzieje się z tobą coś innego, co jest dużo ważniejsze. Rozwijasz nową świadomość i nową drogę życia."
Nadprzyrodzone moce posługując się okultystycznymi obiektami chcą wpłynąć na świadomość i percepcję człowieka, zawładnąć nim samym. Dr David Sneed napisał w książce pt. The Hidden Agenda: A Critical View of Alternative Medical Therapies:
"Terapia kryształami ma bliski związek z okultyzmem. Jeśli masz co do tego wątpliwości, rozważ słowa Gary Fleck'a, jednego z głównych producentów kryształów. Zamiłowanie jakie miał od dzieciństwa do kryształów, przyciągnęło go, z zawodu górnika, do ruchu New Age. Fleck twierdzi, że pewnego dnia prowadził ekspedycję miłośników kryształów do kopalni w Arizonie, gdzie każdy z nich mógł pomodlić się w towarzystwie kryształów. W grocie zapalili w tym celu świece. Podczas modlitwy zobaczyli anioła, który przedstawił się jako Sabatina, duch wnętrza ziemi. Położył ręce na głowie Fleck'a i zaczął opowiadać o roli kryształów w przeznaczeniu człowieka. Fleck poczuł się instrumentem tej istoty, gdyż był jej medium, przekładając jej słowa zdumionym ludziom."
Uzdrawianie przy pomocy różnych obiektów należy w wielu krajach do najpopularniejszych metod leczenia oraz balansowania psychotronicznej energii. Ludzie kupują piramidki, amulety, burszytyny, pierścionki i bransolety z drogimi kamieniami. Ich wpływ ma odbijać się korzystnie na stanie zdrowia, tymczasem odbija się głównie na kieszeni i na mózgu - niekorzystnie.
Irydologia polega na studiowaniu tęczówki oka, aby z jej wyglądu wnioskować o aktualnych i... przyszłych chorobach człowieka. Zwana też irisologią lub iriskopią jest dość częstą praktyką w Europie, szczególnie wśród kręgarzy, homeopatów, akupunkturzystów i znachorów.
Badanie dna oka (a nie tęczówki czy białkówki) za pomocą oftalmoskopu pomaga wykryć m.in. wysokie ciśnienie krwi czy cukrzycę. Zmiany w tęczówce nie dają jednak podstawy do diagnostyki innych chorób poza chorobami gałki ocznej.
Zwolennicy irydologii koncentrują się na tęczówce, twierdząc, że jej powierzchnia, niczym ekran monitora, informuje o zdrowiu wszystkich organów ciała. Prawa tęczówka wg irydologów ukazuje stan organów po prawej stronie ciała, a lewa po lewej. Górna część tęczówki pokazuje głowę, dolna stopy, a pomiędzy nimi rozciągają się rzekomo pozostałe organy ciała.
Za wynalazcę irydologii uchodzi XIX-wieczny węgierski lekarz Ignacy von Peczely. Kiedy Ignacy miał 12 lat, zaatakowała go w lesie duża sowa, gdyż podszedł zbyt blisko gniazda z jej małymi. Chłopak musiał jej złamać nogę, aby ujść z życiem. W tym momencie, jak mu się wydało, na tęczówce sowy pojawiła się ciemna linia. Wywnioskował z tego, że złamanie nogi znalazło odzwierciedlenie w tęczówce sowy.
Wydarzenie to stało się podstawą dla późniejszej teorii irydologicznej Peczelego. Trzeba nadmienić, że późniejsze badania naukowe nie potwierdziły, że złamana noga pozostawia jakikolwiek znak na tęczówce sowy. Niewykluczone jednak, że przerażony chłopak wziął za szczególny znak ciemną otoczkę widoczną na górnej powierzchni tęczówki, gdy sowa otwiera oczy.
Irydolodzy szermują naukowo brzmiącymi uzasadnieniami dla swej praktyki, robiąc na laikach wrażenie, że irydologia jest dziedziną naukową, choć tak nie jest. Twierdzą na przykład, że połączenie tęczówki z centralnym systemem nerwowym pozwala reszcie ciała przekazywać szczegółowe informacje do tęczówki. Badania neuroanatomiczne oka i centralnego systemu nerwowego nie potwierdziły takiej możliwości, raczej przeciwnie.
Dopatrywanie się w tęczówce oka obrazu całego ciała nie jest czymś nowym. Średniowieczny okultysta Paracelsus uważał oko za mikrokosmos człowieka. Niektórzy akupunkturzyści wnioskują o chorobach ciała na podstawie wyglądu ucha, zaś refleksjolodzy z dłoni lub stóp. Kurt Butler w książce pt. A Consumer's Guide to Alternative Medicine napisał:
"Niektórzy irydolodzy wyznają dziwaczny pogląd, że jedynie niebieskie oczy są normalne. Mówią, że zielone czy brązowe oczy są faktycznie niebieskimi oczami skażonymi toksynami. Jeśli urodziłeś się z oczami o innym kolorze niż niebieski, to znaczy, że twoja matka przekazała ci zanieczyszczenia i toksyny. Ale jeśli pójdziesz za radami swego irydologa, to twoje oczy staną się z czasem niebieskie. Pewnie."
Tęczówka służy też irydologom do przepowiadania przyszłości pacjenta. Irydolodzy wróżą z jej wyglądu, podobnie jak astrolodzy z układu gwiazd. Przepowiadają przyszłe symptomy i schorzenia. Twierdzą, że potrafią rozpoznać przeszłe i przyszłe wydarzenia w życiu pacjenta, nawet czy i jak popełni samobójstwo, a także czy ktoś z jego rodziny zmarł i na jaką chorobę!
Irydolodzy używają tęczówkę jako spirytystyczne medium do jasnowidzenia, przed czym Biblia przestrzega ( Pwt.18:10-12). Wielu z nich stawia diagnozy z wyglądu tęczówki, korzystając z psychotronicznych zdolności lub kontaktu z duchami przewodnimi. Źrenica oka, zdaniem wielu irydologów, stanowi źródło mistycznej energii, dzięki której można wnioskować o stanie ciała człowieka przy pomocy psychotronicznych (intuicyjnych) zdolności. Dr Kurt Koch, ekspert w dziedzinie okultyzmu, w swej książce The Devil's Alphabet napisał:
"Wielu uzdrowicieli okultystycznych posługuje się diagnozą oka mediumistycznie... Interesują się tęczówką wyłącznie jako środkiem mediumistycznym. W ten sposób oko ludzkie służy psychotronicznym celom, podobnie jak linie papilarne, których wróżbiarz używa jako medium czy stymulant dla intuicji. Kiedy to ma miejsce, diagnoza oka staje się formą jasnowidzenia. Z tego względu irydolodzy często odnoszą sukcesy."
Zdaniem dr Kocha trafne diagnozy irydolodzy zawdzięczają ingerencji inteligentnych sił duchowych, tych samych, które czasem wykorzystują do komunikacji z ludźmi deskę do wywoływania duchów. Bez nich sama analiza tęczówki jest bezwartościową techniką, na co też wskazują poniższe naukowe badania.
Journal of the American Medical Association opublikował badania przeprowadzone na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego z udziałem trzech irydologów. Dwóch z nich praktykowało irydologię od 40 lat. Mogli przejrzeć zdjęcia tęczówki 143 pacjentów, z których 48 cierpiało z powodu poważnego niedomagania nerki. Irydolodzy zawiedli totalnie. Ilość błędnych odpowiedzi, które polegały na przypisaniu zdrowym ludziom chorób oraz uznaniu ludzi chorych za zdrowych była przerażająca. Jak wskazał rachunek prawdopodobieństwa, irydolodzy mieli mniej prawidłowych odpowiedzi, niż gdyby zgadywali!
Kolejnym poważnym problemem irydologii są tablice irydologiczne, które pokazują gdzie na obu tęczówkach można znaleźć różne organy ciała, a zatem rozpoznać ich chorobę. Niestety i w tym aspekcie irydologia odbiega od naukowych standardów medycznych. Oto dlaczego:
Stosowane w medycynie tablice anatomiczne są zgodne ze sobą nawet w najdrobniejszych szczegółach. Jakież zamieszanie zapanowałoby na salach operacyjnych, gdyby istniało 20 różnych tablic anatomicznych i chirurdzy nie potrafiliby zgodzić się nawet co do lokacji poszczególnych organów ciała! Wśród irydologów nie ma nawet zgodności, gdy idzie o umiejscowienie poszczególnych organów na tęczówce oka. Mimo to domagają się, aby ich hochsztaplerstwo uznać za dziedzinę nauki!
Technika podobna do akupunktury, z tym że zamiast igieł używa się palców.
Tak jak irydolodzy dopatrują się mapy organów człowieka w tęczówce oka, a akupunkturzyści w uchu, tak receptorolodzy widzą ją w dłoniach i stopach ludzkich. Wierzą, że stopa jest połączona z różnymi organami specjalnymi "kanałami energii" biegnącymi z góry w dół wzdłuż ciała człowieka. Chińska medycyna nazywa te bioenergetyczne kanały meridianami .
Masaż odpowiedniej części dłoni lub stopy ma odblokować dany kanał, aby psychotroniczna energia mogła płynąć swobodnie przez dany organ, powodując jego uzdrowienie. Duży palec u nogi jest rzekomo połączony z mózgiem, natomiast pięta z odbytem; masaż dużego palca stopy ma więc usuwać ból głowy.
Badania neuroanatomiczne nie potwierdziły istnienia kanałów łączących stopę z poszczególnymi organami ciała. Refleksjologia nie ma najmniejszego naukowego wsparcia. Opiera się na wschodnich wierzeniach, które zakładają istnienie psychotronicznej (okultystycznej) energii oraz meridianów (kanałów).
Masaż stóp czy dłoni jest bardzo przyjemny i relaksujący, toteż sam w sobie jest nieszkodliwy. Ze względu jednak na spirytystyczną teorię i nie poparte empirycznymi badaniami roszczenia receptorologii, rozsądek nakazuje ostrożność wobec tej metody.
Homeopatia zakłada, że choroby są rezultatem braku równowagi psychotronicznej energii człowieka. Jej twórca Samuel Hahnemann (1755-1843) uczył, że choroby nie mają fizjologicznej natury, lecz duchową - powstają na skutek zaburzeń energii witalnej. W związku z tym większość homeopatów ignoruje medycynę, która doszukuje się fizjologicznych przyczyn chorób.
Homeopaci wierzą, że "podobne leczy się podobnym" (łac. similia similibus curantur ). Za punkt wyjściowy lekarstwa służy im niewielka ilość tego, co u zdrowego wywołuje daną chorobę. Mieszają to z 10-krotnie większą ilością substancji neutralnej - rozpuszczalnika (np. woda czy alkohol). Potrząsają tym. Biorą cząstkę tej mieszanki i mieszają ją z 10-krotnie większą ilością rozpuszczalnika. Potrząsają. Proces ten powtarzają wielokrotnie.
Tak powstały produkt sprzedaje się jako lekarstwo homeopatyczne. Homeopaci wierzą, że proces rozpuszczania i potrząsania nadaje lekarstwu magicznej mocy. Poprzez ten rytuał środek nabiera rzekomo kosmicznej energii, która oddziałuje pozytywnie na energię witalną człowieka.
Zgodnie z pryncypiami homeopatii, im większe rozcieńczenie preparatu, tym większa jego potencja. Hahnemann rekomendował jako najefektywniejsze lekarstwo, środki rozcieńczone nawet do rzędu 1030. W rezultacie, w wielu lekach homeopatycznych nie ma już ani jednej molekuły rzekomego środka leczniczego! Fakt, że rozpuszczona substancja zwykle nie zawiera już nawet cząstki oryginalnego "lekarstwa", a jednak (w niektórych przypadkach) leczy, utwierdził Hahnemanna w przekonaniu, że homeopatyczna alchemia produkuje lekarstwo duchowe.
Homeopaci przyrównują czasem swe lekarstwa do szczepionek, ale szczepionki działają na innej zasadzie. Szczepionki mają pobudzić lub wytworzyć przeciwciała, a ich skuteczność można stwierdzić naukowo. Inaczej jest w przypadku lekarstw homeopatycznych, które nie stymulują przeciwciał, ani ich nie wytwarzają. Faktycznie, w rezultacie wielokrotnego rozpuszczania, końcowy produkt może nie zawierać ani cząstki "lekarstwa".
Hahnemann nazwał współczesną medycynę "zgubną". Homeopaci uważają ją za bezużyteczną, ponieważ szkoli lekarzy w rozpoznawaniu fizjologicznych korzeni choroby, podczas gdy klasyczna homeopatia uważa wszystkie choroby za wynik zaburzeń psychotronicznej energii.
Nasuwa się pytanie: Czy nowotwór, choroby serca, AIDS też są wynikiem zaburzeń mistycznej energii? Zgodnie z założeniami klasycznej homeopatii odpowiedź brzmi: Tak. A jednak, choć homeopatia istnieje już blisko dwa wieki, żadna z epidemii nie została pokonana za jej sprawą. Natomiast wiele chorób nękających ludzkość od tysięcy lat chorób utraciło swe żądło, dzięki medycynie. Ile milionów ludzi zginęłoby, gdyby zamiast lekarstw "zgubnej" współczesnej medycyny podawano im rozcieńczone homeopatyczne pseudo-lekarstwa?
Homeopatia cieszyła się ogromnym wzięciem na początku XX wieku. Wówczas w samych Stanach Zjednoczonych było ponad 20 homeopatycznych szkół medycznych i 100 szpitali. Pół wieku później wszystkie zanikły. Przyczyniły się do tego dwa czynniki: kiepskie wyniki oraz brak naukowych podstaw dla homeopatycznych sposobów leczenia. W ostatnich latach homeopatia notuje wzrost popularności na fali ruchu New Age, w którym fascynacja mistyczną energią odgrywa znaczną rolę.
Szkodliwość homeopatii nie wynika z jej lekarstw, które w rozpuszczonej postaci są raczej nieszkodliwe. Z tej przyczyny lekarze rzadko przed nią przestrzegają. Jej szkodliwość polega na tym, że przez nią wielu pacjentów rezygnuje z terapii czy leków, które mogłyby im pomóc. Niebezpieczna jest też wymagana przez jej adeptów wiara w magiczny rytuał produkowania lekarstw oraz w okultystyczną energię, w zaburzeniach której Hahnemann dopatrywał się przyczyny chorób.
Związek homeopatii ze spirytyzmem jest nieprzypadkowy. Samuel Hahnemann był głęboko zaangażowany w mistycyzm, hinduizm i okultyzm. Fascynowały go nauki spirytystycznego medium Emanuela Swedenborga, które znalazły zastosowanie w teorii homeopatycznej. Hahnemann podziwiał średniowiecznego mistyka Paracelsusa, który parał się alchemią, astrologią i spirytyzmem, badając wpływ okultystycznych praktyk na choroby. Paracelsus wierzył, że małe dawki tego, co powoduje u człowieka chorobę, uleczą go. Eksperymentował, podając ofiarom epidemii kawałki chleba wymieszane z niewielką ilością ich kału. Nietrudno domyślić się z jakim skutkiem.
Kolejnym natchnieniem dla twórcy homeopatii był Franz Mesmer. Samuel Hahnemann twierdził, że energia witalna (bioenergia), w którą wierzył, jest tą samą, którą Mesmer nazywał "zwierzęcym magnetyzmem". Wierzył, podobnie jak Mesmer, że może ona być przekazana innej osobie.
Hahnemann utrzymywał, że jego homeopatyczne pisma są owocem natchnienia. Przyszły od prowadzącej go duchowej mocy. Noszą one znamiona okultystycznego natchnienia. Hahnemann i Swedenborg sądzili, że moce pochodziły od Boga, ale wiele wskazuje, że obaj ulegli demonicznemu zwiedzeniu.
Homeopaci nie potrafią wskazać racjonalnej przyczyny, dla której ich lekarstwa działają. może to być efekt placebo, czyli autosugestia chorego, może to wynikać z naturalnej odporności ciała chorego, lub być rezultatem zaangażowania okultystycznych mocy. Czy spirytystyczny uzdrowiciel Edgar Cayce rekomendowałby tak często homeopatyczne lekarstwa, gdyby nie kryły się za nimi te same moce, które miały go za swe medium? Tak czy inaczej kupowanie homeopatycznych produktów jest wyrzucaniem pieniędzy.
Radiesteci twierdzą, że potrafią wskazać odcinki autostrady szczególnie podatne na wypadki, postawić diagnozę w chorobie, rozpoznać czy ktoś jest zdemonizowany, wskazać aurę czy bioenergię, przewidzieć płeć dziecka w łonie matki, a nawet płeć kurczaka w jajku! Mogą przy pomocy różdżki przewidzieć trasę huraganu, odnaleźć zaginiony samolot, śledzić kurs łodzi podwodnej, przepowiedzieć czas przybycia okrętu do portu, a nawet zlokalizować pchły na sierści psa! Potrafią wskazać przyczynę awarii samochodu, zidentyfikować nieoznakowane groby, zawyrokować o prawdziwości lub fałszywości dokumentu, wskazać pod ziemią obiekty o archeologicznej wartości, odszukać zaginioną osobę, zidentyfikować mordercę, wskazać miejsce zbrodni, a nawet gdzie biorą ryby!
Diagnozy chorób przy pomocy wahadełka i różdżki często stosowane przez homeopatów czy znachorów sięgają starożytnego Babilonu. W czasach nowożytnych popularność zyskały na początku XX wieku za sprawą francuskiego księdza Abbesa Mermet. Potrafił on przy pomocy mapy odkryć źródło wody oddalone o setki kilometrów. Podobną zdolność jasnowidzenia posiadał polski uzdrawiacz ksiądz Klimuszko, który potrafił zlokalizować zaginionego człowieka nie wychodząc z domu.
Laicy sądzą, że ruch różdżki czy wahadełka to rezultat działania jakiegoś pola magnetycznego czy promieniowania geopatycznego. Badania naukowe dawno jednak zanegowały tę tezę. Sami radiesteci nie wiedzą na jakiej zasadzie działają ich psychotroniczne zdolności.
Wielu z nich potrafi odkryć żyły wodne czy zgubione przedmioty, nawet na odległość, posługując się mapą. W tym celu muszą wprowadzić się w stan lekkiego transu, w którym mogą otrzymywać informacje niedostępne empirycznie. Jest to forma odmiennych stanów świadomości. Gordon MacLean w amerykańskim piśmie dla radiestetów ( The American Dowser ) napisał:
"Sekretem skutecznego różdżkarstwa jest interesujący stan umysłu... Różdżkarstwo zostało przyrównane do lekkiej hipnozy, transu, medytacji."
Zdolności radiestetyczne mogą być przekazane z ojca na syna i na inne osoby. Posługiwanie się nimi, zdaniem radiestetów, rozwija inne zdolności psychotroniczne. Wszystko to poświadcza, że radiestezja, gdy nie jest szarlatańskim trikiem, ma okultystyczne podłoże.
Radiestezja nie opiera się na prawach fizyki (na wyimaginowanym polu magnetycznym), ani na ludzkim potencjale. Różdżka czy wahadełko nie mają mocy same w sobie. Porusza nimi ta sama nadprzyrodzona inteligencja, która porusza deską do wywoływania duchów (gdy wykluczymy przypadki szarlatanerii). Nie jest ona religijnie obojętna, co ilustruje doświadczenie pewnego chrześcijanina.
Udałem się do kobiety uzdrawiającej ziołami, która stawiała diagnozę przy pomocy wahadełka. Była to osoba wierząca, toteż obdarzyłem ją zaufaniem. Sprawdziła mnie wahadełkiem, które wskazało, że brak mi witaminy E oraz magnezu.
Niedługo potem u mojej żony pojawiły się problemy z oddychaniem. Przyprowadziłem ją do znachorki. Wahadełko wskazało, że trzeba jej witaminy B 6, manganu i ziół. Później pojawiły się u niej ataki padaczki. Wahadełko pokazało, że ich przyczyną są zjedzone czereśnie.
Odtąd sprawdzaliśmy przy jego pomocy nawet nasze ubrania, odrzucając te, na które wahadełko zareagowało negatywnie. Kiedy Michał, jeden z moich synów, zaczął narzekać na bóle głowy, użyłem wahadełka. Wskazało, że powodem był cukier. Za drugim razem, przy tym samym bólu głowy, wahadełko wskazało jako przyczynę pudełko z chusteczkami higienicznymi, za następnym razem jego niebieskie skarpety lub pasek od spodni.
W domu sprawdzałem wahadełkiem wszystko co jedliśmy, piliśmy, ubieraliśmy, aby upewnić się, czy to dla nas dobre. Wahadełko zaczęło prowadzić i kontrolować nasze życie. Przy jego pomocy próbowaliśmy rozwiązać wszystkie dylematy. Czasem miałem wątpliwości, czy nie kryją się za nim złe moce. Ale służyło nam dobrze, przynajmniej do pewnego poniedziałkowego poranka.
Jadąc do pracy czułem tak wielką wdzięczność do Stwórcy za Jego miłość do mnie, że zacząłem śpiewać pieśni wielbiące Pana Jezusa. Kiedy tak jechałem samochodem i śpiewałem, przyszło mi na myśl, aby posłużyć się wahadełkiem. Wziąłem je do ręki, ale po raz pierwszy odkąd je miałem, wahadełko nie poruszało się! Ustawiłem je nad pudełkiem z drugim śniadaniem, ale nawet nad jedzeniem pozostawało nieruchome!
Nie muszę mówić, jak bardzo byłem tym przerażony. To była odpowiedź na moje wątpliwości. Wziąłem je i wyrzuciłem do lasu, tak daleko, jak mogłem. W tej samej chwili, jakby zdjęto ze mnie ciężką chmurę. Odtąd nie sięgnąłem po nie ani razu. Dziękuję Bogu codziennie za ochronę i uwolnienie mnie z mocy Szatana.
Zdolności różdżkarskie są fenomenem dobrze znanym literaturze okultystycznej. Stoi za nim ta sama inteligencja, która propaguje kontakt z duchami, wróżenie, czary, jasnowidzenie - praktyki, które Bóg zakazał, wiedząc, że kryją się za nimi demoniczna moc. Bez niej wahadełko czy różdżka nie będą się poruszać, chyba tylko w rękach szarlatana. Nie jest to ludzka moc. Radiesteci wiedzą, że jest ona tak wielka, że skierowanej w dół różdżki nie wyprostuje nawet najsilniejszy mężczyzna.
Chrześcijanie, którzy chcą uniknąć przekleństwa, z jakim przychodzą "dary" królestwa ciemności, nie powinni korzystać z usług psychotroników, nawet aby znaleźć w ziemi wodę. Ich chęć usłużenia "darem" jest godna szacunku, tym bardziej, że wielu z nich wierzy, że ich zdolnościom patronuje Bóg. Tak jednak nie jest. Bóg wiąże ich działalność z wróżbiarstwem, które stanowi domenę księcia ciemności (Pwt. 18:14).
Bóg zganił tych, którzy posługiwali się różdżką. Natchniony przez Ducha Bożego prorok Ozeasz utożsamił różdżkarstwo z bałwochwalstwem, najgorszym z grzechów, bo polegającym na oddawaniu czci demonom: "Mój lud radzi się swojego drewna, a jego kij daje mu wyrocznię, gdyż duch wszeteczeństwa ich omamił, a cudzołożąc odstąpili od Boga" ( Oz.4:12). Użyte tu hebrajskie słowo "kij" oznacza podwójną lub rozdwojoną gałąź, jaką posługują się różdżkarze.
Chrześcijanie, którzy kiedykolwiek posługiwali się różdżką czy wahadełkiem powinni wyrzec się stojącej za nimi mocy, wyznać grzech i głośno złamać przekleństwo, które może ciążyć na ich rodzinie. Inaczej te psychotroniczne zdolności będą przechodzić w ich rodzinie (jak i u tych, którzy otrzymali je przez nałożenie rąk) z pokolenia w pokolenie. Podobnie powinny postąpić osoby, które kiedykolwiek korzystały z usług psychotroników. Dopiero nawrócenie i szczere wyznanie spirytystycznych praktyk i zdolności jako grzechu, powoduje ich utratę.
Większość kręgarzy widzi masaż pleców oraz uciskanie kręgów jako manipulowanie energią, która przebiega ich zdaniem z mózgu przez kanał prowadzący wzdłuż kręgosłupa. Uciskanie kręgów i masaż okolic kręgosłupa ma ułatwić swobodny przepływ tej bioenergii, poprawiając stan zdrowia chorego.
Twórcą kręgarstwa był Daniel D. Palmer. Zaczęło się od tego, że Palmer nastawił kręgi swemu głuchemu znajomemu, a ten ponoć odzyskał słuch. Niedługo potem, Palmer nastawił kręgi swej chorej na serce sąsiadce, a to rzekomo uwolniło ją od choroby serca.
Palmer nie wiedząc, że wszystkie nerwy słuchowe ulokowane są w czaszce, a kręgi nie mają żadnego wpływu na serce, przyjął, że wszystkie narządy człowieka połączone są z nerwami przebiegającymi wzdłuż kręgosłupa. Uznał, że problemy z kręgami oraz zakłócenia w energii rzekomo przebiegającej wzdłuż kręgosłupa są przyczyną wszystkich chorób. Na tym przekonaniu oparł system leczniczy zwany kręgarstwem (chiropraktyką).
Naukowe badania wykazały fałszywość założenia, że manipulowanie wyrostkami kręgowymi powoduje choroby ciała i wywiera jakikolwiek wpływ np. na schorzenia oczu, zapalenie wyrostka robaczkowego, wrzody żołądka. Badania nie potwierdziły też istnienia kanału energii, który przebiega wzdłuż kręgosłupa.
Nietrudno zauważyć, że twórca chiropraktyki oparł ją na technikach starożytnych chińskich systemów leczniczych oraz na hinduskich wierzeniach religijnych. Akupunkturzyści z Dalekiego Wschodu, gdy przybywają na Zachód często wybierają studia w szkołach kręgarskich, właśnie ze względu na te zbieżności ze wschodnimi systemami religijno-leczniczymi.
D. D. Palmer, na wiele lat zanim odkrył kręgarstwo, parał się spirytystycznym uzdrawianiem, radiestezją oraz frenologią, wyznając wiele wschodnich doktryn religijnych (np. wiarę w reinkarnację). Zgodnie z okultystyczną tradycją przekazał swe zdolności synowi B. J. Palmerowi, który kontynuował uzdrawianie spirytystyczną mocą.
Moc tę Palmerowie nazywali Innate. Wierzyli, że płynie z umysłu przez nerwy wzdłuż kręgosłupa do wszystkich organów ciała człowieka. Twierdzili, że Innate przynosi nadprzyrodzoną wiedzę oraz moc, dlatego zwali ją "bogiem w człowieku". Innate była ich duchowym przewodnikiem. Dzięki tej spirytystycznej inteligencji D. D. Palmer stawiał diagnozy. Jego syn od niej otrzymywał instrukcje oraz idee.
Palmerowie nie ukrywali, że ta spirytystyczna inteligencja (energia) zwana Innate była prawdziwym twórcą systemu chiropraktycznego. Nazywali ją "partnerem", albo "wewnętrznym towarzyszem". Nauczali, że kręgarz musi ją odkryć i z nią współpracować, jeśli chce odnosić sukcesy.
Palmerowie uważali nastawianie kręgów za praktykę nierozdzielnie związaną z manipulowaniem mistyczną energią. Energia ta w innych systemach religijno-leczniczych zwana jest praną, qi,bioenergią czy bioprądami. Kahuni (czarownicy polinezyjscy), którzy także posługiwali się kręgarskimi technikami, zwali ją maną.
Wiara w istnienie i możliwość manipulowania inteligentną energią charakteryzuje niemal wszystkie wschodnie systemy religijne. Chiropraktyka zasadza się na tej wierze. Kurt Butler w książce pt. A Consumer's Guide to Alternative Medicine napisał na temat kręgarstwa:
"Chiropraktyka przypomina bardziej religię niż naukę. Wielu kręgarzy wierzy w moc lub siłę, którą nazywają Inteligencją Innate, Siłą Witalną lub Bogiem Wnętrza. Kontroluje ona funkcje i aktywności tkanki, gruczołów i wszystkich organów ciała, włącznie z funkcjami intelektualnymi. Jak mówią kręgarze, nie można jej zmierzyć, niemniej są pewni, że ich manipulowanie i przesuwanie pozwala jej lepiej przepływać, przynosząc zdrowie.
Przypomina to twierdzenie akupunkturzystów, że swoją igłą potrafią manipulować i balansować qi (chi), czyli Siłę Witalną, a przez to promują zdrowie... Skoro zaś ta inteligentna Innate nie może być rozpoznana ani zmierzona, przyjęcie jej istnienia jest aktem wiary. Wiara, że kręgarze potrafią ułatwić jej przebieg, a tym samym poprawić stan zdrowia wymaga kolejnego aktu wiary."
Potencjalna szkodliwość kręgarstwa wynika nie tylko z jego spirytystycznych założeń i związanych z nimi duchowych niebezpieczeństw. Manipulując kręgosłupem można uszkodzić rdzeń kręgowy i arterie prowadzące do mózgu. Ponadto, praktyki kręgarzy prowadzą nieraz do błędnych diagnoz i opóźnienia w leczeniu, a co za tym idzie do powikłań, a nawet śmierci.
Niektórzy kręgarze przy pomocy manipulacji rzekomą duchową energią i wyrostkami kręgowymi próbują leczyć schorzenia, których w ten sposób wyleczyć się nie da (np. zapalenie płuc, AIDS, zawał serca). Masaż jest chyba jedynym pozytywnym skutkiem działalności kręgarzy, o ile umiejętnie wykonany.
Makrobiotyka ma korzenie w starożytnych Chinach i polega na leczeniu chorób poprzez szczególną formę wegetarianizmu, polegającą na spożywaniu głównie pokarmów zbożowych. Zgodnie z jej zaleceniami ludzie zdrowi powinni przeżuwać każdy kęs jedzenia 50 razy, a chorzy 150 razy.
Dzięki zalecaniu spożywania pokarmów z roślin zbożowych i strączkowych, picia czystej wody, przy jednoczesnym wyeliminowaniu używek i pokarmów mięsnych, makrobiotyka jest tak efektywna w zapobieganiu i leczeniu chorób, jak dieta wegetariańska. Podczas jednak, gdy ta ostatnia dobrze służy także dzieciom, to diety makrobiotycznej nie zaleca się kobietom w ciąży, karmiącym matkom, ani małym dzieciom. Dowodzi tego kilka badań, na które powołuje się dr Isadore Rosenfeld w swej książce Guide to Alternative Medicine.
Na czym polega różnica między dietą wegetariańską a makrobiotyczną? Otóż celem makrobiotyki nie jest zdrowe odżywianie per se, (toteż nie wszystkie pokarmy zalecane przez makrobiotyków należą do najzdrowszych), ale zrównoważenie psychotronicznej energii człowieka, która rzekomo manifestuje się jako jin oraz jang.
Uświadomieni adepci makrobiotyki klasyfikują i dobierają pokarmy nie pod kątem składu (witamin, minerałów, aminokwasów, tłuszczów, jak to czynią kompetentni dietetycy), ale pod kątem manifestacji metafizycznej energii (jin i jang), które religie Wschodu przypisują poszczególnym pokarmom, dlatego zakazują spożywania np.: ziemniaków, pomidorów, papryki, cukinii, buraków, które rzekomo są jin.
Ayur-weda jest hinduską metodą leczenia, która bierze się od słów ayu oraz veda, czyli "wiedza o życiu". Korzysta z niej 80% populacji Indii. Hinduski endokrynolog Deepak Chopra jest jej wielkim promotorem, odkąd nawrócił go na swą religię Maharishi Mahesh Yogi, propagator transcendentalnej medytacji.
Tak jak niemal wszystkie wschodnie sposoby leczenia, Ayur-weda opiera się na założeniach metafizycznych a nie naukowych. Zgodnie z jej teorią, duszą człowieka (albo jego witalną energią) jest prana (odpowiednik chińskiej qi), niewidzialna spirytystyczna energia, która rzekomo jest Bogiem.
Wyznawcy Ayur-wedy wierzą, że każdy człowiek jest kompozycją trzech sił ( doszas), zwanych vata (powietrze), pitta (ogień), kafa (ziemia i woda). Determinują one, co ludzie będą jeść i jak będą się zachowywać. Zwolennicy Ayur-wedy wierzą, że człowiek ma nie jeden, lecz trzy pulsy, każdy mierzy jedną z wymienionych sił (doszas). Diagnozy stawia się na podstawie tych trzech pulsów.
Naukowo nie da się stwierdzić istnienia trzech duchowych sił w człowieku, ani istnienia trzech różnych pulsów. Dr Izadore Rosenfeld, który prezentuje wyważony pogląd na niekonwencjonalne techniki leczenia napisał w swej książce pt. Guide to Alternative Medecine: "Nie znalazłem żadnego naukowego dowodu wskazującego, że Ayur-weda jest efektywna przeciwko chorobie".
Teoria Ayur-wedy jest wroga wobec założeń naukowej medycyny. Chopra przyznał to w majowym wydaniu Journal of the American Medical Association z 1991 roku, pisząc, że jej terapia wypływa z założenia, że przyczyną chorób jest brak równowagi duchowej energii, a nie fizyczne przyczyny, jak twierdzi naukowa medycyna.
Leczenie polega między innymi na jodze i innych formach medytacji, masażu oraz stosowaniu ziół. Na przykład kilkunastominutowa terapia, polegająca na spływającym na czoło strumyku ciepłego oleju, ma pomagać w bezsenności i przy wysokim ciśnieniu.
Niektóre zalecenia Ayur-wedy są osobliwe, a nawet szkodliwe dla zdrowia. Na przykład alkoholizm Ayur-weda sugeruje leczyć zjadaniem odchodów kozła zanurzonych w moczu; zaparcie piciem moczu z mlekiem. Na kataraktę Chopra zaleca umyć zęby, zeskrobać resztę pasty z języka, splunąć do szklanki z odrobiną wody i posmarować tym oczy. Ze względu na to, że Ayur-veda przypisuje wiele chorób wpływom astrologicznym, jej zwolennicy często zalecają amulety, zaklęcia, mantry, itp.
Ayur-weda, poza korzystnym wpływem głębokiego oddychania, relaksu oraz niektórych pożytecznych ziół, ma do zaoferowania niewiele, poza... wpływem duchowej inteligencji, z którą szuka kontaktu poprzez okultystyczne techniki, jakie promuje.
Czy ze stosowania naturalnych środków takich jak zioła może wyniknąć coś złego? Niestety tak, jak zaraz zobaczymy. Nie tylko dlatego, że zioła znajdują zastosowanie jako technika pomocnicza w większości okultystycznych sztuk leczenia.
Rośliny zostały stworzone na pokarm ( Rdz.1:29-30) oraz w celach leczniczych (Iz. 38:21). Zioła od wieków wspomagają medycynę. Na przykład, digoksyna stosowana w chorobach serca uzyskiwana jest z naparstnicy, morfina z opium makowego, aspiryna jest kwasem acetylosalicylowym, który można uzyskać z kory wierzbowej.
Współczesna medycyna nie zapomniała o roślinach. Ich właściwościami i zastosowaniem zajmuje się jej dział zwany farmakognozją. Między farmakognozją a znachorstwem jest jednak ogromna różnica. Pierwsza jest dyscypliną naukową i wymaga sporej wiedzy z dziedziny biologii, chemii i medycyny. Znachorstwo jest tylko biznesem, często opartym na folklorze, przesądach i niesprawdzonych podaniach.
Znachorzy zbyt rzadko zwracają uwagę na styl życia i sposób odżywiania się chorego. Zamiast szukać prawdziwej przyczyny niedomagań, często najbardziej liczy się szybki efekt i związany z nim zarobek.
Podstawowym niebezpieczeństwem nieprofesjonalnego zielarstwa jest bezkrytyczne stosowanie ziół w wierze, że nie mogą zaszkodzić. Niebezpieczeństwo niefachowego stosowania ziół bierze się m.in. stąd, że wiele zestawów ziołowych nosi ogólnikowe nazwy: na reumatyzm, na serce, na wątrobę, na bóle żołądka. Tymczasem wątroba czy żołądek mogą być dotknięte rozmaitymi procesami chorobowymi o różnym natężeniu i przyczynie (np. z grupy zapaleń, schorzeń nowotworowych). Próba leczenia wszystkich schorzeń danego narządu bez rozpoznania przyczyny rzadko pomaga, a może opóźnić diagnozę i utrudnić właściwe leczenie. W rezultacie, pacjenci kurowani przez zielarza, trafiają do lekarza, gdy choroba jest zbyt rozwinięta na skuteczną interwencję.
Kolejnym problemem zielarstwa jest to, że mikstury sporządzane przez znachorów czy zielarzy zwykle nie noszą daty produkcji, terminu ważności, informacji o działaniu ubocznym, ani dokładnego wyszczególnienia składników, co może być tragiczne w skutkach. Nie przypadkiem lekarstwa współczesnej medycyny zawierają szczegółową charakterystykę, opis składu chemicznego, informację o skutkach ubocznych oraz datę ważności.
Dr Isadore Rosenfeld w swej książce Guide to Alternative Medecine pisze o przypadkach, gdzie zestawy ziołowe posiadały wysoki stopień zanieczyszczenia spowodowany nie tylko brakiem higieny przy zbieraniu i przygotowywaniu preparatów, ale także zawartym w nich arszenikiem, rtęcią i ołowiem. Niektóre zioła uspokajające są naszpikowane chemicznymi środkami czy lekarstwami uspokającymi, aby wzmocnić ich naturalny efekt.
Laicy na ogół nie biorą takich mankamentów pod uwagę, w naiwnym przekonaniu, że zioła są nieszkodliwe. Tak nie jest. Niektóre zioła mogą spowodować poronienie lub zaszkodzić karmionemu piersią dziecku. Niewłaściwie dobrane zioła mogą pozbawić zdrowia, a nawet życia. Wiele trucizn sporządzanych było w przeszłości właśnie z ziół!
Nie znaczy to jednak, że należy zaprzestać korzystania z ziół ze względu na wskazane wyżej niebezpieczeństwa, gdyż wiele osób umiera co roku także na skutek złego zastosowania medycznych lekarstw, niewłaściwych diagnoz i porad lekarskich. Niemniej ze względu na niższe standardy oraz luźniejsze przepisy, którymi cieszy się przemysł zielarski w porównaniu z farmaceutycznym, niebezpieczeństwo to jest dużo większe.
Należy też podkreślić, że ziołolecznictwa praktykowanego przez kompetentnego lekarza nie należy utożsamiać ze znachorstwem, ani tzw. medycyną niekonwencjonalną.
Osoby, które pragną stosować ziołowe środki lecznicze powinny upewnić się, że ich dostawca jest osobą wykwalifikowaną, zawartość nie jest skażona i zgodna z opisem na etykietce, a badania farmakognozjologiczne potwierdziły efektywność środka, a także jakie są jego potencjalne skutki uboczne.
Kolejnym poważnym mankamentem znachorstwa są jego metafizyczne założenia oparte na wierze w spirytystyczną energię oraz posługiwanie się okultystycznymi akcesoriami (jak np. wahadełko czy różdżka). W tej formie zielarstwo niesie również duchowe niebezpieczeństwa. Dr Jacek Matter, w artykule przestrzegającym przed spirytystycznymi sposobami leczenia ( Znaki Czasu z lutego 1998 roku) napisał:
"Biblia zdecydowanie potępia znachorstwo, czyli zajmowanie się terapią przez ludzi nie mających do tego prawnie potwierdzonych kwalifikacji (Pwt. 18:10-12). W Polsce takie praktyki są - a raczej powinny być - karane. Nie słyszałem jednak, by któregokolwiek ze znachorów skazano, choć ofiary ich błędów odzyskują zdrowie w łóżkach szpitalnych albo spoczywają cichutko na cmentarzach, o czym mało kto wspomina."
Niektóre zioła, ze względu na swe psychodeliczne własności, wykorzystywane były od wieków (co jest dobrze udokumentowane) przez szamanów, czarownice, satanistów. Zioła te służą do dziś osiąganiu tzw. odmiennych stanów świadomości, które ułatwiają kontakt ze światem duchowym. Lektura książek współczesnego szamana i antropologa Carlosa Castanedy ujawnia ogromną rolę roślin w nawiązywaniu kontaktu ze światem duchowym, w inicjacji i drodze życia szamana.
Do kategorii okultystycznych metod leczenia roślinami trzeba zaliczyć m.in. leki kwiatowe Bacha. Edward Bach, nie bez kozery zwany "metafizycznym zielarzem" oraz "XX-wiecznym Paracelsusem" wprowadzał się w trans za pośrednictwem medytacji, aby stawiać diagnozy i przepisywać leki zgodnie z instrukcjami swego duchowego przewodnika.
Niektórzy hodowcy roślin, niczym dawni czarownicy, wzywają duchy, aby napełniły ich rośliny duchową mocą. Inni wierzą, że w roślinach rezyduje kosmiczna energia, którą można przekazać konsumentom. Aromaterapia - jeden z działów spirytystycznego zielarstwa - zakłada posługiwanie się energią, która rzekomo znajduje się w aromacie roślin; aby napełnić chorego ową psychotroniczną energią sok roślin miesza się z olejkiem i wciera w skórę, wlewa do kąpieli, wdycha lub spożywa.
Ofiary ich błędów odzyskują zdrowie w łóżkach szpitalnych albo spoczywają cichutko na cmentarzach, o czym mało kto wspomina.
- dr Jacek Matter
Wielu znachorów lekceważy laboratoryjne metody diagnozy, ufając wahadełku, które niczym magiczna różdżka wskazuje im zmiany w równowadze bioenergii chorego i wybiera odpowiedni lek. Znachor przesuwa wahadełkiem nad poszczególnymi ziołami, pytając je: "Czy to jest odpowiednie lekarstwo?"; i wybiera to, na które wskaże wahadełko.
Nić wiążąca zielarstwo ze spirytyzmem nie leży w samych ziołach, lecz w poglądach i okultystycznych środkach działania. John Ankerberg i John Weldon w dziele zatytułowanym Can You Trust Your Doctor? napisali na ten temat:
"W większości systemów, które posługują się (w diagnozie, uzdrawianiu, rozwoju psychotronicznych zdolności, osiąganiu odmiennych stanów świadomości) ziołami, roślinami i ich eteryczną energią, uważa się, że zioła i rośliny same w sobie nie mają mistycznej mocy. Tak jak w leczeniu kryształami i podobnych metodach, są one jedynie środkiem spoza którego działają duchowe moce. Nie różnią się od kryształów, wahadełka, różdżki, kart do tarota, patyczków do I Ching czy deski do wywoływania duchów. Moc nie istnieje w samych obiektach, one stanowią jedynie medium poprzez które duchowe moce realizują swe cele."
Odmienne stany świadomości są pasywnym stanem umysłu, który prowadzi do uśpienia procesu krytycznego myślenia oraz zatarcia kontaktu z rzeczywistością. Stany te można osiągnąć m.in. za pomocą specjalnego oddychania, narkotyków, jogi, medytacji, hipnozy, mantry (nawet w formie śpiewania tej samej frazy piosenki czy powtarzanego w kółko pacierza).
Ten osobliwy stan, otwierający umysł ludzki na wpływ duchowych mocy, które pragną nim manipulować, określa się takimi eufemizmami, jak: kosmiczna jaźń, duch przewodni, bioenergia, bioprądy, siła witalna, wyższe ja, energia zmarłego, psychotroniczna intuicja, alter ego, qi, prana, mana, itp.
Wiele osób za pośrednictwem odmiennych stanów świadomości doświadczyło kontaktu z duchową inteligencją. Czy jest przypadkiem, że wywoływanie duchów, szamanizm, transkomunikowanie i inne spirytystyczne praktyki wymagają tych stanów do nawiązania kontaktu z duchowymi przewodnikami?
Poniżej omawiam najpopularniejsze formy odmiennych stanów świadomości, takie jak: hipnoza, transkomunikowanie (kanalizowanie), medytacja, joga i wizualizacja.
Hipnoza polega na wprowadzeniu umysłu w głęboki stan pasywności. Stosuje się ją do rozwiązywania wewnętrznych problemów lub pozyskiwania informacji, które mają w tym pomóc. W psychoterapii hipnoza służy często do regresji, to jest cofnięcia w dzieciństwo, łono matki, nawet w "poprzednie wcielenia".
Za ojca współczesnej hipnozy, jasnowidzenia, telepatii i transkomunikacji uważa się francuskiego lekarza Franza Antona Mesmera (1734-1815). Mesmer twierdził, że jego ręce emanują magnetyczną moc, przez co wpływa na myśli i postępowanie pacjentów. Początkowo uważał, że jej źródłem jest energia, którą wyzwalają metalowe magnesy, dlatego posługiwał się metalowymi prętami i magnesami, aby ją wzmocnić. Później z nich zrezygnował, gdyż stwierdził, że energia ta pochodzi z wewnątrz. Nazywał ją "zwierzęcym magnetyzmem". Potem zwano ją "mesmeryzmem", a w końcu przyjęła się nazwa "hipnozy", od Hypnosa, greckiego bożka snu.
Dr Isadore Rosenfeld w swej książce o alternatywnych metodach leczenia słusznie zauważa, że jak dotąd nikt nie wie, jak hipnoza działa. Pomimo, że zahipnotyzowani sprawiają wrażenie uśpionych, faktycznie nie są. Badania mózgu w czasie snu przy pomocy elektroencefalografu pokazują obecność innych fal, niż w czasie hipnozy czy głębokiej medytacji.
Wbrew popularnemu mniemaniu hipnoza wcale nie musi poprawiać wspomnień przeszłych wydarzeń, ale je osłabiać lub zniekształcać. Badania dowiodły, że podczas hipnozy ludzie potrafią kłamać i zmyślać. Wypowiadane przez zahipnotyzowanych słowa mogą zawierać wiele fantazji.
Ernest Hilgard w rezultacie 25-letnich badań opisanych w Psychology Today zauważył, że szczególnie podatni na hipnozę są ludzie zaangażowani w parapsychologię. Nie przypadkiem, gdyż odmienne stany świadomości mają korzenie w okultyzmie i praktykowane są od wieków przez jego zwolenników. W przeszłości określano je mianem zaklinania bądź rzucania czaru, praktyk sklasyfikowanych w Biblii jako spirytystyczne:
"Niech nie znajdzie się u ciebie wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zaklinacz , ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych; gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni." ( Pwt.18:10-12).
Edgar Cayce, jeden z najbardziej znanych uzdrawiaczy-jasnowidzów stawiał diagnozy i uzdrawiał podczas transu hipnotycznego. Podobnie czynił ksiądz Klimuszko, stawiając diagnozy przy pomocy wahadełka i fotografii. Obaj sądzili, że ta moc pochodzi od Boga, ale wiele wskazuje, że kryją się za nią demony. W późniejszych latach Cayce zaczął się domyślać, że używa go diabeł. Nie był już jednak w stanie wyplątać się z pajęczyny, w jaką się uwikłał poprzez liczne hipnotyczne transe.
Transkomunikowanie (kanalizowanie od ang. channeling ) to rodzaj transu, który służy komunikacji ze światem duchowym, podobnie jak seans spirytystyczny. Medytujący stają się medium, przez które duchowe istoty przekazują swoje nauki.
Manifestujące się podczas takiego seansu istoty przybierają postać świętych, aniołów, Madonny, Jezusa, UFO. Zwykle, odgrywają rolę istot przyjaznych i zatroskanych o los ludzkości, posłanych z misją od Boga. Ruth Montgomery, jedna z najbardziej znanych mediów w ruchu New Age, przyznaje to, mówiąc, że transkomunikowanie "otwiera drzwi, przez które mogą wejść złe i złośliwe duchy."
Podobieństwa między transkomunikowaniem a fenomenem zdemonizowania są uderzające. Zwróćmy uwagę na słowa Madame Heleny Blavatsky, jednej z pionierek ruchu New Age, która przez całe życie praktykowała transkomunikację, pismo automatyczne i inne okultystyczne formy przekazu:
"Mogę powiedzieć tylko tyle, że moje natchnienie definitywnie przychodzi z zewnątrz, co więcej, ktoś wtedy wchodzi we mnie. To nie ja mówię i piszę, ale to coś, co wchodzi we mnie... to myśli i pisze za mnie... Stałam się czymś w rodzaju składnicy czyjejś wiedzy... Ktoś przychodzi i pochłania mnie niczym ciemna chmura; wówczas zostaję zepchnięta w głąb samej siebie i wtedy to już nie jestem "ja", lecz ktoś zupełnie inny."
Celem medytacji jest osiągnięcie odmiennych stanów świadomości, a przy ich pomocy religijnego "oświecenia". John Ankerberg i John Weldon, w cytowanej już książce na temat szkodliwości medycyny New Age, tak napisali o medytacji:
"Teoria medytacji zakłada, że w normalnym stanie umysłu nie rozumiemy dobrze swej prawdziwej natury ani naszego świata w jego prawdziwej naturze. Twierdzi, że medytacja potrafi skorygować tę fałszywą percepcję i zamienić ją na prawdziwą percepcję, która przychodzi podczas medytacji.
Niemal wszystkie formy medytacji wymagają kultywacji odmiennych stanów świadomości i rozwoju psychotronicznych zdolności. Owe odmienne stany świadomości są jednak źle interpretowane, jako rzekomo 'wyższe' stany świadomości, boski stan, natomiast owe psychotroniczne zdolności brane są za znak przebudzenia i rozwoju 'boskiej natury' człowieka."
Niektóre formy medytacji wymagają mantry - powtarzania jakiejś frazy (zwykle jest to imię hinduskiego bożka) lub koncentracji na niej. Podobną rolę może spełniać różaniec, powtarzana w kółko zwrotka czy refren pieśni, niektóre rytmy, modlitwa językami nie pochodzącymi od Boga, długie powtarzanie imienia (nawet Jezusa), czy tzw. "oczekiwanie na Pana".
Powtarzane w kółko słowa wprowadzają umysł w pasywność, będący lekką formą odmiennych stanów świadomości. Podejrzanie duża ilość objawień, stanów mistycznych, kontaktów z duchami, które przybierają kształt świętych, Madonny, Jezusa ma miejsce właśnie w takiej atmosferze.
Niemal wszystkie osoby, które parają się transkomunikowaniem duchowych istot, nawiązały z nimi pierwszy kontakt podczas medytacji, często korzystając z pomocy jakiejś formy mantry, co pozwala domyślić się prawdziwej tożsamości tych istot.
Jach Pursel, który transkomunikuje poselstwa ducha o imieniu Lazaris, twierdzi, że podczas medytacji został niespodziewanie opanowany przez obcą moc. Posiadła go kompletnie, poddając kontroli nawet jego narządy mowy, i przekazując za jego pośrednictwem swe przesłania, które zapisuje jego żona. Tak rozpoczęła się kariera Pursela, jako jednego z najbardziej poważanych w ruchu New Age mediów spirytystycznych. Ludzie są pełni podziwu dla mądrości i miłości jaką emanują słowa Lazarisa.
Medytacja o okultystycznym podłożu służy demonom za punkt kontaktu w szamanizmie, magii, spirytyzmie, jodze. Czy to zbieg okoliczności, że setki zwodniczych kultów i sekt zaleca taką medytację? Czy jest przypadkiem, że medytacja rozwija spirytystyczne zdolności, włącznie z transkomunikacją?
Podczas jednak, gdy ludzie Wschodu zdają sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie czyhają na uprawiających introspektywną medytację, na Zachodzie nawet ludzie, którzy ją praktykują na ogół tkwią w nieświadomości. Mój przyjaciel, Will Baron, który przez wiele lat uprawiał różne formy medytacji, tak napisał w swej książce Deceived by the New Age:
"Niebezpieczeństwo introspektywnej medytacji leży w tym, że osoba medytująca otwiera się na wpływ istot anielskich, które chcą wpoić myśli, idee, wrażenia w jej umysł. Na podstawie własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że aniołowie Szatana potrafią telepatycznie zaszczepić myśli w umyśle medytującego bez pośrednictwa jakiegoś mistycznego stanu. Medytujący doświadcza inspirujących myśli lub obrazów materializujących się w jego świadomości, które traktuje jako pochodzące z 'wyższego ja' - cząstki umysłu, która rzekomo utrzymuje społeczność z Bogiem."
Biblia zachęca do medytacji, ale w kontekście rozważania Boga, z pełnym wykorzystaniem świadomości ( Ps.119:78). Ukazuje medytację jako rozważanie jakiejś prawdy z każdej strony, aby uzyskać najlepsze zrozumienie i wyciągnąć wnioski. Do takiej medytacji zachęca nas Słowo Boże, a nie do opróżniania umysłu z wszelkiej myśli i bezmyślnego "hommowania".
Introspektywna medytacja ma zupełnie inny cel, niż ta, którą zaleca Biblia. Służy ona otwarciu umysłu człowieka na wpływ złych mieszkańców duchowego wymiaru. Tych dwóch form medytacji nie da się ze sobą pogodzić. Każda ma inne źródło i innego pana. Nikt zaś nie może służyć dwom panom naraz ( Mt.6:24).
Joga jest jedną z najpopularniejszych form medytacji. Laicy widzą ją jako zestaw relaksujących ćwiczeń na elastyczność ciała. Faktycznie, joga jest formą medytacji. Służy osiągnięciu odmiennych stanów świadomości oraz religijnego "oświecenia", dzięki istotom zamieszkującym duchową rzeczywistość.
Mistrzowie jogi nauczają, że dzięki medytacji człowiek może uruchomić energię zwaną praną , która według nich przebiega kanałem prowadzącym wzdłuż kręgosłupa do podstawy czaszki, przez siedem węzłów energetycznych zwanych czakrami.
Teoria jogi opiera się na hinduskim wierzeniu, że u podłoża kręgosłupa spoczywa wąż kundalini , utożsamiany z mistyczną energią. Wąż ten jest uosobieniem bogini Szakti. Ćwiczenia jogi mają podnieść go oraz jego energię i przeprowadzić przez wspomniane czakry do podstawy czaszki, gdzie łączy się z rezydującym tam bogiem Sziwą ( Brahmanem). Taki jest prawdziwy cel jogi. Stąd bierze się jej nazwa: "joga" - w sanskrycie unia.
Człowiek, osiągając za sprawą kundalini unię z Brahmanem, staje się rzekomo bogiem. Wielu zaawansowanych joginów, jak np. tybetański guru Chogyam Trungpa, przestrzega przed poważnymi niebezpieczeństwami, jakie "unia" z ową mistyczną energią powoduje: poważne powikłania fizyczne, obłąkanie, nawet zgon. "Unia" manifestuje się wstrząsem, konwulsjami, zniekształceniami twarzy, krzykiem, sardonicznym śmiechem, zwierzęcymi odgłosami, przypływem nadludzkiej mocy. Jak zobaczymy w drugiej części książki są to objawy, które towarzyszą opętaniu.
John Ankerberg i John Weldon, w cytowanej już książce na temat szkodliwości medycyny New Age, tak napisali o okultystycznej medytacji:
"Nie ma wątpliwości, że energia doświadczana w medytacji promowanej przez ruch New Age, szczególnie podczas fazy zwanej powstaniem kundalini jest rezultatem duchowego wpływu lub nawet zdemonizowania. To, że ten rodzaj medytacji manifestuje się energią charakteryzującą szamanizm, okultyzm, wschodni i zachodni spirytyzm, nie podlega dyskusji. Faktycznie, manifestacje, jakie towarzyszą energii przywołanej przez medytację występują często w spirytyzmie. Wskazuje to, że z pewnością nie jest to energia ludzka, ani tym bardziej Boża...
Wielki przypływ energii jest częstym zjawiskiem u wschodnich i zachodnich guru, którzy sami wyznają, że znaleźli się w posiadaniu duchów, demonów czy bogów, a także przez niezliczoną liczbę okultystów i wielu uprawiających jogę, którzy przyznają to samo."
Większość ludzi bierze jogę i inne formy medytacji za niewinne techniki relaksujące, co sprawia, że wielu (włącznie z naukowcami i psychoterapeutami), którzy nie zainteresowaliby się okultyzmem, akceptuje niektóre z jego założeń i praktyk, otwierając się na duchowe moce, które choć często brane jedynie za mistyczną energię, są inteligentnymi istotami.
Wizualizacja i medytacja prezentowane są obecnie pielęgniarkom w wielu ośrodkach medycznych, jako techniki wspomagające proces leczenia. Wizualizacja odgrywa ważną rolę w metodzie kontroli umysłu Silvy, która uczy nawiązania kontaktu z "wyższą jaźnią", aby obudzić tkwiące w nas (?) psychotroniczne zdolności.
Nie należy jednak, jak się zdaje, wrzucać do jednego worka wizualizacji, której celem jest poszukiwanie kontaktu z duchową rzeczywistością ( "duchowi przewodnicy", "wyższe ja", itp.), a taką, która ma naprowadzić na dawne ślady pamięciowe, aby oddzielić wydarzenie związane z urazem, od towarzyszących mu emocji, po to by je uzdrowić.
Ten pierwszy rodzaj wizualizacji jest niebezpieczny, gdyż manifestujące się w odmiennych stanach świadomości duchowe istoty są aniołami ciemności, które potrafią przybrać dowolną postać ( 2Kor.11:14). Drugi rodzaj wizualizacji może mieć walory terapeutyczne, ale i przed nim niektórzy nakazują ostrożność. Dr Ken Olson w książce pt. Exorcism: Fact or Fiction? napisał:
"Kiedy po raz pierwszy próbowałem uzdrawiania wewnętrznego, stosowałem technikę wizualizacji. Od tego czasu musiałem jednak poważnie zrewidować swoją pozycję odnośnie wizualizacji i blisko z nią związanej techniki terapeutycznej - hipnozy. Posiadając profesjonalne przeszkolenie w medycznej hipnozie, posługiwanie się nią było dla mnie rzeczą naturalną. Jednakże moje późniejsze doświadczenia związane z demoniczną aktywnością sprawiły, że musiałem spojrzeć na hipnozę inaczej.
Niektórzy teoretyzują, że hipnoza omija analityczne funkcje lewej półkuli mózgu, pozwalając dostać się bezpośrednio do podświadomości. Widząc jednak, jak bardzo Szatan chce zyskać dostęp do podświadomości, aby ją kontrolować, mam poważne zastrzeżenia do pasywnego stanu umysłu, w jaki wprowadza hipnoza czy wizualizacja. Zrelaksowany i uległy sugestii umysł pacjenta może stanowić otwarte drzwi dla demonicznej aktywności.
Wiem, że wielu chrześcijańskich terapeutów naucza wizualizacji, aby wspomóc swych pacjentów w procesie uzdrawiania wewnętrznego. Większość z nich nie dostrzega związku z hipnozą, pomimo, że techniki te są podobne do siebie: całkowity relaks, ćwiczenia w głębokim oddychaniu, łagodny, melodyjny głos kierujący wizualizacją. Wszystko to ma wprowadzić umysł pacjenta w ów pasywny stan.
Obawiam się, że także ów "Jezus", widziany w czasie tych stanów przez niejednego pacjenta jest demonicznym zwiedzeniem. Kiedy ludzie przykładają wiele wagi do słów powstałych w ich wyobraźni i wyimaginowanego Jezusa, stają się podatni na zwiedzenie, a czasem i zdemonizowanie. Szatan jest mistrzem maskarady. Skoro potrafi przybrać kształt anioła światłości, z łatwością potrafi podrobić i postać Jezusa, aby wprowadzić ludzi w błąd, czy zaszczepić fałszywe poczucie pokoju."
Poszukiwanie uzdrowienia za wszelką cenę jest nierozsądne, gdyż raz poddawszy umysł mocom ciemności nie sposób odzyskać nad nim pełnej kontroli, chyba tylko wyznając to Bogu jako grzech, wyrzekając się wpływu Szatana i poddając umysł Chrystusowi, a życie prowadzeniu Ducha Świętego.
Terapia kolorami opiera się na okultystycznym założeniu, że każda z siedmiu czakr (w które wierzą zwolennicy jogi) ma inny kolor, zaś te kolory odzwierciedlają stan zdrowia poszczególnych organów. Terapia ta polega zwykle na naświetlaniu ciała człowieka światłem w odpowiednim kolorze, aby wpłynąć na jego "aurę" i zharmonizować jego "wibracje" z kosmiczną bioenergią, rzekomo przepływającą przez owe czakry. Oczywiście, praktyka ta nie ma naukowego wsparcia.
Terapeutyczny dotyk to kolejna popularna technika leczenia, jaką przyniósł ruch New Age. Polega na przesuwaniu rąk nad powierzchnią ciała pacjenta.
Technika ta opiera się na spirytystycznym założeniu, że wszystkie formy życia emanują mistyczną energię ( prana , mana , qi , bioenergia , bioprądy , kundalini , etc). Choroba jest rzekomo rezultatem zachwiania równowagi tej energii. Przesuwanie dłonią nad powierzchnią ciała chorego ma ją stymulować, przyczyniając się do uzdrowienia.
Do popularności tej wschodniej kuracji przyczynia się jej akceptacja w zachodnich ośrodkach medycznych. W USA do roku 1998 zostało w niej przeszkolonych ponad 100.000 pielęgniarek! Metodę stosuje się w przeszło 100 amerykańskich szpitalach.
Ludzie biorący spore pieniądze za taką kurację, twierdzą, że potrafią nie tylko wyczuć, ale nawet manipulować energią emanującą z ciała człowieka. Dotąd nie stwierdzono jednak naukowo wpływu, jaki tej kuracji przypisują wschodni guru. Przeciwnie, badania przeprowadzone przez Emily Ross, których rezultaty opublikował Journal of American Medical Association , wykazały coś innego.
W badaniach wzięło udział ponad 20 osób praktykujących terapeutyczny dotyk. Każda z nich wkładała ręce w otwory w ściance, zaś siedząca za ścianą osoba ustawiała swoją dłoń kilka centymetrów nad jedną z dłoni terapeuty (za każdym razem rzucając monetę, aby przypadek kierował, nad którą dłonią to zrobić). Rezultaty były zaskakujące. Terapeuci mieli rację tylko w 44% przypadków, czyli nawet poniżej rachunku prawdopodobieństwa.
Doświadczenie to wykazało, że twierdzenie niektórych terapeutów, że potrafią wyczuć oraz manipulować energią rzekomo emanującą z ciała ludzkiego, jest blagą. Inaczej może być jednak z terapeutami, którzy posiadają okultystyczne moce, gdyż ci rozpoznają demoniczną obecność w ludziach czy przedmiotach, ale biorą ją za duchową energię. Mogą nią manipulować podobnie, jak to czynią uprawiający czary, z przyzwolenia Szatana.
Terapeutyczny dotyk, choć akceptowany w sekularnym świecie medycznym, ma okultystyczne korzenie. Sharon Fish w pracy doktorskiej na temat terapeutycznego dotyku, napisanej na Uniwersytecie Rochester w stanie Nowy Jork wykazała ten związek. Napisała m.in.: "W każdej kulturze, gdzie stosuje się ten rodzaj leczenia, dzieje się to w powiązaniu z okultyzmem".
Obie pionierki terapeutycznego dotyku zajmują się mediumizmem. Dolores Krieger, profesor na New York University jest buddystką, praktykującą jogę, a także hinduską, chińską i tybetańską medycynę spirytystyczną. Dora Kunz, która nauczyła Krieger terapeutycznego dotyku przewodzi Amerykańskiemu Towarzystwu Teozoficznemu.
Terapeutyczny dotyk, tak jak inne spirytystyczne metody leczenia, zasadza się na wierze w możliwość przekazywania psychotronicznej energii przez jednego człowieka drugiemu. Dolores Krieger napisała w swej książce Therapeutic Touch:
"Akt uzdrawiania wiąże się z przekazaniem przepływu energii przez uzdrawiającego na rzecz chorego... Uzdrawiający przekazuje tę energię, pranę drugiej osobie."
Terapeutyczny dotyk nie powinien być brany za naukową czy niewinną metodę leczenia tylko dlatego, że stosują go niektóre pielęgniarki czy szpitale. Ostrożność budzą przynajmniej dwa czynniki:
Krieger twierdzi, że bez wprowadzenia się w odmienne stany świadomości, nie mogła też przekazać pacjentowi energii. Pisze, że terapeutyczny dotyk, którego integralną część stanowią odmienne stany świadomości pozwala na dialog z "wyższym ja", co jest eufemizmem na kontakt z duchowymi istotami. W rezultacie technika ta niesie podobne niebezpieczeństwa, jak joga i inne okultystyczne formy medytacji. Dolores Krieger napisała: "Czasami nazywam terapeutyczny dotyk - jogą uzdrawiania".
Wiele pielęgniarek, które parają się terapeutycznym dotykiem, nie ma pojęcia, że czynią z siebie spirytystyczne medium. Pielęgniarki i lekarze, ze względu na edukację mocno osadzoną w oświeceniowym (materialistycznym) światopoglądzie, który wyklucza duchową rzeczywistość, zwykle nie orientują się w niebezpieczeństwach okultyzmu. Wierzą, że taka niewinna technika jak przesuwanie dłoni nad ciałem pacjenta, jeśli nawet nie pomoże, to i nie zaszkodzi.
W tym miejscu trzeba wspomnieć, że dotyk odgrywał ważną rolę w służbie Jezusa i apostołów (o czym zaraz powiemy więcej). Jezus nie obawiał się dotknąć nawet trędowatych, uzdrawiając ich. Nigdzie jednak w Biblii nie czytamy o leczeniu metodą bezdotykową, jaką propaguje tzw. terapeutyczny dotyk. Ze względu na jej okultystyczne korzenie lepiej jej nie zalecać, ani nie stosować.
Jaka jest największa różnica między medycyną konwencjonalną a niekonwencjonalną? Medycyna alternatywna nie ma oparcia w badaniach naukowych. Przez badania naukowe rozumiemy dowody skuteczności leczenia osiągnięte i powtórzone w warunkach laboratoryjnych. Przez takie badania muszą przejść wszystkie lekarstwa i terapie medycyny konwencjonalnej.
Propagatorzy alternatywnej medycyny sądzą, że ich medykamenty i techniki powinny być ponad naukowymi standardami, ze względu na ich naturalność. Wiara w teorię oraz kilka anegdotycznych (nie udokumentowanych naukowo) sprawozdań ludzi uzdrowionych, nie ma jednak wartości sama w sobie, nawet jeśli ci ludzie faktycznie wyzdrowieli. Dlaczego?
Kolejną istotną różnicą między medycyną konwencjonalną a niekonwencjonalną jest to, że ta ostatnia często ignoruje mechanizmy biologiczne oraz badania neuroanatomiczne. Ufa natomiast środkom i metodom o starożytnym pochodzeniu, tak jakby to samo w sobie było gwarantem skuteczności i bezpieczeństwa w porównaniu z zalecanymi przez medycynę konwencjonalną. Naukowe pismo medyczne The New England Journal of Medicine w 12 numerze z 1998 roku komentuje:
"W rezultacie zioła i mikstury ziołowe uważane są za lepsze od środków uzyskanych w laboratorium. Metody uzdrawiania takie jak homeopatia czy terapeutyczny dotyk są żarliwie promowane, pomimo braku dobrych klinicznych dowodów na skuteczność, nielogiczności, pogwałcenia fundamentalnych praw nauki, a więc okoliczności wymagających więcej, a nie mniej, materiału dowodowego."
Przeciętna życia w krajach rozwiniętych, wzrosła o 30 lat w ciągu ostatnich stu lat, głównie dzięki współczesnej medycynie. Nie ma więc powodu, aby odwracać się od niej. Gdyby owe starożytne środki i metody były tak skuteczne, jak przekonują ich dzisiejsi propagatorzy, nie musielibyśmy czekać tak długo na przedłużenie przeciętnej życia, ani na lekarstwa zapobiegające śmiertelnym chorobom.
Reklamowanie medycyny niekonwencjonalnej jako naturalnej jest nieco zwodnicze. Większość lekarstw powstała przecież na bazie naturalnych składników. Badania laboratoryjne pozwoliły zaś odróżnić w roślinach substancje szkodliwe od nieszkodliwych i dobrać je w odpowiednich proporcjach, co uchroniło przed chorobą i śmiercią wiele istnień ludzkich.
Faktycznie istnieje tylko jedna medycyna - ta, która przechodzi przez test badań naukowych. Środki czy techniki alternatywnej medycyny muszą być poddane nie mniej rygorystycznemu badaniu jak stosowane przez medycynę konwencjonalną. Przetestowane środki i terapie, które okażą się skuteczne i bezpieczne, zostaną zaakceptowane w świecie medycznym.
Bez naukowych badań niekonwencjonalne sposoby leczenia niosą niebezpieczeństwo złej diagnozy i doboru nieadekwatnej terapii, co może opóźnić leczenie i pogorszyć stan zdrowia chorego. Nie mniejsze jest niebezpieczeństwo duchowe, gdyż alternatywne terapie zwykle promują okultystyczny światopogląd, narażając ludzi na zły wpływ duchowy.
Pielęgniarka i misjonarka pracująca wśród Nduga, zamieszkujących na Jawie (wielokrotnie nagradzana za swą medyczną pracę i szkolenie Jawajczyków w zakładaniu klinik), kilkanaście lat temu uległa atakowi gorączki tropikalnej Denga. Musiała wrócić do domu. Po roku leczenia powróciła na misję, wciąż osłabiona, i z uczuciem "ciężkości", choć badania nie wykazały przyczyny choroby.
Pół roku później historia powtórzyła się i znów musiała powrócić do domu. Chroniczne zmęczenie i inne problemy pozostały, mimo, że opiekowało się nią kilku specjalistów. Wiele osób modliło się o poprawę, bez efektu. W końcu pewien pastor, który podejrzewał duchowe przyczyny jej choroby, zapytał:
- Czy kiedykolwiek korzystała pani z alternatywnych terapii leczniczych?
- Tak, kiedy medyczne środki nie pomagały, przystałam m.in. na homeopatię, akupunkturę i refleksjologię.
Kiedy pastor ukazał jej niebezpieczeństwa związane z tego rodzaju terapiami, pielęgniarka wyrzekła się ich wpływu i wyznała je Bogu jako grzech. Wkrótce "ciężkość", chroniczne zmęczenie i inne dolegliwości, jakie ją trapiły od ponad roku, zniknęły. Powróciła do pracy misyjnej ciesząc się dobrym zdrowiem.
Rzymianie mawiali Caveat emptor (Strzeż się nabywco), apelując do kupujących, by strzegli się szalbierzy. Oto kilka rad dla osób, które mimo zapoznania się z niebezpieczeństwami niekonwencjonalnej medycyny, wciąż chcą z niej korzystać:
Autor udostępnił tekst 14 czerwca 1999 r.
Czytaj i/lub wpisz komentarze dotyczące tego opracowania.
Nie przegap też F A Q - forum dyskusyjnego.
kontak z autorem serwisu
Sylwestrem Szady |
sylwetka i pisarski dorobek
autora artykułu
kontakt z autorem artykułu Alfredem Palla Wydawnictwo BETEZDA |
Adres serwisu:
http://www.eliasz.pl
Chrzescijanski Serwis Promocyjny
Ostatnie zmiany: 14.06.1999 r.
[początek]