(1 Mojż. rozdz. 6-7)
W dniach, kiedy żył Noe, podwójne przekleństwo ciążyło na ziemi: skutki grzechu Adama i bratobójstwa Kaina. W przyrodzie nie zaszły widoczne zmiany. Występowały wprawdzie pewne oznaki schyłku i upadku, ale ziemia nadal była przepiękna i obfitowała w dary Boże. Na wzgórzach stały te same drzewa, których konary uginały się pod ciężarem różnorodnych owoców. Ogromne równiny okryte soczystą zielenią podobne były do zbytkownych ogrodów, a niezliczone kwiaty napełniały powietrze słodką wonią. Płody ziemi w najróżniejszych gatunkach i niewyczerpanej ilości służyły za pożywienie. Drzewa były o wiele większe niż obecnie. Masa ich była twarda jak kamień i prawie tak samo wytrzymała. Złota, srebra i drogich kamieni było w bród.
Rodzaj ludzki zachował swą dawną siłę i energię pomimo tego, że już kilka pokoleń minęło od błogosławionego czasu, kiedy Adam miał dostęp do drzewa żywota. Ludzie nadal żyli po kilkaset lat. Gdyby te długowieczne, tak zdolne i potężne stworzenia Boże, oddały się służbie Panu i rozgłaszały imię Jego, dopięłyby celu, dla którego były stworzone. Ludzie poszli jednak inną drogą. Rozwiązłość i skłonność do złego równoważyły ich wielkie zalety i zdolności.
Bóg ofiarował mieszkańcom przedpotopowej ziemi liczne i bogate dary. Lecz ludzie użyli ich dla swoich własnych egoistycznych celów. Z czasem dary te stały się przekleństwem dla rodu ludzkiego, ponieważ, same przez się, stały się przedmiotem kultu, zamiast być środkiem uwielbienia Boga. Złoto, srebro, kosztowne kamienie i rzadkie gatunki drzew zużywano na budowę zbytkownych mieszkań. Prześcigano się w upiększaniu domostw najwspanialszymi rękodziełami. Ludzie zajęci byli jedynie zaspokajaniem wyszukanych pragnień i wygórowanych ambicji, które, podobnie jak przyjemności, były złe i grzeszne. Nie chcąc gościć Boga w sercu, zaczęli zaprzeczać Jego istnieniu. Przedmiotem uwielbienia stał się geniusz ludzki. Oddawano boską cześć wytworom pracy ludzkiej,
a wielu uczyło swoje dzieci zginać kolana przed obrazami. Czcili przyrodę, a nie Pana objawiającego się w przyrodzie.
Na szmaragdowych niwach, wśród rozłożystych drzew ludzie wznosili ołtarze dla swoich bóstw. Najpiękniejsze zakątki w gajach i lasach o wiecznie zielonym listowiu przeznaczono na miejsca kultu dla fałszywych bogów. Gaje te łączyły się z przepięknymi, pełnymi owoców ogrodami, których aleje były ocieniane przez drzewa wszystkich rodzajów. Wspaniale rzeźby i posągi bielały na tle soczystej zieleni. Ogród taki posiadał wszystko, co było człowiekowi potrzebne do szczęścia. I właśnie te miejsca znęciły bałwochwalców do uczestniczenia w fałszywych praktykach.
Ludzie usunęli Boga ze swej świadomości i czcili przedmioty własnej wyobraźni, w wyniku czego staczali się coraz głębiej w przepaść. "Niech będą im podobni twórcy ich, wszyscy, którzy im ufają" (Psalm 115,8) - tak psalmista opisuje wrażenia i doznania bałwochwalców, otaczających czcią swe bóstwa. W naturze człowieka leży to, że jego świadomość może się zmienić poprzez ciągłe obcowanie z jakimś faktem.
Człowiek nie może zajść wyżej niż kierujące nim zasady prawdy, czystości i świętości. Jeżeli jego myśl nie będzie bez przerwy dążyła w górę ponad zwykły poziom życia ludzkiego i nie pogrąży się w zadumie nad doskonałością Bożą, wówczas poziom ten będzie stale się obniżał. Czciciele fałszywych bóstw przypisywali swoim bałwanom ludzkie właściwości i namiętności. W ten sposób charakter ich bóstw został sprowadzony do poziomu natury zwykłych grzeszników. "Pan widział, że wielka jest złość człowieka na ziemi i że wszelkie jego myśli oraz dążenia jego serca są ustawicznie złe... a ziemia była skalana w oczach Boga i pełna nieprawości" (1 Mojż. 6,5.11). Bóg dał człowiekowi wskazania, do których człowiek miał dostosować swe życie. Lecz człowiek prawo to zlekceważył i w następstwie uległ grzechowi. Człowiek grzeszył otwarcie, bez obawy. Sprawiedliwość została podeptana. Ale krzyk i wołanie uciśnionych docierały do nieba.
Wprowadzono wielożeństwo, co sprzeciwiało się Bożemu zarządzeniu wydanemu po stworzeniu świata. Pan dał Adamowi tylko jedną żonę, objawiając w ten sposób swoją wolę. Lecz po swym upadku człowiek wybrał inną, grzeszną drogę, czego wynikiem był rozwój przestępstwa i zbrodni. Ani prawa małżeńskie, ani prawa własności nie były przestrzegane. Ktokolwiek pożądał żony lub rzeczy sąsiada, zabierał je siłą. Zwycięzca triumfował i był dumny z zadanego gwałtu. Ludzie rozkoszowali się zabijaniem zwierząt w celu zdobycia żywności, co w dużym stopniu przyczyniło się do wzrostu okrucieństwa. Wreszcie życie ludzkie przestało mieć jakąkolwiek wartość. Człowiek zobojętniał na zbrodnię.
Świat był młody, lecz grzech tak się rozpowszechnił, że Bóg nie chciał dalej tego znosić i rzekł: "Zgładzę człowieka, którego stworzyłem,
z powierzchni ziemi" (1 Mojż. 6,7) *. Powiedział tym samym, że Jego Duch nie będzie wiecznie walczył z grzesznym rodzajem ludzkim i że jeżeli ludzie nie przestaną kalać swymi grzechami świata i jego skarbów, usunie ich z powierzchni ziemi i zniszczy wszystko, co było stworzone ku ich rozkoszy i błogosławieństwu. Zetrze z oblicza ziemi zwierzęta i rośliny, które w tak wielkim wyborze służyły im za pożywienie. Przemieni ziemię w olbrzymią, pełną ruin pustynię.
Wśród panującej powszechnie demoralizacji Matuzalem, Noe i wielu innych pracowali nad podtrzymaniem u ludzi świadomości o prawdzie Bożej, walczyli przeciw moralnemu złu. Sto dwadzieścia lat przed potopem Bóg przez swego anioła powiadomił Noego o mającej nastąpić katastrofie i nakazał mu zbudować arkę. Podczas tej pracy Noe miał opowiadać ludziom o mającym nadejść potopie, który miał zniszczyć ludzkość. Ci, którzy uwierzyliby jego przepowiedniom i pokutowaliby oraz zmienili swój grzeszny tryb życia, otrzymaliby przebaczenie i zostaliby uratowani. Enoch przekazał swoim dzieciom ostrzeżenie Boże o potopie. A zatem Matuzalem i jego syn, wierząc słowom Noego, pomagali mu w budowie arki, co do której Bóg udzielił Noemu szczegółowych instrukcji.
Rozum ludzki nie byłby w stanie obmyśleć konstrukcji o tak wielkich rozmiarach i wytrzymałości. Bóg był projektodawcą, a Noe wykonawcą domu. Arka przypominała swą budową łódź, aby nadawała się do pływania po wodzie, ale pod wieloma względami wygląd jej przywodził na myśl olbrzymi gmach. Ten trzypiętrowy dom posiadał z boku tylko jedną bramę wejściową. Światło padało z góry; różne części mieszkalne były tak rozplanowane, że światło łatwo do nich docierało. Arkę zbudowano z drzewa cyprysowego, nie niszczejącego nawet w ciągu setek lat. Budowa tego olbrzyma była długa i żmudna. Ogromnych rozmiarów drzewa o specyficznym gatunku drewna niezwykle utrudniały robotę, biorąc nawet pod uwagę olbrzymią siłę ówczesnych ludzi. Wszystko, co dało się zrobić, zostało wykonane, aby dzieło było doskonałe, lecz to arka nie mogła oprzeć się mającemu nawiedzić ziemię żywiołowi sztormu bez pomocy Boga, który jedynie sam mógł uratować swoich sług w tak dramatycznej sytuacji. "Przez wiarę zbudował Noe, ostrzeżony cudownie o tym, czego jeszcze nie można było widzieć, pełen bojaźni, arkę dla ocalenia rodziny swojej, przed nią wydał wyrok na świat i odziedziczył usprawiedliwienie, które jest z wiary" (Hebr. 11, 7). Przekazując światu ostrzeżenie, Noe poparł swe słowa czynem - budową arki, co świadczyło o prawdzie jego słów. Noe dał przykład światu, jak należy wierzyć słowom Bożym. Wszystko, co posiadał, poświęcił, aby tylko zbudować arkę, kiedy zaczął się budować olbrzymi statek na lądzie, ze wszystkich stron napływały tłumy, aby przyjrzeć się tej osobliwej pracy. Ludzie słuchali przy tym pełnych nadziei, żarliwych słów samotnego kaznodziei. Każde uderzenie młota było nowym potwierdzeniem prawdziwości przepowiedni.
* Patrz: Objaśnienia, str. 576, uwaga 1.
Treść uwagi:
Bóg jest sprawiedliwy i wierny danym przez siebie obietnicom. Jego wielka miłość i litość do człowieka objawiły się w takich właśnie zdaniach jak: "Wywołało to żal Boga, że uczynił człowieka na ziemi i napełniło Go smutkiem", dosłownie - "zraniło Jego serce". Ten zwrot tłumaczy inne. Gdy czytamy, ze Bóg żałował, jest to nasz ludzki sposób myślenia, ponieważ - jak powiada Kalwin - "nic nie dzieje się przez przypadek, wszystko zostało przewidziane'. Nasuwa nam to na myśl, ze "smutek miłości Bożej był wywołany grzechami człowieka". Według słów Kalwina "straszliwe grzechy ludzkie obrażają Boga tak samo jak wówczas, gdy serce Jego zranione zostało przeogromnym smutkiem" (dr Edersheim).
Z początku zdawało się, że wielu ludzi posłucha przestrogi. Lecz oni nie zwracali się do Boga w nastroju prawdziwej skruchy, nie okazywali chęci zrezygnowania z dotychczasowego grzesznego życia. W okresie poprzedzającym potop Bóg wystawił ludzi na próbę. Jednak nie byli oni zdolni przetrzymać jej. W końcu, opanowani nieufnością, powracali do dawnych przyzwyczajeń, lekceważąc wszelkie rady i przestrogi. Niektórzy dali się przekonać i najchętniej zastosowaliby się do słów ostrzeżenia, lecz ci nieliczni, pod wpływem kpin i szyderstw swych braci, ulegli wreszcie złemu duchowi i odrzucali zbawienne rady. Wkrótce znaleźli się w gronie najśmielszych szyderców, ponieważ najgorszym i najbardziej zatwardziałym w grzechu człowiekiem jest ten, który niegdyś widział światło i odrzucił je, odwracając się od Ducha Bożego.
Nie wszyscy ówcześni ludzie byli w pełnym tego słowa znaczeniu bałwochwalcami. Wielu z nich uważało siebie za wyznawców jedynego Boga twierdząc, że ich bóstwa są obrazem Boga i że dzięki nim lud ma lepsze wyobrażenie o Boskiej Istocie. Ludzie ci należeli właśnie do tej grupy, która najszybciej odrzuciła słowa Noego. Materialny obraz Boga przytępił ich umysły tak, że stały się niezdolne do przyjęcia Jego nadprzyrodzonego majestatu. Ludzie ci przestali pojmować świętość Jego Osoby i niezmienny charakter Jego przykazań. W miarę, jak grzech stawał się zjawiskiem powszednim i wydawał się coraz mniej występny, grzesznicy doszli do przekonania, że prawo Boże utraciło swą moc i zaczęli twierdzić, że karanie za przestępstwo jest przeciwne naturze Boga. Czynili to nie wierząc, że kara może nawiedzić świat. Gdyby ówcześni ludzie stosowali się do praw Najwyższego, rozpoznaliby Jego głos w słowach ostrzeżenia, wypowiadanych przez Jego sługę. Lecz byli tak ślepi na światło, które sami odrzucili, iż w końcu uwierzyli w to, że słowa Noego są tylko mrzonką.
Niewielu stanęło po stronie prawdy. Porządek ówczesnego świata był sprzeczny ze sprawiedliwością Bożą i Jego prawem. Noego uważano za fanatyka. Kiedy szatan kusił Ewę, rzekł do niej: "Na pewno nie umrzecie" (1 Mojż. 3,4). Wielcy i mądrzy ludzie tamtych czasów powtarzali to samo: "Groźby Boże są tylko po to, aby wzbudzić bojaźń w ludziach; nigdy się nie sprawdzają". Twierdzili, że takie wydarzenia, jak zniszczenie ziemi przez jej Stwórcę i ukaranie istot stworzonych przez Niego, nigdy nie może się urzeczywistnić. "Bądźcie spokojni - wołali - nie bójcie się, Noe jest dzikim fanatykiem".
Świat wyśmiewał "starego pomyleńca". Zamiast ukorzyć serca przed Bogiem, trwali nadal w nieposłuszeństwie i grzechu tak, jak gdyby Bóg nie przemawiał do nich przez swego sługę.
Jednak Noe stal niewzruszony jak skała wśród nawałnicy. Ośmieszony i wyszydzony, wyróżniał się swoją świętobliwą postawą i niezachwianą wiarą. Jakaś potęga przebijała przez jego słowa, gdyż sam Bóg mówił ustami wiernego sługi. Obcowanie z Bogiem dodawało mu niesłychanej
mocy. Przez sto dwadzieścia lat jego niestrudzony glos docierał do ludu. Głos ten przepowiadał zdarzenia, których rozum ludzki nie był w stanie pojąć.
Ludzie świata przedpotopowego uważali, że prawo natury zostało ustalone na wieki. Pory roku następowały po sobie zawsze w tym samym, niezmiennym porządku. Opady atmosferyczne nie były wówczas znane, ponieważ ziemia czerpała wilgoć z mgły i rosy. Rzeki nie występowały z koryt i bezpiecznie doprowadzały wodę do mórz. Niewidzialna ręka zatrzymywała je w granicach brzegów. Lecz świat nie uznał tej ręki. Tego, który wstrzymywał wody, mówiąc: "Dotąd dojdziesz, lecz nie dalej!".
W miarę upływu czasu żadna widoczna zmiana nie zachodziła w przyrodzie, a ludzie powoli zaczęli nabierać pewności siebie. Myśleli, tak jak wielu obecnie, że przyroda przewyższa Boga i że jej prawa są tak niezachwiane, iż nawet sam Bóg nie mógłby ich zmienić. Rozumowano, że gdyby prawda przemawiała przez usta Noego, w przyrodzie musiałaby zaistnieć jakaś przemiana. Dlatego też uważali słowa Noego za mrzonkę i wielkie nieporozumienie. Chcąc zamanifestować swą pogardę dla Boskiego ostrzeżenia, ludzie powracali do grzesznego życia: urządzali uczty i festyny, oddawali się obżarstwu i opilstwu, zakładali ogrody i budowali nowe domy, a plany swoje uzależniali od przyszłych zysków. Zło miało coraz łatwiejszy dostęp do ludzi, którzy, zaniedbując boskie przykazania, chcieli wykazać, że nie obawiają się Najwyższego. Zapewniali, że gdyby choć trochę prawdy było w słowach Noego, uczeni i wielcy tego świata dostrzegliby ją.
Gdyby ludzie przedpotopowi dali wiarę ostrzeżeniom i przystąpili do pokuty, Pan odwróciłby zły los, tak jak później uczynił to wobec Niniwy. Jednak na skutek stałego zagłuszania i lekceważenia słów proroka Bożego, pokolenia te przebrały miarę w grzeszeniu i dojrzały do tego, by Wszechmocny zgładził je z powierzchni ziemi.
Okres próby dobiegał końca. Noe nadal wiernie postępował według przykazań Bożych. Arka była gotowa. Każdy jej szczegół wykonano według pouczeń otrzymanych od Najwyższego. Dla ludzi i zwierząt zebrano zapasy żywności. I wtedy sługa Boży wystosował ostatni, uroczysty apel do ludu. Z niewysłowioną udręką i nadzieją w sercu zaklinał lud, aby się opamiętał i ratował póki czas. Lecz naród i tym razem odrzucił z pogardą jego przestrogi, wznosząc okrzyki szyderstwa. Nagle cisza zaległa nad drwiącym tłumem: z gór i lasów zaczęły nadciągać drapieżniki i inne zwierzęta, torując sobie drogę do arki. Wtem dał się słyszeć ogłuszający szum. To ptaki, zaciemniając niebo, nadlatywały ze wszystkich stron i we wzorowym porządku udawały się w kierunku arki. Nie ludzie, lecz zwierzęta usłuchały głosu Bożego. Kierowane przez aniołów "po parze weszły do Noego do arki", a czyste zwierzęta wchodziły po siedem par. Tłum przyglądał się temu osobliwemu widowisku ze zdumieniem: niektórych ogarnął strach. Sprowadzono filozofów i innych uczonych, aby ci wytłumaczyli
to zjawisko. Lecz na próżno - tajemnicy tej nie byli w stanie zgłębić. Ludzie tak głęboko tkwili w grzechu, że nawet tak wstrząsająca scena zrobiła na nich tylko chwilowe wrażenie. Spoglądając na lśniące promienie słoneczne i na ziemię strojną w nieomal rajski czar, zagłuszali rodzący się niepokój hałaśliwą wesołością i kpinami. Było to jakby wzywanie pomsty Bożej.
Bóg rozkazał Noemu: "Wejdź do arki, ty i cały dom twój, bo widziałem, że jesteś sprawiedliwy przede mną w tym pokoleniu" (1 Mojż. 7,1). Słowa ostrzeżenia Noego zostały odrzucone przez świat, ale wpływ i przykład męża Bożego znalazły oddźwięk w błogosławieństwach udzielonych jego rodzinie. W nagrodę za wytrwałość i wierność, Bóg uratował jego najbliższych.
Nie było miejsca na litość dla występnego rodzaju ludzkiego. Gdy zwierzęta i ptaki wypełniły arkę a Noe z rodziną był już wewnątrz, drzwi "zamknął Pan za nim" (1 Mojż. 7,16). Oślepiające światło błysnęło na niebie. Obłok jaśniejszy od błyskawicy, spłynął z niebios i krążył u wejścia do arki. Masywna brama, której żaden człowiek nie był w stanie poruszyć, pchnięta niewidoczną dłonią zamknęła się. Noe pozostał w arce, a ci, którzy wzgardzili miłosierdziem Bożym, znaleźli się poza nią. Bóg zapieczętował wejście do korabia i jedynie On mógł otworzyć jego bramę. Podobnie stanie się przed "powtórnym przyjściem Chrystusa na ziemię, kiedy drzwi miłosierdzia zamkną się dla grzeszników. Łaska Boża nie zatamuje zła, a szatan znajdzie otwarte pole do działania tam, gdzie miłosierdzie Boże zostało odrzucone. Grzesznicy, opanowani przez ducha ciemności, włożą cały swój trud w dręczenie i niszczenie wiernego ludu Bożego. I tak, jak Noe znalazł schronienie w arce, tak sprawiedliwi dzięki mocy Bożej zostaną uratowani.
W ciągu siedmiu dni, od chwili wejścia Noego do arki, nie pokazała się żadna oznaka nadciągającej burzy. W ten sposób Bóg wystawił Noego na próbę. Ludzie spoza arki triumfowali, ponieważ ta pozorna zwłoka utwierdziła ich w przekonaniu, że poselstwo Noego było zmyśleniem i ze potop nigdy nie nastąpi. Mimo tego, że byli świadkami tak niezwykłych wydarzeń, jak wejście zwierząt do arki i zamknięcie bramy przez anioła Bożego, wrócili do swoich zabaw, drwiąc z jawnych oznak potęgi Bożej. Tłumnie zbierali się wokół arki i szydzili z tych, którzy schronili się wewnątrz niej. Szyderstwa i drwiny nabrały dotychczas niespotykanej ostrości i śmiałości.
Ósmego dnia ciemne chmury ukazały się na niebie. Towarzyszyły im grzmoty i błyskawice. Wielkie krople deszczu zaczęły padać na ziemię. Ludzie dotychczas nie przeżyli niczego podobnego. Serca ich opanował strach. Zadawali sobie nawzajem pytanie: "Czyżby Noe miał rację, czyżby było możliwe, aby cały świat przeznaczono na zagładę?". Niebo ciemniało coraz bardziej, a deszcz stawał się coraz gwałtowniejszy. Zwierzęta wyły i ryczały. Ich krzyk zdawał się wyrażać strach przed nieodwracalnym
losem wszystkich żywych stworzeń na ziemi. "Wytrysnęły źródła wielkiej otchłani i otworzyły się upusty nieba" (1 Mojż. 7,11). Zdawało się, że woda spływa z chmur wielkimi, nieprzerwanymi strugami. Rzeki wystąpiły z łożysk i zalały doliny. Fontanny wód, wyzwolone z ziemi biły w górę z nieopisaną siłą, wyrzucając ogromne skały na setki stóp ponad ziemię, a te, opadając z ogromną siłą, grzęzły głęboko w ziemi.
Ludzie byli świadkami zniszczenia wytworów własnych rąk. Pięknie ozdobione budynki, urocze ogrody i gaje zamieniały się pod uderzeniami piorunów w rumowisko. Ze wszystkich stron, jak okiem sięgnąć, sterczały ruiny. Ołtarze, na których składano ofiary, zostały zrównane z ziemią, a czciciele fałszywych bóstw drżeli przed potęgą żywego Boga, ponieważ zdali sobie wreszcie sprawę, że to ich własne zło i bałwochwalstwo doprowadziło do takiej katastrofy.
W miarę, jak siła burzy wzmagała się, budynki, drzewa i skały, a także i ziemia, trzęsły się i rzucały we wszystkie strony. Nieopisana panika opanowała ludzi i zwierzęta. Przez ryki zwierząt i nawałnicy przedzierały się krzyki i jęki ludu, który odrzucił autorytet żywiołu, bał się o własną egzystencję. Z jaką rozkoszą przewodził potężnemu rodzajowi ludzkiemu! Pragnął, aby człowiek żył wyłącznie po to, żeby oddawać się swym haniebnym praktykom i buntował przeciw Władcy Niebios. Teraz szatan złorzeczył Bogu, posądzając Go o niesprawiedliwość i okrucieństwo. Za przykładem szatana wielu ludzi przeklinało Pana; gdyby to leżało w ich mocy, zrzuciliby Go z niebieskiego tronu. Inni znowu, obłąkani ze strachu, wyciągali ręce w stronę arki, błagając o ratunek. Lecz ich wołania były daremne. Nareszcie obudziła się świadomość, że istnieje w niebie Bóg. Wołali do Niego w rozpaczy, lecz uszy Jego nie słyszały tych głosów. W tej straszliwej godzinie ludzie pojęli, że to zlekceważenie prawa Bożego spowodowało ich zagładę. W dniu grozy, w strachu przed karą, uznali swą winę, lecz nie czuli prawdziwej skruchy i wstrętu do grzechu. Gdyby Bóg cofnął swój wyrok i darował ludziom ich przewinienia, powróciliby na dawną, sprzeczną z prawem niebiańskim, drogę. Gniew Boży znów spadnie na ziemię, lecz zanim pochłoną ją płomienie, zatwardziali w grzechu ludzie zrozumieją swoją winę i istotę prawa Bożego. Ale nie będą w stanie szczerzej pokutować, niż to czynili ich poprzednicy z dawnego świata.
Niektórzy w rozpaczy starali włamać się do arki. Lecz solidna konstrukcja oparła się ich sile. Inni znów chwytali się jej, póki nie zmyła ich woda lub nie stracili oparcia przy zderzeniu ze skałami i drzewami. Masywna budowa arki drżała pod wpływem nielitościwych ciosów wiatru, a fale wód rzucały nią we wszystkie strony. Zwierzęta znajdujące się wewnątrz ryczały ze strachu. Lecz arka zapewniała bezpieczeństwo wśród szalejącego żywiołu, gdyż aniołowie z polecenia Bożego roztaczali nad nią opiekę.
Tymczasem na zewnątrz trwało dzieło zniszczenia. Zwierzęta pod naporem
nawałnicy rzucały się ku ludziom, szukając u nich ratunku. Ludzie zaś przywiązywali się wraz z rodziną do najpotężniejszych zwierząt sądząc, że one wiedzione instynktem samozachowawczym, znajdą najwyżej położone miejsca, aby tam schronić się przed podnoszącą się ciągle wodą. Inni znów przymocowywali się do wierzchołków wysokich drzew, które jednak zostawały obalane przez wodę i wraz z żywym ładunkiem porywanie przez kotłujące się wiry. Jedno schronienie po drugim, które zdawało się zapewniać bezpieczeństwo, trzeba było opuszczać. W miarę jak woda wznosiła się coraz wyżej, ludzie szukali ratunku na najwyższych szczytach górskich. Zdarzało się często, że człowiek i zwierzę mocowali się ze sobą o kawałek suchego gruntu pod nogami, aż w końcu razem padali w odmęty wód.
Ze szczytów górskich człowiek widział dookoła jedynie bezkresny ocean. Uroczyste ostrzeżenia sługi Bożego przestały być tematem żartów i kpin. Jakże bardzo tęsknili ci skazańcy za straconą na zawsze chwilą, która mogła im zapewnić ratunek! Ale przeoczyli ją lekkomyślnie! Teraz błagali o jeszcze jedną godzinę zwłoki, o odrobinę łaski i litości, o jedno słowo z ust Noego. Lecz nie dane im było usłyszeć więcej słodkiego głosu nadziei. Miłość i sprawiedliwość Boża wymagały, aby położyć kres panującemu na świecie złu. Mściwa nawałnica pochłonęła ostatnie miejsca ucieczki, a ci, którzy pogardzili Bogiem, zginęli w czarnej otchłani wód.
"Mocą słowa Bożego... świat ówczesny, zalany wodą, zginął. Ale teraźniejsze niebo i ziemia mocą tego samego Słowa zachowane są dla ognia i utrzymane na dzień sądu i zagłady bezbożnych ludzi" (2 Piotr 3,5-7). Nadejdzie inny żywioł. Ziemię na nowo nawiedzi straszliwy gniew Boży, który zgładzi grzech wraz z grzesznikami z jej powierzchni.
Te same grzechy, które wołały o pomstę w czasach przedpotopowych, istnieją i teraz. Bojaźń Boża opuściła serca ludzkie, a Jego prawo traktowane jest z obojętnością lub wzgardą. Światowy sposób bycia i myślenia ówczesnych i dzisiejszych pokoleń jest taki sam. Chrystus powiedział: "Bo jak w dniach owych przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali, aż do tego dnia, gdy Noe wszedł do arki. I nie spostrzegli się, że nastał potop i zmiótł wszystkich, tak będzie i z przyjściem Syna Człowieczego" (Mat. 24,38-39).
Bóg nie potępił ludzi przedpotopowych za to, że jedli i pili. On sam dawał im płody ziemi w wielkiej obfitości, aby zaspokoić ich potrzeby. Grzech polegał na tym, że spożywali te dary bez dziękczynienia Bogu, a siebie poniżali oddając się nieumiarkowanemu obżarstwu i opilstwu. Zawieranie małżeństw przewidziane było w prawie Bożym. Była to jedna z pierwszych instytucji, którą sam Bóg założył na ziemi, dając specjalne pouczenia co do jej funkcjonowania. Otoczył małżeństwo świętością i pięknem. Lecz wskazania Boże zlekceważono, w końcu o nich zapomniano, a pojęcie istoty małżeństwa zostało skażone i przekręcone, samo zaś zaczęło służyć jedynie namiętnościom.
Podobnie dzieje się teraz. Wszystko, co jest prawnie dozwolone, wynaturza się i zniekształca. Apetyty są zaspokajane bez miary. Ludzie oddani zawodowo służbie Bożej jedzą i piją w towarzystwie opojów, mima że ich nazwiska znajdują się na honorowym miejscu w rejestrach kościelnych. Brak wstrzemięźliwości paraliżuje siłę moralną i duchową, torując sobie drogę do namiętności niższego rzędu. Większość ludzi nie odczuwa moralnych hamulców ani potrzeby ukrócenia swych pożądliwości zmysłowych, których w końcu staje się niewolnikiem. Ludzie żyją jedynie dla zmysłowych przyjemności, dla świata i życia doczesnego. Nadużywanie stało się udziałem wszystkich klas społecznych. Wszystko poświęca się dla zewnętrznego zbytku i samochwalstwa. Ci, którzy dążą do wzbogacenia się, wypaczają pojęcie sprawiedliwości i uciskają biednych. "Niewolnicy i dusze ludzkie" są wciąż jeszcze przedmiotem handlu. Oszustwo, przekupstwo i kradzież przedarły się bezkarnie przez wysokie progi społeczne i prawne. Gazety osiągają wielkie zyski, prześcigając się w podawaniu sensacyjnych wiadomościach o morderstwach, często popełnianych bez powodu i to z tak zimną krwią, iż zdaje się, że ludzkość zatraciła wszelkie przyzwoite cechy swego gatunku. Okrucieństwa stały się tak powszechne, że rzadko wywołują komentarze lub budzą zdziwienie. Duch anarchizmu przeniknął wszystkie narody. Przestępstwa, które jeszcze czasem wywołują grozę i oburzenie świata, wskazują na to, że fale namiętności i bezprawia wzrastają, a pozbawione kontroli zaleją ziemię złem i nieszczęściem. Obraz ten, którego natchnieniem jest świat przedpotopowy, pokazuje bardzo przejrzyście, do jakiego stanu zdąża współczesne społeczeństwo. Nawet i teraz, w naszym wieku i to w uznanych krajach chrześcijańskich, dokonuje się zbrodni w sposób tak straszny i ponury, jak za najdawniejszych czasów. Zbrodnie te doprowadziły świat do zagłady.
Przed potopem Pan posłał Noego, aby ostrzegł świat. Posłał go dlatego, by ludzie mogli nawrócić się uniknąć grożącej im zagłady. Teraz także, kiedy czas drugiego przyjścia Chrystusa zbliża się, Pan wysyła swoich sług z ostrzeżeniem, aby świat przygotował się do wielkiego wydarzenia. Wszystkich, którzy żyją w grzechu i sprzeciwiają się prawu Bożemu, Bóg w miłosierdziu swoim przywołuje do posłuszeństwa. Wszystkim zaś, którzy zawrócą w skrusze z drogi występku, grzechy zostaną przebaczone. Wielu jednak sądzi, że zrezygnowanie z grzechu jest zbyt wielkim poświęceniem. Takie nastawienie wywodzi się stąd, że życie tych ludzi nie harmonizuje z czystymi zasadami moralnymi, wskazanymi przez Boga. Dlatego nie słuchają ostrzeżeń i gardzą autorytetem Jego prawa.
Spośród ludzi, żyjących przed potopem, tylko ośmioro naprawdę uwierzyło w natchnione przez Boga słowa Noego i wytrwało w posłannictwie wobec Najwyższego. Przez sto dwadzieścia lat głos sprawiedliwości ostrzegał świat przed zagładą. Lecz posłannictwo to spotkało się z pogardą. Podobnie będzie i w przyszłości. Zanim przyjdzie Prawodawca, aby sądzić
wiernych, będą oni wzywani do okazania skruchy i powrotu na drogę posłuszeństwa i wierności. U większości ostrzeżenia te zostaną jednak przyjęte bez wrażenia. Apostoł Piotr powiedział: "W dniach ostatecznych przyjdą szydercy z drwinami, którzy będą postępować według swych własnych pożądliwości i mówić: Gdzież jest przyobiecane przyjście Jego? Odkąd bowiem zasnęli ojcowie, wszystko tak trwa, jak była od początku stworzenia" (2 Piotr 2,3.4). Czyż raz po raz nie słyszymy tych samych słów nie tylko od jawnych ateistów, lecz nawet z ambony? "Nie ma powodu do paniki - wołają. Zanim Chrystus przyjdzie, cały świat się nawróci. Sprawiedliwość zapanuje wtedy na tysiąc lat. Pokój, pokój! Wszystko idzie ustalonym trybem od początku wszechrzeczy. Nie pozwólcie się niepokoić alarmującymi wieściami!". Lecz ta teoria o milenium nie jest zgodna z tym, czego uczył Chrystus i Jego apostołowie. Jezus zadał wieloznaczne pytanie: "Czy znajdzie Syn Człowieczy wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" (Łuk. 18,8). Z tych słów wynika, że warunki na ziemi będą wówczas podobne do tych za dni Noego. Apostoł Paweł ostrzega nas, że im bliżej końca, tym bardziej ludzie będą grzeszyć: "Duch wyraźnie mówi, że w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych, i będą słuchać nauk szatańskich" (1 Tym. 4,1). Apostoł mówi, że "w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy" (2 Tym. 3,1), a następnie przytacza niepokojącą listę grzechów, które znajdują miejsce wśród łudzi o pozornej pobożności.
Kiedy czas próby dobiegał końca, ludzie przedpotopowi oddawali się zgubnym rozrywkom i ucztom. Ci, którzy mieli wpływy i władzę, dbali o to, aby lud był zajęty sprawami doczesnymi, w obawie, by nie przejął się zbytnio słowami proroka. Czyż nie dzieje się to samo i dzisiaj? Podczas gdy słudzy Boży ostrzegają przed zbliżającym się końcem wszechrzeczy, świat pogrążony jest w zabawach i myśli jednie o swoich doczesnych przyjemnościach. Niekończący się łańcuch rozkoszy odciąga człowieka od Boga i prawdy, która jedynie może człowieka uratować od zagłady. W dniach, kiedy żył Noe, filozofowie twierdzili, że cały świat nie może zostać zniszczony przez wodę. Tak i obecnie uczeni dowodzą, że świat nie może zostać pochłonięty przez ogień, gdyż jest to sprzeczne z prawem natury. Lecz Pan i Twórca tej przyrody może użyć dzieła swoich rąk, aby dopiąć wytyczonego przez siebie celu.
Kiedy więc sławni mędrcy i wielcy ówczesnego świata stwierdzili ku ogólnemu zadowoleniu, że ziemi nie zagraża zagłada od wody, kiedy niepokój ludu został uśpiony, a proroctwa Noego uznano za przywidzenia, zaś samego Noego za fantastę - wtedy właśnie nadszedł czas gniewu Bożego. "Wytrysnęły źródła wielkiej otchłani i otworzyły się upusty nieba" (1 Mojż. 7,11). Szyderców pochłonęły wody potopu.
Pomimo chełpliwej filozofii ludzie odkryli zbyt późno, że ich mądrość i wiedza były obłędem. Już po czasie zrozumieli, że Prawodawca jest mądrzejszy od praw przyrody, a Opatrzność może użyć wszystkich środków,
aby osiągnąć cel. "A jak było za dni Noego... tak też będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi" (Łuk. 17,26.30). "A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą... ziemia i dzieła wszelkie na niej spłoną" (2 Piotr 3,10).
I przyjdzie dzień, w którym nauka filozofów wyprze z serc ludzkich strach przed sądem Bożym. Z ambon wołać będą, że nastały długie wieki pokoju i pomyślności, a świat, zajęty interesami i przyjemnościami doczesnymi, zlekceważy boskie ostrzeżenia i wyszydzi Jego wysłańców. Wówczas "przyjdzie na niego nagła zagłada... i nie umkną" (1 Tes. 5,3).
Idź do:
Propozycje książek
Twórczość pisarska Ellen Gould White
Patriarchowie i prorocy" - tytuł, spis treści, przedmowa
PiP, rozdział 4. Plan odkupienia
PiP, rozdział 7. Potop
PiP, rozdział 29. Nienawiść szatana do prawa Bożego
PiP, rozdział 30. Świątynia i służba Boża
PiP, rozdział 49. Ostatnie słowa Jozuego
Adres serwisu:
http://www.eliasz.pl
Ostatnie zmiany: 25.10.1998 r.
[początek]